DLACZEGO TOLKIEN BYŁ MISTRZEM? (1)

Trochę niemądre pytanie, ale zadane głównie dla wzbudzenia zainteresowania. Rzecz jasna można na nie odpowiedzieć na kilku płaszczyznach, według mnie najlepiej zrobił to Shippey w dwóch świetnych książkach, a ja spróbuję wskazać jeszcze jeden element. Element, o którym nie znalazłem żadnej wzmianki w literaturze „okołotolkienowej”. Dość szczegółowo badałem tę kwestię, czego wynikiem jest napisana książka i jeśli uznacie, że temat jest ciekawy i chcecie się dowiedzieć więcej, dajcie, proszę, znać, a w końcu zacznę szukać wydawcy.


Muszę wspomnieć, że Tolkien nie jest moim ulubionym pisarzem, LOTR nie jest moją ulubioną powieścią, jednak misternie stworzony świat i fakt, że książkę można rozpatrywać na tak wielu poziomach skłania mnie do przyznania racji badaczowi, który nazwał J.R.R. pisarzem stulecia.
W kilku tekstach znęcałem się nad przekładem LOTR dokonanym przez Łozińskiego, teraz czas, aby zająć się filmową adaptacją. Przy czym nie chodzi o samą radość z tortur, a o lepsze zobrazowanie zagadnienia, o którym będę pisał. Jak w przypadku przekładu wina spada na tłumacza, tak nie można piętnować Petera Jacksona z tego prostego powodu, że nie jest mediewistą, a więc po prostu nie czuł tego, co doskonale znał i wyczuwał oxfordzki profesor.
Film jest znakomity, jednak jest to odrębne dzieło, więc mija się z celem tropienie różnic, jak choćby Arwena zamiast Glorfindela, elfy w Helmowym Jarze itp. Wskażę jedynie kilka różnic, które moim zdaniem nie oddają myśli autora. Nie są to zarzuty względem reżysera, który po prostu nie zna konwencji rządzących literaturą starożytną i średniowieczną, a Tolkien znał je doskonale. Z reguły więc film jest poprawny w tych miejscach, gdzie zachowuje wierność względem powieści. Jeżeli twórcy dodawali coś od siebie, popełniali błędy, niekiedy karygodne.


Spróbuję pokazać, że dawnymi sagami i kronikami rządziły pewne niepisane zasady, dotyczące przede wszystkim władców oraz miejsc sprawowania władzy. Główny bohater musiał się urodzić w pewien specyficzny sposób, posiadać znamionujące wielkość cechy, jak również umrzeć w określony sposób, zależnie od tego, czy był dobry, czy zły. Nie wiem, czy Tolkien badał tę materię, ale jeśli nie, to doskonale wyczuwał i stosował w swoich pismach.
Tym razem przywołam tylko jeden błąd odnoszący się do cech władcy. Pożądanych cech jest kilka, dziś zajmę się niespotykaną czujnością. Począwszy od Gilgamesza, który „we dnie ani w nocy nie zna spoczynku”, wszyscy ważni bohaterowie spali bardzo mało lub budzili się w nocy by działać, jak Oktawian August (Swetoniusz) czy Karol Wielki (Einhard). Aleksander Wielki usypiał z kulą w dłoni, która go budziła, gdy przysnął (Ammianus Marcellinus). Nasz legendarny Lestek był władcą „wielce czujnym, którego oko snu nie zaznało podczas sprawowania władzy” (Kadłubek), Krzywoustego zaś wrogowie nazywali „Bolesławem, który nie śpi” (Gall), wszak już jako młodzieniec przebywający z dorosłymi „znosił cierpliwie brak snu” (Długosz). Dokładnie taki sam był Aragorn, czuwający w fotelu, gdy Frodo przebudził się w gospodzie. Nieco później wędrowcy wystawiali straże, „a Obieżyświat, jak się zdaje, wcale nie zmrużył oka”. Po ataku na Wichrowym Czubie Frodo co chwilę budził się niespokojny i zawsze widział Strażnika, który palił fajkę i czuwał.


Przechodząc w końcu do filmowego błędu, przypomnę spotkanie z Arweną / Glorfindelem, tuż przed ostateczną ucieczką do brodu. W filmie Aragorn szuka liści athelas, by zaleczyć ranę Froda i podczas tych poszukiwań nagle ktoś przykłada mu miecz do szyi, drwiąc przy tym, że Strażnik dał się zaskoczyć. Na szczęście nie był to wróg, ale uważni czytelnicy wiedzą, że do takiej sytuacji nie mogło dojść w umyśle Tolkiena. W powieści Aragorn usłyszał tętent kopyt, ukrył wszystkich w chaszczach i jeszcze nie widząc jeźdźca rozpoznał, że dźwięk „nie przypomina odgłosu kopyt wierzchowca Czernego Jeźdźca!”. Gdy zza drzew wyłonił się biały rumak, hobbici zrozumieli, że Obieżyświat miał rację, a czytelnik może sądzić, że Glorfindel by ich nie znalazł, gdyby sami nie wyszli na ścieżkę. Potwierdzeniem braku zrozumienia wagi tej cechy przez filmowców jest kwestia Golluma, którego w filmie dostrzegł Frodo, a Gandalf potwierdził, że też go widział. W powieści to był oczywiście Aragorn, który nie tylko widział, ale próbował go złapać, gdy reszta Drużyny spała.


W późniejszych partiach czujność przyszłego króla zostaje potwierdzona, choćby w sytuacji, gdy pierwsza wachta przypadła Samowi, ale „Aragorn postanowił mu towarzyszyć. Pozostali uczestnicy wyprawy zasnęli”. Wszyscy zasnęli, podobnie jak towarzysze Beowulfa przed przyjściem Grendela lub trzej apostołowie w ogrodzie Getsemani tuż przed pojmaniem Jezusa. Wszyscy śpią, ale prawdziwy heros czuwa i nie daje się zaskoczyć, więc dokonanie Arweny można uznać za reżyserską wpadkę, na szczęście wynikającą z nieznajomości konwencji literackiej, a nie z braku sympatii twórców filmu do przyszłego króla Gondoru.
C.D.N

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *