Ten tekst nie powstał dla pieniędzy…

Mam wrażenie, że otaczający nas świat osiągnął już, lub niewiele mu do niej brakuje, prędkość maksymalną. Wiadomości żyją już zaledwie chwilę, gdy jeszcze jakiś czas temu potrafiły “rozpalać” opinię publiczną dzień lub dwa. “Istnienie” w świecie wirtualnym to nie dni czy tygodnie; teraz to są zaledwie chwile, chwile tak ulotne, że czasami nawet nie zauważamy, że ktoś miał swoje 5 sekund (już nie 5 minut). Wszyscy gonią za sensacjami, za wyświetleniami, za polubieniami i podaniami dalej. Mam nieodparte wrażenie, że nikt tego nie czyta, nie ogląda filmików, które podaje dalej, nie słucha muzyki z należytą uwagą. Potrzeba atencji przesłania wszystko, usuwa wszelkie hamulce, zapominamy o innym człowieku, o czyichś uczuciach, emocjach, często nawet o własnych.

Jeśli ktoś słuchał chociażby jednego odcinka mojej poniedziałkowej audycji Kawa z Marcinem, mógł usłyszeć fragment, w którym czytam tytuły wiadomości, które proponuje mi strona główna Google w telefonie. Może nie wszyscy wyłapują ironię, może nie potrafię jej odpowiednio przekazać, a może dokładnie wiecie, o co chodzi. Tytuły te idealnie pokazują, w jakim miejscu przekazywania informacji znalazły się wszelkie “fachowe” strony internetowe. Ze względu na to, że praktycznie nie przeglądam stron politycznych, w moim “przeglądzie” takowych nie ma, co nie zmienia faktu, że daje on jakieś pojęcie, w jakim miejscu znalazło się “dziennikarstwo”, nie tylko rozrywkowe. Nie liczy się treść i jakość przekazywanych informacji, trudno w tych tekstach doszukać się wyszukiwanej fachowości, emocji, a czasami nawet sensu. Nie miałbym do tego żadnych zastrzeżeń, gdyby teksty te pisane były przez amatorów, ludzi piszących z “doskoku”, na co dzień zajmujących się zupełnie czymś innym. Ale nie, teksty te są pisane przez “redaktorów”, których pracą jest tworzenie kolejnych bzdurnych tekstów, które niczego nie wnoszą do życia czytelników.

Z racji moich zainteresowań, wyświetlające się artykuły z reguły dotyczą muzyki, książek i filmów. Zastanawiałem się nad umieszczeniem wyrazu artykuły w cudzysłowie, dałem jednak temu spokój. Z drugiej strony, jak mam traktować teksty oparte na jakiejś wypowiedzi muzyka, które oprócz przytoczenia tej wypowiedzi nie oferują niczego innego, poza wyświetleniem kilku reklam, przypomnieniem kim jest ten muzyk i innych informacji, które każdy już zna. Każdy, kto zna moje podejście do muzyki, wie, że wypowiedź, nawet słynnego muzyka nie jest w stanie zmienić mojej opinii na temat, dajmy na to, najlepszego sola gitarowego. Z przyjemnością przeczytałbym zamiast tego tekst napisany wokół tej wypowiedzi, niosący jakąś wartość dodaną, jakieś emocje. Wiem, autor tego wpisu musi “wyprodukować” jeszcze kilka podobnych tekstów tego dnia. Wiem także, że taka jest jego / jej praca. Nie zmienia to jednak faktu, że nie potrafię poważnie traktować takich materiałów i mieć chęć dodania stron, które takie zamieszczają do polubionych oraz zaczynać dzień od przeglądu takich informacji.

Podobnie jest z różnego rodzaju tekstami dotyczącymi książek oraz filmów. Mało z nich się dowiemy, rzadko wpłyną na nasze wybory, ewentualnie będziemy źli, że daliśmy się namówić na jakiś zakup czy seans. Pół biedy, gdy namówił nas do tego ktoś spoza “branży”; gdy zrobił to ktoś, kogo mamy uważać za znawcę i pewien kierunkowskaz, robi się niebezpiecznie.

Dodam do tego jeszcze jedną sprawę: błędy wynikające z braku korekty potrafią wytrącić z równowagi. Sam toczę ogromną walkę z błędami w moich tekstach, zdaję się na poprawki wprowadzane do tekstu przez oprogramowanie, które nie zawsze wyłapie błędy ortograficzne czy literówki. Robię to, a na różnych “fachowych” stronach nie korzystają nawet z tego udogodnienia.

Bylejakość, która atakuje nas z każdej strony, wydaje się nie do powstrzymania. Jest jej tyle, że nie pomagają żadne wymyślne sztuczki. Nie odwiedzam niektórych stron, nie klikam w reklamy, a i tak jakoś do mnie docierają takie teksty. Teksty o niczym, tak jak ten, który właśnie czytacie. Różnica jest taka, że ja napisałem swój z nadzieją, że ktoś go przeczyta, a nie za pieniądze. Może napisałem go dla chwilowej atencji, może chciałem zwrócić na coś uwagę, a może miałem na to ochotę.

Teksty, dotyczące techniki czy kultury, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Z moich obserwacji wynika, że podobnie dzieje się w “poważnych” mediach, gdzie nie liczy się jakość, obrona własnych przekonań, stawianie ważnych pytań, szukanie odpowiedzi, które wcale nie muszą być łatwe i przyjemne dla otoczenia. Jestem w stanie zrozumieć wszystkie ataki na dziennikarzy i ich pracę, gdy każdego dnia ich wierni odbiorcy stykają się z przekazem, który mógł być im podyktowany, a nie jest ich własnym. Chyba nie o to w tym chodzi, by pisać tak jak inni nam dyktują, tylko dzielić się własnymi przemyśleniami i wątpliwościami, skoro tekst podpisujemy własnym imieniem i nazwiskiem. Szanujmy je, szanujmy swoich czytelników. Jeśli swoje nazwisko traktujemy jako rzecz na sprzedaż, nie oczekujmy od innych szacunku.

Nie musicie się zgadzać z moimi przemyśleniami, z moimi uwagami. Zachęcam Was, moi czytelnicy, do szukania miejsc, gdzie autorzy liczą się z czytelnikami, traktują ich poważnie i na równi z sobą. Gdzie traficie na teksty pisane, które w pierwszej kolejności chcą przekazać coś istotnego (nie jak ten tekst), a dopiero w drugiej wiążą się kwestią zarobkową. Jeśli czujecie, że jest odwrotnie – dajcie sobie z tym spokój. Wybór zawsze jest po Waszej stronie.

Do następnego razu…

Podziel się

One Reply to “Ten tekst nie powstał dla pieniędzy…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *