(Nie)zwykła kobieta

Prawie każdemu z nas zdarza się oceniać innych ludzi i to najczęściej na podstawie pierwszego wrażenia, domysłów i przypuszczeń, na podstawie kołaczących się gdzieś z tyłu głowy uprzedzeń, które zostały nam wtłoczone w dzieciństwie lub w dorosłym życiu.

Przyjmujemy je czasem bezrefleksyjnie, bo tak jest nam wygodnie. Odgradzamy się i dystansujemy od innych ludzi, aby poczuć się lepszym. Daje nam to poczucie bezpieczeństwa, bycia w grupie, która rości sobie prawo do oceny innych, a tym samym krytykowania ich i wyrzucania poza nawias społeczeństwa.

Nasza ocena nie ma najczęściej nic wspólnego z rzeczywistością. Bardzo często krzywdzi drugiego człowieka. Piętno tego gorszego z powodu wyglądu, pochodzenia, wykształcenia czy miejsca zamieszkania, przykleja się do człowieka i bardzo ciężko się go pozbyć. Przyklejając człowiekowi łatkę tego gorszego, głupiego, nadającego się tylko do usługiwania innym, możemy popełnić wielki błąd. Pozory mylą. Możemy nie zauważyć, że mamy do czynienia z diamentem, który wymaga tylko oszlifowania, aby zabłysnąć.

Opowiem wam o wspaniałej kobiecie, której nie ma na żadnej rodzinnej fotografii, a która praktycznie wychowała moją mamę i jej braci, która towarzyszyła rodzinie przez wiele lat, zarówno w domu jak i w czasie wakacyjnych wyjazdów do Rabki czy Krynicy. O skromnej, ukrytej w cieniu a jednak bardzo ważnej osobie. O służącej Anieli.

Aniela urodziła się około roku 1900, w biednej wiejskiej rodzinie. Wcześnie osierocona przez matkę, musiała pójść na służbę, jak bardzo wiele wiejskich dziewcząt w tamtych czasach. Służyła u bogatego gospodarza do czasu aż nie zainteresował się nią jego syn Józek. Zainteresowanie było na tyle konkretne, że dziewczyna zaszła w ciążę. Kiedy wieść o tym dotarła do gospodarza, ten natychmiast wyrzucił ją z pracy. Po urodzeniu dziecka dziewczyna wyruszyła z domu ciotki, która się nią zaopiekowała, w poszukiwaniu służby w pobliskich miasteczkach. Przez kilka lat tułała się od domu do domu, zatrudniana do najcięższych prac, źle traktowana, poniewierana.

Około roku 1926 moja babcia właśnie rozstała się ze swoja służącą, z której nie była zadowolona i poszukiwała nowej. Wtedy to właśnie Aniela zgłosiła się do pracy i została przez babcię przyjęta. W tym też czasie córeczka Anieli, Wanda, rówieśnica mojej mamy, zachorowała. Przez jakiś czas była leczona w szpitalu pod opieką lekarza, przyjaciela rodziny, na koszt babci. Kiedy wyzdrowiała została przez Anielę odesłana w jej rodzinne strony pod opiekę ciotki. Aniela została u babci.

Była rówieśniczką mojej  babci, niezbyt urodziwa, ale bardzo radosna, miła, grzeczna oraz piekielnie zdolna i inteligentna.

Nie ukończyła żadnej szkoły, nie umiała pisać i czytać i, tak prawdę powiedziawszy, w tym czasie nie za bardzo umiała gotować. A tu nastała u państwa, którzy mieli troje dzieci i prowadzili dom otwarty.

Początkowo moja babcia uczyła ją gotować z książek kucharskich, ponieważ sama niewiele umiała, też była młoda i nigdy sama nie prowadziła domu. Po kilku miesiącach Aniela stała się najlepszą kucharką w Siewierzu. Nie było potrawy, ciasta czy dowolnej przekąski, której by Aniela nie potrafiła przygotować. Wszystko jej się udawało nadzwyczajnie. Cała siewierska elita zazdrościła mojej babci tak wspaniałej kucharki. Czasami była nawet wypożyczana do przygotowania wielkich przyjęć w zaprzyjaźnionych domach.

Aniela zajmowała się całym domem. Opiekowała się trójką dzieci, gotowała, robiła pranie, porządki, przetwory na zimę, zajmowała się ogrodem. W tamtych czasach nie było to takie łatwe i proste. Wodę trzeba było nosić ze studni na podwórzu i wnosić na piętro w wiadrach. Zużytą trzeba było znosić i wylewać na dole. W domu były piece węglowe i palenie w nich, jak i przynoszenie węgla, należało do służącej. Czasami w pracach cięższych pomagała jej stróżka, czyli ówczesna woźna szkolna. Dziadek mój był kierownikiem szkoły, w której budynku, na piętrze, zamieszkał z rodziną.

Podczas prac kuchennych Aniela śpiewała piosenki. Nigdy nie narzekała na ciężką pracę, nigdy nie była zła ani obrażona. Wieczorami, kiedy już wszystkie prace były zakończone, Aniela brała moją mamę na kolana i opowiadała jej baśnie i legendy, śpiewała piosenki patriotyczne. Wspominała też swoje dzieciństwo, swoją rodzinę i wszystkie ciężkie chwile, których doświadczyła. Dzięki tym opowieściom mama moja znała losy życia Anieli. Dzięki tym opowieściom i ja poznałam cząstkę losów tej kobiety. Babcia moja nigdy ze służącymi nie rozmawiała na takie tematy. Istniała wyraźna granica między kuchnią a pokojami, granica, której nie wypadało przekraczać. Przyznać jednak muszę, że Aniela była w domu babci traktowana bardzo dobrze. Bardzo dobrą również miała pensję, trzy razy większą niż służące w tamtych czasach. Oprócz tego miała całkowite utrzymanie, ubranie i opiekę lekarską na koszt chlebodawców.

Moja babcia bardzo lubiła rządzić. Wchodziła czasami do kuchni i wydawała polecenia dotyczące pracy w kuchni. Wtedy Aniela bardzo stanowczym głosem mówiła: proszę pani, w kuchni rządzę ja! Pani rządzi w pokoju!

Moja babcia bardzo często urządzała przyjęcia. Kiedy goście siedzieli przy stole i zajadali się smakołykami przyrządzonymi przez Anielę, otwierały się drzwi do jadalni, wchodziła Aniela i pytała: no i jak panie doktorze, smakowało?

Moja babcia była bardzo niezadowolona z tej samowoli służącej, ale nic nie mówiła, bo goście rozpływali się w zachwycie dla jej kunsztu kulinarnego.

Jak już napisałam, Aniela początkowo była niepiśmienna. Dopiero moja mama i jej bracia zaczęli Anielę uczyć. Po miesiącu służąca wołana przez panią lub dzieci, przybiegała i załamując ręce mówiła: Matko Boska! Zaczytałam się!

Tak. Nauczyła się czytać i pisać, nie wiadomo, kiedy. Czytała wszystkie książki z biblioteki państwa. Znała na pamięć poezję Słowackiego i Mickiewicza. Wiedziała wszystko o gwiazdach i planetach. Ale to jeszcze nic. Kiedy dzieci się uczyły i powtarzały lekcje, Aniela, która w tym czasie froterowała podłogi lub wycierała kurze, słuchała uważnie. Pod koniec pobytu u babci, przed samą wojną, Aniela płynnie mówiła po niemiecku i francusku! Wieczorami, po skończeniu wszystkich prac domowych, Aniela rozkładała podręczniki szkolne, których w domu było wiele i dosłownie pochłaniała wiedzę. Wszystko ją ciekawiło, wszystko chciała wiedzieć. Gdyby ta dziewczyna urodziła się w innej rodzinie, w innych czasach, na pewno osiągnęłaby w życiu bardzo wiele.

Największym świętem dla mojej mamy w tamtych czasach były Święta Bożego Narodzenia. Dlaczego? Dlatego, że tego dnia Aniela siadała przy stole z całą rodziną. Dzieci traktowały ją jak matkę, były szczęśliwe, że siedzi z nimi przy stole, poddawały jej smakołyki i pilnowały, żeby zjadła jak najwięcej.

W soboty po południu Aniela miała wychodne. Stroiła się wtedy i wychodziła na spacer pod zamek z przyjaciółkami, służącymi z okolicznych domów. Mama moja chciała, aby Aniela wyglądała jak najpiękniej. Podkradała więc swojej mamie kosmetyki. A to ułamała kawałek szminki, a to odsypała trochę pudru. Wszystko dla Anieli.

Od czasu do czasu odwiedzał Anielę wspomniany Józek. Ojciec jej córki. Miał swoja rodzinę, żonę, dzieci. Nigdy jednak nie zapomniał swojej pierwszej miłości. Jako bogaty gospodarz nie mógł  jednak ożenić się z taką biedną dziewczyną.

Kiedy wybuchła wojna, Aniela wróciła w swoje rodzinne strony do córki. Po wojnie już wyszła za mąż. Za kogo? Za Józka. Owdowiał i w końcu ożenił się z Anielą. Niestety podobno ją zdradzał i pewnego dnia porzucił.

Poznałam Anielę osobiście. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, Aniela odwiedziła nas. Była już wtedy starszą panią, skromną, drobną, raczej brzydką. Moja babcia ją serdecznie ugościła. Aniela siedziała przy stole, a moja babcia nakładała jej smakołyki, nalewała herbatę.

Aniela wtedy powiedziała, że doczekała czasów, kiedy to pani ją obsługuje.

Ale przy stole nie było pani, nie było służącej Anieli. Były dwie starsze panie, które wspominały dawne czasy, dwie przyjaciółki, mądre, inteligentne i równe sobie.

Służąca Aniela, zwykła wiejska kobieta, której niezwykłość, ukrytą pod niepozornym wyglądem i skromnym odzieniem, mógł dostrzec tylko ten, kto ją poznał.

Anna Marjańska

Podziel się

One Reply to “(Nie)zwykła kobieta”

  1. Pięknie napisane o losach kobiet, które obie były wartościowymi LUDŹMI, co w tamtych czasach nie było zbyt częstym przypadkiem. O kobietach potrafiących wspólnie istnieć pod jednym dachem i utrzymywać wzajemną relację w sposób wówczas niespotykany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *