Zabobon jest realnością dla wyznawców


Ciemnogrodu dzień powszedni (55)

            Musiało to być ponad ćwierć wieku temu, bo mieszkałem jeszcze wtedy z rodzicami. Po niedzielnym obiedzie często oglądaliśmy teleturniej (a raczej „teledurniej”) „Familiada”. Prowadzący w finałowej rundzie programu dwóm uczestnikom zwycięskiej drużyny zadawał te same pytania. Aby drugi nie słyszał odpowiedzi pierwszego, był wyprowadzany ze studia i dodatkowo odcinany od rzeczywistości słuchawkami, przez które płynąca muzyka zagłuszała wszystko. Pamiętam, że byli to dwaj strażacy, nie jestem pewien, czy byli braćmi, acz może jakoś byli skoligaceni, w każdym razie myśleli podobnie. Jednemu i drugiemu zadano pytanie, na które odpowiedzieli błyskawicznie i bez namysłu (pośpiech był konieczny z powodu limitu czasu).

            – Czego się boimy?

            – Diabłów.

            Nie okazała się ta odpowiedź wysoko punktowana, ale zapadła mi w pamięć spójność skojarzeń obu panów.

            Ciemnogród kreuje swoiste i nader osobliwe pojmowanie pojęcia „wolnomyśliciel” – ideałem jest bowiem ktoś, kto myśli powoli i też mało się odzywa, o ile nie jest to przytakiwanie bądź wiwatowanie na cześć zwierzchności. Zahukany parafianin to wzór dla mas. Czy jednak sami władcy zadupia ciemnogrodzkiego różnią się w swoim światopoglądzie, a przynajmniej w wewnętrznym oglądzie, że o szerokości horyzontów umysłowych nie wspomnę, od swoich poddanych? Z pewnością nie traktują ich jako współobywateli sobie równych, co nie oznacza, że są od nich wyżsi intelektualnie.

            Pokusa wiary w teorie spiskowe wiedzie na manowce; w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto spisek wymyśla się post factum. To, że ktoś jest bezczelnym i bezwzględnym spryciarzem, potrafiącym omamić głupców i naiwniaków, nie czyni zeń automatycznie mędrca. Umiejętność wciskania ciemnoty jest dowodem na to, że oszustwo działa, bo ludzie – jak mawia klasyk kłamstwa – są tak głupi. Zatem nie włada nami chytrze obmyślony spisek nadumysłów, lecz pospolite sprzysiężenie cwanych bęcwałów, potrafiących się skrzyknąć i zorganizować w strukturę, z której pomocą opanowali aparat państwowy. W roku 2015 nie odbyła się rewolucja socjalno-ideologiczna w XIX- czy XX-wiecznym rozumieniu tego procesu, lecz postpolityczny gwałt na prawach obywateli (wszystkich spoza układu) i zanegowanie zasady praworządności, w tym próba (połowicznie na razie udana) zniszczenia trójpodziału władzy, tudzież wyraźna chęć wprowadzenia ustroju neofeudalnego. Tak, to powrót do przed-demokratycznego rozumienia prawa i sprawiedliwości. Maluczcy nie mają nic do gadania. Pan ma zawsze rację.

            Przypadek procesu sądowego w związku z wypadkiem kolumny samochodowej premier Szydło dowodzi i unaocznia, do czego zmierza obecna ekipa rządząca. Gdyby za kierownicą nie siedział zwykły obywatel, ale biskup, to chyba w ogóle sprawy by nie było. A tak trzeba było mataczyć, niszczyć dowody i wreszcie taki wydać wyrok, żeby krzywdy władzy nie zrobić. W przyszłości nawet o tym nie będzie można pomyśleć. Po prostu od razu nieszczęsnego „szaraczka” by skazano na dożywocie za oczywisty zamach na „świętą krowę”.

            Wygaszaniu zasad oświeceniowych doskonale służy upowszechnianie wszelkiego rodzaju przesądów, które nie dość, że krępują swobodę życia, to zajmują w głowie ich ofiary czas, jaki ewentualnie by było można poświęcić na myślenie o otoczeniu bez uprzedzeń, a nawet wbrew utartym wzorcom. Tak się nie dzieje, bo albo zabobon wciąga w swoje bagno i wyznacza sposób bycia – albo z zabobonem się walczy, próbując się wydobyć z jego bagna, lecz przecież – mimo że to słuszne postępowanie – traci się czas na to, co już dawno i wielokrotnie było obalone, pokonane, obśmiane, a co nam znów się narzuca, aby zamulić rzeczywistość i odciągnąć od samostanowienia cały naród, który sekta władzy – z gorliwą pomocą instytucjonalnych sojuszników kościelnych – wpędza w ruinę i mroki średniowiecza.

            Doprawdy – mówię to z powagą i zarazem smutkiem głębokim – trudno, a nawet często w ogóle jest niemożliwością porozumienie się z ludźmi, którzy wierzą w gusła i boją się diabłów. O wyperswadowaniu im tego nie ma co marzyć! Ci sami ludzie – taka jest konsekwencja ich wiary – przyjmują narrację z ambon i szczujni medialnych. Racji niejako metafizycznych nie da się obalić racjonalnym wywodem. Wykpienie ich bezzasadności może tylko umocnić fanatyzm. Zresztą nie trzeba być fanatykiem, aby ulegać wpajanym od pokoleń schematom myślowym i automatyzmowi skojarzeń, tak więc…

            – Co znowu?

            – Pytam, gdzie są klucze?

            – Nie ruszałem ich.

            – Pewnie diabeł ogonem nakrył.

– – – – – – – – – – – –

Dwie nieprzypadkowe lektury polecane przy okazji tego felietonu:

Janusz Tazbir (red. naukowy) Mity i stereotypy w dziejach Polski.

Tytuł mówi sam za siebie, zaś nazwiska autorów gwarantują jakość tekstów: J. Tazbir, M. Janion, S. Bylina, J. Jedlicki, T. Szarota, M. Król, J.W. Borejsza i J. Tomaszewski.

Jan Józef Szczepański Ultima Thule.

Zbiór czterech opowiadań o ludzkich dziwactwach i powikłaniach umysłowych, poniekąd kilka satyrą podszytych raportów z granic poznania.

– – – – – – – – – – – –

Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.

buycoffee.to/robertpasnicki

ROBERT PAŚNICKI

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *