Platon, Media Społecznościowe a Sprawa Polska

Felieton autorstwa, jak sam się określił, twitterowego celebryty Harry’ego Hallera.

Do przemyślenia


Mój żywot w mediach społecznościowych jest krótki i mało intensywny, ale to wystarczy, by się przekonać, że jest to złe miejsce. W zrozumieniu tegoż zła jak zwykle pomaga filozofia i tylko pytanie, czy ktoś zechce wyciągnąć z tego wnioski?

Whitehead napisał, że cała filozofia zachodnia, to przypisy do Platona. Zapewne jest w tym trochę przesady, ale pomimo tego pójdę o krok dalej i dodam, że tymi przypisami są zarówno literatura, jak również otaczająca nas rzeczywistość. Mam na myśli początek II księgi Państwa, w której to Glaukon, brat filozofa, przekonuje Sokratesa, że gdyby dwóch ludzi – zły i dobry – mieli zapewniający niewidzialność pierścień Gygesa, ich postępowanie niczym by się nie różniło. Glaukon twierdzi, że każdy, gdzie tylko myśli, że będzie mógł krzywdy wyrządzać bezkarnie, tam je wyrządza. Ten eksperyment myślowy wystawia jak najgorsze świadectwo ludzkości i stoi w kontrze do koncepcji, jakoby człowiek był z natury dobry.

Opowieści bohaterskie zadają kłam tezie Glaukona, czego przykładem może być peleryna wykorzystywana przez Harry’ego Pottera do czynienia dobra. Jeszcze lepiej ten motyw wykorzystał Tolkien, u którego Smeagol mający skłonności do zła, stał się z pierścieniem jeszcze gorszy i w końcu przerodził się w odrażającego Golluma. Tymczasem dobroduszny Bilbo z tym samym pierścieniem dokonał wiele dobrego. Zupełnie inaczej kwestię niewidzialności postrzegał Wells, a jego niewidzialny człowiek zachowuje się dokładne tak, jak przewidywał Glaukon. Jeszcze dosadniej rzecz ujął Jose Saramago w powieści Miasto ślepców. Niewidomi ludzie posuwają się do coraz straszniejszych rzeczy, wykorzystując anonimowość swoją i towarzyszy niedoli. Do wielu podłych postępków by nie doszło, gdyby bohaterowie powieści widzieli siebie nawzajem. Gdyby nie mieli pierścienia Gygesa.

Po tym przydługim wstępie – który mógłby być znacznie dłuższy – przejdę do współczesności i mediów społecznościowych, które są wirtualną formą pierścienia Gygesa. I zaznaczam, że nie chodzi o podejrzane indywidua, kryjące się za brodatym avatarem i pod imieniem literackiego idola. (Na początku mojej błyskotliwej kariery na twiterze zostałem okrzyknięty ruskim trollem, bo nie wrzuciłem swego zdjęcia i mam debilny login).

Badania psychologów dowodzą, że ludzie zachowują się nieco inaczej, gdy im się powie, że ktoś na nich patrzy, gdyż podświadomie chcą być lepiej postrzegani. Uważam, że jest to główna przyczyna brutalnych i wulgarnych treści publikowanych w mediach społecznościowych. Również użytkownicy pokazujący swoją twarz i prawdziwe imię w pewnym sensie są niewidzialni. Wszak nie wiedzą, kto na nich patrzy, a prawdopodobieństwo bezpośredniej konfrontacji jest znikome. Idea osobowego, wszechwiedzącego i wszechmocnego Boga być może ma źródło w zjawisku „niewidzialności”. Łatwiej utrzymać w ryzach człowieka, który wierzy, że zawsze ktoś go widzi. Obecnie nawet ludzie wierzący zmieniają podejście do absolutu, dlatego też nie ma prawie żadnych hamulców i wymiany zdań obserwowane na X-ie zatrważają. Może jestem zbyt wrażliwy, taki modelowy miękiszon, ale naprawdę jestem zatrwożony. Ludzie zatracili umiejętność dysputy, umieją tylko przytakiwać sobie podobnym i obrażać ludzi o odmiennych poglądach. Nie ma argumentów, są od razu armaty. Nie jestem religijny, ale bardzo lubię jeden fragment ewangelii Jana: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz? Na co dzień, niestety, możemy obserwować tylko bicie.

Wspomniane Miasto ślepców kończy się ponurą konstatacją: My nie oślepliśmy. My byliśmy ślepi. Na to wygląda, że jako gatunek jesteśmy ślepi i tylko czekamy na okazję, by tę ślepotę wykorzystać. Media społecznościowe idealnie się do tego nadają i liczni Smeagole przeradzają się w Gollumy. Dlatego też sugeruję, aby te media potraktować jak współczesny pierścień Gygesa i spróbować go zdjąć choć na chwilę: wyobrazić sobie, że osoba, którą właśnie chcemy „zaorać”, nie jest jakimś debilnym Ricardo Reisem czy Harrym Hallerem, tylko stoi przed nami i patrzy nam prosto w oczy.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *