Też

Konwencyjna sobota minęła bez niespodzianek; wszystkie ugrupowania zaprezentowały się na miarę swoich możliwości. Jeśli wciąż jeszcze ktoś nie ma na kogo głosować bądź plącze się w trudnościach podjęcia decyzji, powinien je wszystkie obejrzeć. Bez sugerowania czegokolwiek dodam, nieco górnolotnie, ale wszak o to też chodzi w wydarzeniach aktualnie mających miejsce, że jeśli w sercu chowa troskę o kraj, rodaków, rodzinę i własny byt, mając w dodatku odrobinę rozsądku, po tych seansach już owych dylematów mieć nie powinien.

Przy okazji wyborczych wydarzeń my, kobiety, dowiedziałyśmy się o sobie czegoś nowego. Otóż okazuje się, że będąc w ciąży też mamy prawo do życia. Naprawdę. Wiem, że trudno wam w to uwierzyć, ale właśnie nasz pan i zbawca łaskawie zgodził się na tę – upierdliwą w jego życiu – biologiczną, a trochę też moralną, zależność.

Cóż zatem teraz powinnyśmy zrobić z tą niespodziewaną radością? Zorganizować pielgrzymkę dziękczynną? Paść do najjaśniejszych stóp w zdezelowanych butach i całować je z wdzięczności? Głosić światu całemu chwałę dobrodzieja naszego? No bo przecież taka hojność nie może zostać bez echa, bez nagrody, prawda?

Tak, powinnyśmy za tę łaskawość podziękować. Głośno, wyraźnie, bez żadnych wątpliwości, najlepiej w połowie października. Odnoszę wrażenie, iż jeśli jeszcze dotąd zbyt mało dobrodziejstw zaznałyśmy ze strony naczelnego mizogina Rzeczypospolitej, to właśnie zezwolenie na życie będąc przy nadziei przelało ich czarę. 

Uważam to za pewien rodzaj samoupodlenia, ale muszę się do ciebie zwrócić, panie Kaczyński. Tylko ten jeden raz. Być może już za późno, bo nie wiesz, gdzie jesteś, co robisz i mówisz, jak się nazywasz. Być może wożą cię po prostu jak kiedyś innego dyktatora, aby wyznawcy wierzyli, że wciąż mogą cię wielbić. Być może faszerują cię chemią, która plącze ci neurony w mózgu i język. Ale co do tego nie mam pewności. Co więcej, uważam, że możesz symulować niedowład umysłowy, bo wiesz, że nic ci już nie pomoże i chcesz w ten sposób uniknąć odpowiedzialności. Im więcej bowiem bzdur z siebie wydalisz, tym szybciej ludzie uwierzą w twoją umysłową niemoc i krata cię ominie.

Otóż wiedz, samozwańczy zbawco narodu – nie unikniesz odpowiedzialności, choć być może ta nie usatysfakcjonuje wielu osób, cierpiących przez twoje wodzowskie chuci od ośmiu lat. Jeśli inne metody karania podobnych tobie zawiodą, pozostanie ta jedna – ludzka pamięć. Twór bez dna i bez końca dla pewnych faktów i wydarzeń.

Być może została jeszcze w Polsce jakaś kobieta, która uważa, że jesteś dla nas dobry, bo ślinisz nam dłonie przy powitaniu; jednak spuszczam nad nią zasłonę milczenia. Na pewno jej zdania nie podzielają rodziny kobiet, które zmarły młodo, bo chroniąc płód skazałeś je na z góry wiadome niepowodzenie w tej batalii. Ani te kobiety, którym twoi oprawcy połamali ręce, zrzucili je ze schodów, zalali oczy gazem, bo upominały się o swoje. Nie zatchną się też uwielbieniem dla ciebie kobiety, które są bite i upokarzane przez swoich partnerów, bo takie czynności uważasz za normalne i nie uznajesz ich praw do samoobrony w jakiejkolwiek postaci.

Ja nie wybaczę ci podziałów, jakie z diabelską uciechą wprowadziłeś w naszą społeczność. Tych śmierdzących rowów, które oddaliły od siebie dotychczasowych przyjaciół, rodziny (nawet najbliższe), znajomych i współpracowników. Nienawiści, jaką do siebie zapałali tylko dlatego, że uznałeś ów fakt za pożądany przez siebie, być może nawet zabawny. Milionów słów, które poraniły miliony serc, bo uznałeś, że masz prawo decydować kto jest Polakiem, a kto nie; co więcej, ubrdałeś sobie, iż najlepiej ze wszystkich wiesz, kto jest człowiekiem, a kto nim nie jest. Plugawą propagandą puściłeś swoje brudne tchnienie w mózgi osób, które kiedyś były dobre, kochane, bliskie sercom, a stały się obce, nienawistne, złe. Podobne tobie.

Nie wybaczę ci hektolitrów łez, które przez twoje chore pomysły wylały się z oczu milionów ludzi, tracących bliskich; swoje małe biznesy, utrzymujące całą rodzinę; godność i chęć do życia.

Nie wybaczę ci też pompowania sflaczałego wcześniej balonu faszyzmu. Jeśli choć jeden z jego zwolenników dorwie się do funkcji decyzyjnych, żadna ziemia, wcześniej uświęcona krwią ofiar walki z faszystowską zarazą, nie powinna przyjąć kiedyś twego truchła. Niestety, o inną trudno w naszej ojczyźnie… Ale co ty możesz o tym wiedzieć. Ciebie to nie dotyczy, więc wypada poza zakres twoich zainteresowań.

Wiesz, panie Kaczyński, ty też masz prawo żyć, choć doprowadziłeś swymi posunięciami do tego, że wielu dobrych ludzi myśli inaczej. Naprawdę, ty też. I obyś żył długo. Musisz zdać sprawę ze swoich czynów. Tu i teraz, nie tam, na wyimaginowanym sądzie ostatecznym.

Dlatego, drogie kobitki, i wy, panowie, którzy też odczuliście pięść kaczego zamordyzmu: spotykamy się przy urnach 15 października. Za miesiąc z małym okładem. Miałam więcej o tym nie wspominać; widzę jednak, że trzeba. Przy każdej okazji. Powtórzę zatem: chcesz wolności, demokracji, możliwości wyboru, także swobodnego pozostania w domu podczas głosowań? Chcesz żyć bez cuchnącego oddechu władzy na swojej szyi? Tym razem musisz zagłosować na KO i Donalda Tuska, bo tylko ta opcja jest w stanie powyższą wolność ci zapewnić. Żadnej innej drogi nie ma, a każdy głos będzie się liczył, aby wygrać, choć fałszowania danych i tak pewnie nie uda nam się uniknąć. Nie lubisz gościa? Nie musisz. Ale kiedy przejmie rządy, będziesz mógł patrzeć mu na ręce i rozliczyć go z realizacji stu wspaniałych obietnic, które właśnie narodowi złożył. I, jak to w demokracji, zastąpić go kimś innym, jeśli się nie sprawdzi. Może nawet kimś lepszym; pewnie i taki kiedyś się objawi. Dlaczego musisz? Bo jeżeli tego nie zrobisz teraz, więcej okazji mieć nie będziesz.

Pod brudnym butem autokraty wolność zginie, jak robak. Twoja też.

Anna Kupczak     @DemosKratos55

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *