![](https://taktowidzimy.pl/wp-content/uploads/2023/08/Fota.jpg)
Nie lubię nazwy Miesiąc Dumy, przecież nie można być dumnym przez miesiąc, a później ponownie ukryć się w jakimś odludnym miejscu. Po drugie, żyjemy w kraju, w którym wyraz ten jest tak często używany, że powoli traci na swej wartości.
Nie lubię nazwy Miesiąc Dumy, przecież nie można być dumnym przez miesiąc, a później ponownie ukryć się w jakimś odludnym miejscu. Po drugie, żyjemy w kraju, w którym wyraz ten jest tak często używany, że powoli traci na swej wartości.
Każdy odbiera świat inaczej, jedni przez pryzmat własnych doświadczeń, inni widzą go takim, jak przedstawiają go im ludzie z zewnątrz, a jeszcze inni w zupełnie inny sposób. Ilu ludzi, tyle sposobów na widzenie i odbieranie rzeczywistości nas otaczającej i zupełnie odmiennego interpretowania wszystkiego co nas otacza. Takie nasze prawo, nikt nie chce tego nikomu odbierać, nawet jeśli niektórzy chcą nam to wmówić.
Mam wrażenie, że otaczający nas świat osiągnął już, lub niewiele mu do niej brakuje, prędkość maksymalną. Wiadomości żyją już zaledwie chwilę, gdy jeszcze jakiś czas temu potrafiły “rozpalać” opinię publiczną dzień lub dwa. “Istnienie” w świecie wirtualnym, to nie dni czy tygodnie, teraz to są zaledwie chwile, chwile tak ulotne, że czasami nawet nie zauważamy, że ktoś miał swoje 5 sekund (już nie 5 minut).
Siedzisz sobie i patrzysz jak twój kciuk decyduje na jakim fragmencie Internetu się zatrzymasz, co przeczytasz, co go zainteresuje. Dziś dokładnie tak było – kciuk przewijał, gdy ja siedziałem i bezmyślnie wpatrywałem się w ekran telefonu. Nagle, zupełnie niespodziewanie, oczy zauważyły interesujący wpis.
W poprzednim tekście dotyczącym przekładu dokonanego przez Jerzego Łozińskiego,
stanąłem w obronie tłumacza, albowiem uważam, iż krytyka nadchodzi z niewłaściwej strony.
Przypomnę, że teza nie jest oparta na szerokich badaniach, a tylko na rozmowach z czytelnikami. Nie wykluczam zatem, że się mylę, jednak zgodnie z moimi obserwacjami ostrze krytyki jest skierowane w tłumaczenie nazw osobowych.
Do skreślenia tych kilku słów zainspirowała mnie ankieta przeprowadzona na X-ie przez J.R.R.
Tolkien Polska, a w zasadzie jej wynik. Mając do wyboru cztery odpowiedzi dotyczące zaawansowania w lekturze „Władcy pierścieni” w tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego, niemal połowa osób przyznało się do nieznajomości tegoż przekładu.
Na początek deklaracja: bardzo bliska jest mi myśli Hermanna Hessego, że „zawsze tak było i
zawsze tak będzie, że czas i świat, pieniądze i potęga należą do ludzi małych i płaskich”. Mam na to masę dowodów, zarówno we współczesności, jak i historii.
Czasem zdarza się tak, że trzeba wygłosić truizm, gdyż odnoszę wrażenie, że nawet niepozorne i błahe rzeczy mogą stać się zarzewiem konfliktu. W celu okraszenia tegoż truizmu dodam panaceum, jakim dla mnie jest muzyka.
Nie jestem skomplikowanym człowiekiem, choć takie mogę sprawić wrażenie. Wiele spraw, które na pierwszy rzut oka, wydają się skompilowane, wcale takimi nie są. Wszelkie komplikacje pojawiają się wraz z próbą dodania im aury tajemniczości, zbędnego mistycyzmu.
Z reguły wystarcza kilkukrotne przesłuchanie płyty, by wyrobić sobie jako taki pogląd i zasiąść do pisania tekstu jej poświęconego. Niekiedy trafia się na album, którego nawet kilkukrotne przesłuchanie, nie daje nam pewności, że jesteśmy uprawnieni do napisania czegokolwiek. Spróbuje.
Mój żywot w mediach społecznościowych jest krótki i mało intensywny, ale to wystarczy, by
się przekonać, że jest to złe miejsce. W zrozumieniu tegoż zła jak zwykle pomaga filozofia i tylko pytanie, czy ktoś zechce wyciągnąć z tego wnioski?
Lubie gdy słuchanie przypadkowej muzyki, która pojawiła się zupełnie niespodziewanie w naszej przestrzeni, zamienia się w kilkukrotne powtórzenie albumu. Coraz rzadsze doświadczenie w ostatnich miesiącach, czasu mniej, a płyt w kolejce coraz więcej.
Po ładnym i potrzebnym artykule Pana Mateusza Kijowskiego, który ukazał się na łamach Tak to widzimy, wywiązała się krótka dyskusja na X. Owa wymiana zdań, zmusiła mnie do nakreślenia kilku słów, uważam bowiem, że jesteśmy jako społeczeństwo na drodze donikąd i należy z niej zawrócić, póki jest na to czas.
Napisać, że uwielbiam, to jakby niczego nie napisać. Chodzi mi o rozbudowane długie kompozycje. Jeśli coś trwa więcej niż jakieś 6-7 minut, już jest w zasięgu moich zainteresowań muzycznych i ma wielkie szanse na wejście na stałe do moich ulubionych utworów.
Nie mogę napisać o sobie, że jestem wielkim fanem muzyki spod znaku prog metalu. Lubię, czasami mniej, kiedy indziej bardzo. Nowym wydawnictwom z tego gatunku, nie towarzyszy żaden dreszczyk, nawet najmniejszy. Dlatego z wielką radością słucham płyt, które potrafią mnie zatrzymać przy sobie na dłużej.