WŁADCA PIERŚCIENI „po łozińsku” Słowo o kontrowersyjnym przekładzie

Felieton autorstwa, jak sam się określił, twitterowego celebryty Harry’ego Hallera.


Do skreślenia tych kilku słów zainspirowała mnie ankieta przeprowadzona na X-ie przez J.R.R.Tolkien Polska, a w zasadzie jej wynik. Mając do wyboru cztery odpowiedzi dotyczące zaawansowania w lekturze „Władcy pierścieni” w tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego, niemal połowa osób przyznało się do nieznajomości tegoż przekładu. Przekład ten jest z reguły bardzo mocno krytykowany, dlatego też wynik ankiety mocno mnie zafrapował. Oczywiście jest taka możliwość, że osoby deklarujące nieznajomość nie krytykują, jednakże podejrzewam, że wiele z nich po prostu polega na opinii innych i w ogóle po ten przekład nie sięga. Już na koniec wstępu dodam, że są dwie wersje tłumaczenia Pana Łozińskiego, przy czym druga – powstała po ekranizacji i trzymająca się nazewnictwa stosowanego w filmie – nie jest zgodna z intencją autora przekładu. Moim zdaniem zmiana przekładu pod presją ekranizacji jest karygodna, ale to już inny temat. Dodam również, że nie prowadziłem żadnych badań w tym zakresie, a opieram się jedynie na rozmowach ze znajomymi czytelnikami.

Przechodząc już do przekładu, jest on przez fanów krytykowany głównie z powodu tłumaczenia nazw osobowych. W istocie, Tolkien zarówno w listach (m. in. do Marii Skibniewskeij), jak i w „Przewodniku po nazwach osobowych w Śródziemiu” zalecał, by imiona, nazwy miejscowe itp. zostawiać w języku angielskim. Szczególnie zaś w przypadku języków niegermańskich, w których te nazwy będą brzmieć sztucznie. Jerzy Łoziński wielokrotnie udowodnił, że Tolkien miał rację, jednak zauważyłem, iż większość krytyków nie gani tłumacza za sprzeciwienie się woli autora, a jedynie za to, że proponowane nazwy są brzydkie (Radostek Gorzaleń) lub niepoprawne (Great Enemy = Król Zła). Według mnie taka krytyka nie ma sensu, ponieważ każdy ma swoją wizję, każdy uważa, że jego propozycja byłby najtrafniejsza. Ponadto jestem przekonany, że dla 90% czytelników, którzy pragną jedynie poznać świetną opowieść, nie ma znaczenia, jak się nazywały poszczególne punkty wędrówki
i czy główny bohater to Baggins z Bag End czy Bagosz z Bagoszna. Natomiast pozostałe 10% i tak zna inne przekłady, oryginał, Encyklopedię Śródziemia itp. Z punktu widzenia nazw osobowych najlepsze jest podejście Frąców, którzy nie tłumaczyli niczego, ale na końcu książki jest indeks z wyjaśnieniem wszystkich nazw. Jednak zaznaczam, że samej próby przekładu imion nie potępiam w czambuł, choć sam bym tego nie zrobił z uwagi na szacunek dla woli Tolkiena.

Największą kontrowersję wzbudzał z reguły przydomek Aragorna, brzmiący w oryginale Strider. Dodam, że we wczesnej wersji był to Trotter, więc pod uwagę był brany bardziej „zwierzęcy” krok. W głowie można przyjąć własną wersję, natomiast w dwóch polskich przekładach – a za nimi w filmie – występuje Obieżyświat, w wersji Łozińskiego – Łazik. Dla wielu jest to oburzające oraz upokarzające dla samego Strażnika, który po wielokroć dał dowód na to, że jest rączy jak jeleń i wytrzymały na trudy wędrówki. Dlatego też nie można insynuować, iż łazi poprzez Śródziemie. Cóż to za przydomek dla przyszłego króla Gondoru? Kłopot w tym, że taki punkt widzenia prezentują osoby, które znają całą historię, wiedzą, jak się skończy i traktują Aragorna jak króla bez korony. Tymczasem ktoś poznający opowieść w wersji Łozińskiego, a szczególnie mieszkańcy Śródziemia, nie wiedzą kim jest tajemniczy obdartus. Przypomnijmy sobie, że sam Aragorn na Radzie u Elronda powiedział, iż tubylcy nadają Strażnikom obelżywe przezwiska. Obelżywe, a przydomek Obieżyświat nie posiada pejoratywnego zabarwienia i w tym kontekście Łazik zdaje się lepszy! Jak dla mnie jest zbyt infantylny i sam skłaniałbym się do Włóczykija (niestety zarezerwowane dla Muminków) lub Powsinogi.

Uważam, że dobry tłumacz to taki, który darzy szacunkiem autora oraz odbiorców. JerzyŁ oziński niestety wielokrotnie sprzeniewierzył się temu ideałowi i dlatego przekład jest nieudany, a nie wyłącznie z powodu brzydkich nazw. Choć przyznam, że oczy i uszy bolą podczas czytania nazwy Tajar. (Kto czytał tylko przekład Skibniewskiej lub Frąców, niech się domyśla, co to za miejsce…)

Jeżeli po tej krótkiej i mało stanowczej obronie przekładu Jerzego Łozińskiego macie ochotę dowiedzieć się, czemu uważam go za kiepski, dajcie, proszę, znać, a pojawi się kolejny tekst (raczej teksty). A jeśli kompletnie Was to nie interesuje, nie pogniewam się i nie będę produkował zbędnych słów.

Korekta: syn autora który woli pozostać anonimowy.

Podziel się

One Reply to “WŁADCA PIERŚCIENI „po łozińsku” Słowo o kontrowersyjnym przekładzie”

  1. „ dajcie, proszę, znać, a pojawi się kolejny tekst (raczej teksty”

    Bardzo proszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *