Zasiadając do pisania tego tekstu zacząłem się zastanawiać nad jedną kwestią. Co jest trudniejsze – bycie overthinkerem, czy życie z taką osobą? Bo przecież my tacy jesteśmy i raczej nic tego już nie zmieni, a osoba chcąca żyć z kimś takim musi uważać na wiele, bardzo wiele spraw.
Jeśli czytaliście mój tekst mniej więcej wiecie, jak wygląda codzienność takiej osoby. Jeśli termin overthinking jest komuś obcy przed czytaniem dalszej części tekstu zachęcam do zapoznania się z wpisem dotyczącym właśnie temu tematowi.
Pamiętajcie, nie jestem specjalistą, nie czuję się ekspertem od wszystkiego. Problem opisuję z perspektywy własnej osoby i moich doświadczeń oraz obserwacji innych ludzi, którzy często nie wiedzą, jak reagować na moje zachowanie i wypowiedzi. Zdarza się, że odbierają je jako obrażanie się, poczucie wyższości, czy jeszcze coś innego.
Istotne dla osoby żyjącej z kimś takim jak ja jest przede wszystkim świadomość, że taki właśnie jestem. I tutaj pojawia się pierwszy problem. Skąd to wiedzieć, jak rozpoznać taką osobę. Przecież nikt nie przedstawia się: Cześć, jestem Monika i nadmiernie myślę.
Byłoby to niezmiernie głupie, tym bardziej, że często takie osoby nawet nie zdają sobie sprawy, że są takim kimś. Mnie zajęło to ładnych kilkanaście lat, a i tak trudno mi to w całości zaakceptować. Choć świadomość tego delikatnego skrzywienia (jednego z wielu) trochę ułatwia życie i minimalizację zniszczeń jakie może ze sobą nieść.
Ok, wiecie już, że bliska wam osoba jest nadmiernie myśląca. Pomimo tego chcecie, pragniecie być z nią blisko, zostać przyjaciółmi, może spędzić z nią / z nim resztę swego życia. Dzielić radości i smutki wspólnego życia. Co robić, na co uważać, jak żyć z kimś takim?
Najważniejsza jest świadomość, że komuś takiemu trudno jest kontrolować myśli, że ciągle coś analizuje, każde słowo, nawet rzucone zupełnie przypadkowo. Że zwraca uwagę na najmniejsze detale, że wychwytuje coś, co dla nas jest zupełnie nieistotne. Że każda kwestia musi zostać poddana dogłębnej analizie i wcale nie będzie ona oznaczała, że problem (oczywiście problem dla niego / dla niej) zostanie rozwiązany. My tacy już jesteśmy i takimi trzeba nas zaakceptować. Wiem, że trudno, że będą problemy, że może się źle skończyć.
Zaakceptowaliśmy (oczywiście po wcześniejszym rozpoznaniu jednostki chorobowej), że bliska nam osoba jest … wiadomo jaka, troszkę inna. Co dalej? Pamiętajmy by wyrażać się jasno, bez zbędnych podtekstów. Nie znaczy, to oczywiście, że nie lubimy dwuznaczności. Lubimy, nawet bardzo. W naszym wydaniu, to jest oczywiste oraz gdy dotyczą spraw, które nie są związane z bliskimi nam osobami. Gdy, tak od niechcenia, wyrazimy opinię na temat osoby analizującej wszystko, która zawiera jakąś dwuznaczność, możemy wprowadzić ją w zakłopotanie. Zaczyna analizować, doszukiwać się drugiego dna, ukrytych dwuznaczności – uwierzcie, to zawsze źle się kończy. Zawsze. Wy już dawno zapomnicie o swoich słowach, a my po roku, dwóch przypomnimy je sobie oraz sytuację, w której zostały wypowiedziane. Nie chcecie tego i nie jest to wam potrzebne.
Zapomnieliście o swoich słowach, tych wypowiedzianych pod wpływem chwili. I co teraz? W sumie nic wielkiego, musicie być tylko gotowi na pytania. Na wiele pytań. Na powracanie do tematu przez wiele dni, miesięcy. Tak długo, aż wszystkie wątpliwości zostaną rozwiane, wszystko zostanie przeanalizowane. A pytania nie będą dotyczyły tylko tej wypowiedzi. Przecież każdego dnia coś się mówi, o czymś rozmawia. I nie da rady ciągle kontrolować swoich wypowiedzi, a one przecież także będą analizowane przez wiele dni, miesięcy. Musicie być gotowi na ogromną liczbę pytań, każdego dnia.
Ludzie mnie podobni, także muszą podejmować decyzje, decyzje dotyczące prostych spraw, codziennego życia, ale także życia i spraw odległych. A to już proste nie jest. Nie znaczy to oczywiście, że macie nas w tym wyręczać, to się nie sprawdzi (patrz poprzednie punkty). Musicie być gotowi do dużej liczby decyzji, małych i dużych, które prowadzą do tej jednej, ostatecznej. Ostateczna decyzja poprzedzona będzie całymi dniami przemyśleń (oczywiście także o innych sprawach), małymi decyzjami, które po kolejnych przemyśleniach będą zmieniane. Należy jednak pamiętać o jednym, jak już jakaś decyzja zostanie podjęta, ta ostateczna, to nic nie będzie w stanie jej zmienić. Może to dotyczyć czegoś prostego, ale także sprawy rzutującej na całe wasze życie. Decyzja o rozstaniu także może do nich należeć, a będzie ona poprzedzona wieloma znakami – trzeba tylko na nie zwracać uwagę.
Do tej pory pisałem czego raczej nie robić w naszej obecności, to teraz o czymś, co zdecydowanie robić należy. Osoby mojego pokroju oczekują potwierdzeń, znaków, że nigdzie nie odchodzicie, nigdzie. Jedna oznaka, że jesteście opuszczani, zapomniani, odsunięci na dalszy plan może skutkować wpadnięciem w paraliż myślowy. Taki, który z każdym kolejnym dniem będzie się sam nakręcał. Wszystkie słowa z przeszłości, wszystkie gesty i czyny wyjdą z zakamarków pamięci i będą karmiły siebie nawzajem. Będą rosły i rosły, aż powstanie jedna myśl, której już nic nie będzie mogło zmienić. A może to być myśl następująca: On / Ona już mnie nie kocha, już nie może ze mną wytrzymać. Zostałem sam / sama.
I jak już pisałem, nic tego nie zmieni, żadne uczynki, żadne potwierdzenia nie będą miały na tyle mocy, by zmienić nasz pogląd, naszą decyzje. Ona jest ostateczna i nieodwracalna.
Pamiętajcie by nie okłamywać takiej osoby, nigdy, w żadnym temacie. To nie może się skończyć dobrze. Kłamstwo będzie kolejnym perpetuum mobile dla naszych myśli. Same będą się napędzały, karmiły wspomnieniami i… patrz poprzedni punkt.
Ważne także jest niczego nam nie obiecywać, jeśli nie zamierzamy tego zrobić. Dotyczy, to każdej, nawet najmniejszej sprawy. Nawet jeśli dotyczy tak przyziemnych, nieistotnych według was spraw, jak kupno książki wskazanej podczas wizyty w księgarni lub w trakcie przeglądania Internetu. Nie zamierzacie czegoś kupić, zrobić – nie obiecujcie. Tak będzie lepiej, zdecydowanie lepiej. I dla nas i dla was.
Jak łatwo zauważyć, łatwo nie jest z nami żyć. Choć z drugiej strony wy musicie zaledwie myśleć o nas, gdy my myślimy o wszystkim w każdym momencie naszego życia. Ale da się z nami żyć, jesteśmy pogodni, pozytywnie nastawieni do świata, umiemy się śmiać, także ze swoich ułomności. Trudno nam jednak cieszyć się chwilą, czerpać radość z tu i teraz. Gdy zaakceptujecie to wszystko i będziecie chcieli z kimś takim spędzić swoje życie, możecie być pewni jednego. Gdy ktoś taki mówi, że kogoś kocha, oznacza to jedno – wszystko zostało przemyślane, przeanalizowane i decyzja jest nieodwołalna. Jeśli jednak nie planujecie życia z kimś takim u boku, nie dawajcie mu / jej znaków, które może odczytać tak, a nie inaczej. Zrobicie mu / jej tym niewyobrażalną krzywdę.
Miejcie na uwadze także to, że jeśli mówimy, że kogoś nie lubimy, nie tolerujemy, to także tego nie będziecie w stanie zmienić. To jest nasza i tylko nasza decyzja, która jest nieodwołalna.
Proste, no nie?
PS
Kilka słów o mnie, tylko o mnie. Tak jak napisałem w poprzednim tekście, jestem osobą nadmiernie myślącą i mam świadomość, że zdecydowana większość ludzi z mojego otoczenia nie zdaje sobie sprawy, że ktoś taki może istnieć, a co dopiero, że ja mogę kimś takim być. Jeśli dodamy do tego zdecydowaną przewagę cech introwertyka, brak pewności siebie, epizody dwubiegunowe i łatwość wpadania w depresję, otrzymamy mieszankę wybuchową najwyższej klasy. Jestem tego świadom i często mur, który stawiam wokół siebie nie ma tylko bronić mnie przed ludźmi, ale także ich przede mną. Taki już jestem. Nie oczekuję współczucia, a jedynie zrozumienia i pamiętania o tym co napisałem wyżej. Im ktoś bardziej pragnie być bliżej mnie, tym więcej punktów powinien przestrzegać. Nic na to nie poradzę.
Obraz Dr StClaire z Pixabay
Hej Marcin,
poruszasz bardzo istotną sprawę i tak sobie myślę, że nikt z nas nie jest doskonały, natomiast każdy na swój sposób ułomny; jak nie fizycznie to psychicznie i w związku z powyższym – oprócz tego, że ugruntowałam swoją wiedzę w zakresie człowieka nadmiernie myślącego – to spowodowałeś, iż uzmysłowiłam sobie, że bez względu na rodzaj osobowości z jaką mamy do czynienia, winniśmy ważyć zachowanie werbalne jak i niewerbalne.
Po prostu z szacunku do człowieka, z którym przyszło nam obcować.
Inteligencja emocjonalna, której braki czynią ogromne szkody w relacjach międzyludzkich, jest tu nie do przecenienia, a tej, jakby coraz mniej na rynku uczuciowym.
Jakoś tak chamiejemy na potęgę – mało – sprawia nam to ogromną przyjemność.
Zadziwiające, jak pewnego rodzaju konwersacje i zachowania, będące skutkiem braków kindersztuby, tudżież ewidentny brak empatii, potrafią niektórych radować, sprawiać, że czują się lepiej, że są szczęśliwsi w swej nieuświadomionej ułomności.
A przecież oni też mają oczekiwania wobec innych ludzi, i nie przychodzi im do głowy, że łamiąc zasady, sprawiają, iż ja – broniąc się- w ekstremalnych sytuacjach, też muszę je złamać, ale w przeciwieństwie, mnie jest wstyd, za to, że zachowałam się podle; jednak inaczej się nie da.
Po prostu nie i już…
Pisz Marcin – kropla drąży skałę…
Pozdrawiam, życząc ogromu empatii i sympatii wokół Ciebie.
Dzięki Twojemu tekstowi odkryłam, że też w pewnym stopniu, jestem overthinkerem. Bardzo interesujący tekst 🙂