Lubie gdy słuchanie przypadkowej muzyki, która pojawiła się zupełnie niespodziewanie w naszej przestrzeni, zamienia się w kilkukrotne powtórzenie albumu. Coraz rzadsze doświadczenie w ostatnich miesiącach, czasu mniej, a płyt w kolejce coraz więcej.
Właśnie tak się stało, gdy zaledwie dwa dni temu trafiłem na album grupy/ projektu muzycznego LAZLEITT. Założycielami grupy są, multiinstrumentalista, tekściarz i kompozytor Alex Lazcano, perkusista Jorge Cortes Cuyas i flecista John Pomeroy. W swoim dorobku mają dwie płyty, wydane w roku 2018 i 2019.
Druga czeka na swoje przesłuchanie, pierwsza dostarczyła mi już kilku godzin wspaniałych przeżyć muzycznych.
Album On The Brink, wydany w sierpniu 2018 roku, to neo-prog rock w jak najlepszym wydaniu. Całość trwa 37 minut, które w całości wypełnia suita zatytułowana On The Brink, podzielona na XIII części.
Już samo zerknięcie na ilustracje znajdującą się na okładce, może dać pewne wskazówki z jaką muzyką będziemy mieli do czynienia. Pierwsza część, zatytułowana The Doorway, zaprasza nas do przekroczenia drzwi i wkroczenia w barwny świat muzyki, który stworzyli muzyce na tej płycie.
Liczba części i czas trwania całości sugerują, że poszczególne fragmenty nie będą nazbyt długie. Tak jest w rzeczywistości, co nie przeszkadza grupie w stworzeniu spójnego materiały, w który znajdziemy wszystko z czym kojarzy nam się takie granie,
Poszczególne fragmenty mijają szybko, pięknie się przenikają i co najważniejsze, zupełnie nie przeszkadzają zmiany w formie poszczególnych części. W kolejnych fragmentach opowieści znajdziemy wszystko, czego oczekujemy od takiej muzyki. Fragmenty piosenkowe bezproblemowo przechodzą w momenty, w których możemy posłuchać popisy kolejnych muzyków. Znajdziemy tutaj sola gitarowe, perkusyjne, grane na flecie i wszystkie one współgrają ze sobą w sposób wręcz wymarzony dla fana progresywnej, czy neo-progresywnej, muzyki. Fragmenty instrumentalne są krótkie, nie zaburzają obrazu całości i co najważniejsze pasują do siebie idealnie.
Wypadałoby wyróżnić któryś fragment, tak dla zachęty. Myślę, że najlepiej się do tego nadaje część V. Beyond The Door There Is No Pain. Jedyna, na prawdę długa kompozycja, trwająca ponad 7 minut, zawiera w sobie wszystko co najlepsze w tym albumie. Śpiew, fragmenty instrumentalne i najważniejsza cechę tego albumu – melodyjność, która towarzyszy nam przez cały czas jego trwania.
Płyta ma jeden minus, jeśli miałbym go skazać, po prostu się kończy. Bez ostrzeżenia, bez wyciszenia. Milknie i tyle. A później nasz palec wędruje do klawisza play i cała podróż rozpoczyna się ponownie.
Mam nadzieję, że Wam również przypadną te dźwięki do gustu i zostaną z Wami na dłużej.
Do następnego razu…
Dla osób bez dostępu do Spotify, link do całego albumu w serwisie YouTube