Tekst ten napisałem w świąteczny poniedziałek i… nie wstawiłem do publikacji. Myślę, że nie stracił na aktualności.
Nie jestem skomplikowanym człowiekiem, choć takie mogę sprawiać wrażenie. Wiele spraw, które na pierwszy rzut oka, wydają się skomplikowane, wcale takimi nie są. Wszelkie komplikacje pojawiają się wraz z próbą dodania im aury tajemniczości, zbędnego mistycyzmu.
W serwisie X jestem obecny od długiego czasu; nie mam porównania do innych serwisów społecznościowych, dlatego właśnie on jest dla mnie odniesieniem. Odniesieniem do sprawy, która powinna być prosta (i taka w sumie jest), a dla większości społeczeństwa jest nie do przeskoczenia (podobne odczucie mam po rozmowach w świecie realnym).
Czas wokół jakichkolwiek świąt, czy to związanych z wiarą czy ze świętami narodowymi, pokazuje niezbicie, jak bardzo podzielonym społeczeństwem jesteśmy. Dla mnie osobiście święta te są świętami – zwłaszcza te pierwsze są dosyć osobiste. I nawet jeśli spędzamy je wśród ludzi, znajomych, w tłumie, każdy przeżywa je na inny sposób. Sposób na tyle osobisty, że innym nic do niego. Przynajmniej tak powinno być.
A jak jest… Każde z takich świąt zawłaszczane jest przez jedną ze stron sporu i odmawiane drugiej. Z reguły do głosu dochodzą wtedy mocne słowa, wyzwiska i tym podobne sprawy.
Kończą się Święta Wielkanocne, najważniejsze święta dla katolików. Przy ich okazji także można zaobserwować wzmożone działania obu stron, choć mniejsze niż w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Do głosu dochodzą różne argumenty, wykazywanie, kto może, a kto nie powinien obchodzić tych świąt itd. Za każdym razem pojawia się u mnie pytanie składające się zaledwie z dwóch słów: Po co? I od lat nie potrafię sobie na nie odpowiedzieć. To są tylko lub aż święta. I to nie tylko obchodzone przez nas, także przez prawosławnych. Czyli instytucja KK, a także katolicy nie powinni zawłaszczać tego święta tylko dla siebie i odmawiać innym możliwości świętowania takowego.
Smutkiem napawa mnie wszystko, co się dzieje wokół religii (nie tej ze szkoły). Ona jest tylko i wyłącznie sprawą osobistą człowieka. Nie innych, nie tych, którzy chcieliby jednej słusznej dla wszystkich i do tego przeżywanej wg ich wizji. Z racji prowadzonego przeze mnie przedmiotu, corocznie porównujemy na lekcjach tradycje towarzyszące różnym świętom w Polsce i w innych krajach. Okazuje się wtedy, że dzieci tych, co dużo krzyczą jakie to wszystko ważne i istotne, nie znają nawet tradycyjnych potraw z naszego kraju. Pokazuje to niezbicie, że wiara jest często na pokaz, bo co rodzina powie. Podobnie jest ze wszelkiego rodzaju sakramentami – dzieci pamiętają o nich tylko przed, tu i teraz. Nic nie zostaje na dalsze życie. Jeśli o to chodzi w tej całej wierze, nie dziwię się, że tak wielu ludzi nie chce mieć z nią nic wspólnego. Wiara nie jest na pokaz, jest dla ludzi chcących i potrzebujących jej dla siebie, dla wewnętrznego spokoju. Nie potrzebują ani księdza, ani mszy, ani wszystkich innych wynalazków. Wszyscy głośno krzyczący i pouczający innych sprawiają często wrażenie maniaków, opętanych przez własne wizje.
Nie ma tak łatwo: druga strona także ma wiele za uszami. I nie chodzi mi o sprawy polityczne czy związane ze szkolnictwem. Obnoszenie się wszem i wobec ze swoim ateizmem także uważam za swego rodzaju słabość. Słabość, a zarazem brakiem poszanowania wyborów innych ludzi. Bo czyż wolności wyboru nie pragną właśnie ateiści? Myślę, że dokładnie tego chcą. Nieobrzydzania komuś wiary, niepokazywania jej słabych stron. Często obserwuję, jak ktoś z dumą obwieszcza, że jest ateistą i nie życzy sobie agitacji drugiej strony. I super, tylko dlaczego ta druga strona tak bardzo agituje, nie chcąc wysłuchać opinii innych. I tak to działa.
Jedni i drudzy powinni skupiać się na sobie, nie przyklejać innym łatek czy wręcz wyśmiewać. Pokazywać pozytywne, dla człowieka, strony wybranej przez siebie opcji. Nie toczyć zaciekłych i krwawych krucjat, nie zmuszać innych do swoich przekonań i co najważniejsze, tyczy się to zwłaszcza osób wierzących, mieszać swojej wiary z polityką. Takie postępowanie nie zaprowadzi spokoju w naszym pięknym kraju.
Czy jestem marzycielem? Być może. Czy wierzę w człowieka? Z każdym dniem coraz mniej, jednak ciągle tak. Wierzę, że kiedyś będziemy mogli żyć obok siebie, wiedząc o sobie tylko jedno – czy ktoś jest dobrym czy złym człowiekiem.
PS. Nie poruszałem w tekście np. sprawy religii w szkole, moje zdanie odnośnie tego tematu przedstawiłem w czasach licealnych i zdania nie zmieniam (uczęszczałem na religię do salek przy kościele i się tego nie wstydzę).
Nie odnoszę się także do śmiesznych, w większości, obrazków satyrycznych dotyczących wiary czy KK. Nie są w stanie mnie obrazić, czasami mnie śmieszą, czasami są…