Przedwyborczy spleen

Ciemnogrodu dzień powszedni (72)

            Każdy uważa siebie za człowieka myślącego. Niemal nikt nie sądzi, że może myśleć błędnie. Rzeczywistość stała się nieoczywista, intuicyjnie negowana jest jej prawdziwość, prawomocność. Z drugiej zaś strony każdemu się wydaje, że jest realistą. Są też realiści specyficzni, wiele o nich napisano (ostatnio choćby w książce Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy), lecz chyba pomija się w tych analizach zastanawiający mnie szczegół.

            Otóż symetryści (jeśli mowa o publicystach, komentatorach) jawią się niczym korespondenci zagraniczni. Omawiają zastaną w państwie sytuację niejako z pozycji kogoś spoza, obcego, kierując swoje wypowiedzi do publiczności gdzieś indziej funkcjonującej, jak gdyby skądinąd pochodzącej. Relacjonują zdarzenia nie tyle zgodnie z ich faktycznymi implikacjami, lecz z wykładnią oficjalną, powołując się, ba, wręcz powielając bezkrytycznie enuncjacje władzy i jej „przekaziorów”, jak się za komuny mawiało. Czasem półgębkiem i jedynie pro forma dorzucą opinię opozycji, ale unikają wnikania w istotę rzeczy. W dodatku widać u nich obawę, że mogą się ich komentarze nie spodobać rządzącym, więc unikają drażliwych tematów. Wolą wybrać milczenie, niż odezwać się krytycznie.

            Z opozycją natomiast nie uważają za stosowne się patyczkować, gdyż ona nie ma wpływu na ich dobrostan (emblematycznych pączków nie rozdaje), jaki zapewnili sobie dzięki dobrym stosunkom z władzą, której jawią się samorzutnymi ambasadorami, a nader często apologetami. W tym momencie zadajmy sobie pytanie: po co nam tacy nieobywatelscy dziennikarze? Nie można wymagać zaangażowania w sprawy państwa obcokrajowców, lecz obowiązkiem obywatelskim, zwłaszcza w zawodzie teoretycznie zaufania publicznego, jest reagowanie na nieprawidłowości i występki, których dopuszcza się silniejszy (władza), a nie punktowanie za bieżące (i zwłaszcza dawne: „rządzili osiem lat”) prawdziwe bądź domniemane grzechy opozycji.

            Beznamiętność jest cechą pozytywną w badaniach naukowych (sine ira et studio), ale jeśli odnosi się do życia w społeczeństwie, to oznacza traktowanie go niczym preparatu, tworu sztucznego, pozbawionego wartości moralnej i etycznej. Symetryści tak się zachowujący stawiają się poza albo ponad (w swym mniemaniu) obywatelami i obywatelkami RP.

            A teraz, w połowie września 2023 roku, pomyślmy o owych obywatelach i obywatelkach Polski, czyli o nas samych. Ilu z nich bierze li tylko bierny udział w grze, jak gdybyśmy istnieli w symulacji czy wirtualnej rzeczywistości? Nie wolno nam pomijać tych, od których zacząłem ten felieton, czyli myślących, że myślą. Tłamszenie przez zacietrzewione miernoty ma dla niektórych specyficzny posmak i sprawia im przyjemność na poły erotyczną – unikajmy tego. Aby zaś wyzyskać metaforę gry komputerowej, chcę wskazać na zastępy NPC (to skrót od: non-playable character, jest to postać, która samodzielnie nie bierze udziału w grze, stanowi jej automatyczny element, jest niejako statystą, wykonuje jakąś stałą funkcję). Na każdym kroku spotykamy takich NPC-ów (wygooglujcie sobie mema Wojak oraz jego historię) i albo niejako nimi (boć nie z nimi!) załatwiamy określoną sprawę, albo mijamy ich bez zainteresowania. Nie wątpię, że dla wielu sami jawimy się (i słusznie zresztą) jako takie NPC-ty… Lecz skoro spotykamy się na portalu taktowidzimy.pl – to jednak nie jesteśmy nimi w sensie ścisłym ani ostatecznym.

            Marzeniem władzy autorytarnej bądź do autorytaryzmu zmierzającej jest zamienienie wszystkich w NPC-ty, a z czasem w orków. U nas jeszcze nie ma rosyjskich porządków, bo nie udało się spacyfikować społeczeństwa totalnie; czasu od 2015 roku za mało upłynęło. Wszelako symetryści wpływają niejako wychowawczo, wzorcotwórczo na swoich odbiorców, urabiając ich mentalność w duchu obojętności na wybryki władzy i zarazem uległości jej potulnej. Nie krytykować, nie patrzeć na ręce, wreszcie wielbić i docelowo klęczeć przed autorytetem deifikowanej partii o nazwie przenajświętszy PiS.

            Powiada się, że na populizm nie ma trwałego, ba, w ogóle żadnego skutecznego lekarstwa, ponieważ nie jest to nawet ideologia, która zwykle wszak udaje naukę (jak marksizm albo teologia), tylko zbiór ad hoc podrzucanych haseł i hasełek, ot, „żartów”. Im prostszych, tym bardziej nęcących ludzi o bystrości wody w klozecie. Czy obrażam ich wybory? Czy obrażam suwerena, elektorat? Owszem, mam taki zamiar, acz robię to i tak zbyt delikatnie. Populizm to sposób, w jaki cwaniacy zyskują poparcie głupców.

            A skąd w tytule felietonu przedwyborczy spleen? Zacznę od definicji: „stan przygnębienia, apatii, uczucie beznadziejności, nudy, zniechęcenia; chandra” (Słownik języka polskiego). Nie da się ukryć, iż każdy dzień niesie za sobą kolejne porcje kału medialnego z kanałów szczujni i reszty propagandowego ścieku. Prawdą jest też fakt zmęczenia tą ustawiczną szarpaniną, której skutek dla nas pozytywny wcale nie jest przesądzony, a nawet jest nader niepewny. Byłoby inaczej, gdyby nie podział opozycji na kilka list. Wielu ludzi przez to zniechęca się jeszcze przed wyborami. Nie chcę nawet myśleć, ilu odpaść by mogło, gdyby doszło do kolejnej porażki. Tu jednak się zatrzymajmy. Samosprawdzające się przepowiednie nie służą sprawie demokracji, o którą walczymy.

            To nie jest tak, że po zwycięskich wyborach będzie można sobie osiąść na laurach. Wręcz przeciwnie – wtedy zacznie się etap szczególnie istotny. Nie mówię teraz o rozliczeniach, te są oczywiste i oczekiwane, bezwzględnie konieczne. Mam na uwadze edukację obywatelską, antypopulistyczną. Powrót do poszanowania wartości i uczynienia ich atrakcyjnymi. Otóż praworządność, sprawiedliwość, procedury demokratyczne itp. itd. – powinny przestać być nudne, musimy uczynić je sexy. Demokracja potrzebuje czegoś więcej niż widzów. Demokracja potrzebuje uczestników zaangażowanych na co dzień, a nie tylko od (wyborczego) święta. Tak musi się stać, aby owo święto nie wyrodziło się w pusty rytuał, ograniczający się do głosowania, którego zwycięzca z góry jest znany, o ile w ogóle dopuści się niezależną, nie zaś koncesjonowaną, opozycję do udziału w rywalizacji, wszak zawsze może być znów jak w PRL-u, gdzie jedyną opcją było w tzw. wyborach głosowanie na jedną listę i to najlepiej bez skreśleń.

            Zatem dziś już nie marudźmy i nie odpuszczajmy, żeby nie dopadł nas powyborczy kac. I nie tylko o te wybory chodzi, ale o każde następne.

– – – – – – – – – – – –

Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.

buycoffee.to/robertpasnicki

Podziel się

2 Replies to “Przedwyborczy spleen

  1. Artykuł przedstawia ciekawy pogląd na temat przedwyborczego spleenu i jak wpływa on na polityków. Autor dobrze analizuje postawy i działania polityków, pokazując ich różne strategie i manipulacje. Jednak brakuje bardziej konkretnych przykładów i źródeł, co trochę osłabia wiarygodność artykułu. Mimo to, warto się zastanowić nad takim aspektem polityki.

  2. Ciekawy artykuł, który porusza wiele istotnych kwestii związanych z przedwyborczym spleenem. Autor przedstawia różne perspektywy, co daje mi możliwość obejrzenia sprawy z różnych stron. Interesujący wybór przykładów i analiza danych dodaje mu wiarygodności. Jednocześnie, tekst jest dobrze napisany i łatwy do zrozumienia. Cieszę się, że takie treści są publikowane, ponieważ pomagają mi krytycznie spojrzeć na atmosferę przedwyborczą i podjąć świadome decyzje wyborcze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *