My

Na całym świecie każdego dnia nastaje ranek. Większość ludzi otwiera oczy po nocnym wypoczynku, wstaje, uskutecznia poranne ablucje, pije kawę, spożywa śniadanie i oddaje się codziennym obowiązkom.

Część, po całonocnej pracy bądź rozrywce, kładzie się spać.

Są tacy, którzy od rana czytają książki.

Lub oglądają filmy.

Znikają w świecie iluzji, grając bądź błądząc w cieniach wymyślonych, komputerowych światów.

Jest jednak takie miejsce, gdzie – tuż po przebudzeniu – ludzie zaczynają, co dzień od nowa, zianie nienawiścią i niszczenie bliźnim życia. To miejsce kiedyś nazywało się inaczej, ale nowy, ponury, choć obrzydliwie bogaty właściciel uznał, że nazwa i logo były zbyt radosne. Może miał rację? Nie ma bowiem w przyrodzie takich ptaków, które swoim szczebiotem, ćwierkaniem czy innymi trelami, byłyby w stanie dopiec komuś do żywego, ośmieszyć go, zniszczyć, nawet zabrać mu życie. To potrafią tylko ludzie, anonimowi w większości przypadków bądź pewni swego, bo kryci przez tuzów, którym podobne zachowania są mocno na rękę.

A teraz, przed wyborami, zatrzęsło się i napięcie wciąż narasta, że tak sobie pozwolę klasyka zacytować.

We mnie przelały się kłamstwa, oszczerstwa, deptanie cudzej godności, widok oblicz zadufanych w sobie durniów, promowanych nie tylko przez bossów, którzy potrzebują takich wśród swego personelu, ale – o zgrozo – przez ludzi, którzy mogliby błyskawicznie odesłać miernoty do niebytu, nie tylko politycznego. Zachwyt nad podobnymi indywiduami urąga jakiejkolwiek ludzkiej przyzwoitości.

Nie mogę znieść wciąż obecnej w owym medium nagonki na matkę, której te same kanalie wcześniej odebrały syna.

Mdli mnie od widoku tak zwanych rządzących, czyli współczesnej polskiej chamlity, bo inaczej nie można ich określić, którzy wszelkimi swymi brzydkimi uczynkami, bez zmrużenia oka, obarczają opozycję, jednocześnie obiecując wielkie działania w kierunku naprawy czegoś, co sami psuli latami.

W kosmos strzela moje ciśnienie, gdy sprzedajni pracownicy mediów głoszą wytrwale tezę, iż niezgłoszony zegarek w taki sam sposób obarcza ugrupowanie, co setki ogromnych afer.

Drżę z niepewności, patrząc na ciągłe i nieustające nazywanie opozycją ludzi, którzy marnego słowa nie powiedzieli dotąd o rządzących, za to wszystkie psy świata już powiesili na opozycyjnych konkurentach. Dlaczego drżę? Bo nie wiem, kogo wesprą po wejściu do parlamentu. Co więcej, mam jakieś dziwne przekonanie, że jeśli ich obecność po którejś ze stron w jednakowym stopniu będzie mogła dać przewagę, nie wybiorą wsparcia opozycji. Tamci dadzą więcej.

Obrzydzeniem napawa mnie fakt panoszenia się w mediach i przedwyborczej rozgrywce homofobów, mizoginów, niedouków mydlących oczy niezbyt rozgarniętemu wyborcy, nierobów oczekujących od społeczeństwa, aby utrzymywało ich za darmo. Pracować wszak nie będą, bo na jakiekolwiek efektywne działania tam, dokąd się pchają, nie posiadają żadnych kwalifikacji. Chcą po prostu wejść, a później siedzieć i cuchnąć, bo podobna zbieranina pachnieć przecież nie może.

I jest jeszcze jedna rzecz, która mnie przeraża. Faszyści na listach wyborczych. Przecież tego zdania nie można spokojnie nawet przeczytać, a cóż dopiero przejść nad nim do porządku dziennego, zwłaszcza w sytuacji, gdy są podejmowani z honorami w mediach, przedstawiani jako kandydaci na posłów. A cały nasz, rzeczony wcześniej, komunikator, robi zasięgi… Cały. Jedna strona wyjąc z zachwytu, druga ganiąc, co im nie przeszkadza stale publikować zakazanych wizerunków. Nie chcę nawet wiedzieć, jak czuje się garstka tych, którzy przelewali krew, aby faszyzm umarł; dotrwali do dzisiejszych czasów i ktoś ich nagle wepchnął do tej samej wody – lodowatej, cuchnącej, pełnej śmiertelnych odmętów. 

Nie będę nawoływać, aby to zmienić. Poprawić. Aż tak naiwna nie jestem. W ciągu najbliższych tygodni będzie tylko gorzej, gorzej, gorzej. Ale możemy pomóc sobie nawzajem zaprzestać owych procedur na przyszłość. Jak? Mądrze zagłosować. Co to znaczy, mądrze? Cóż, pewnie dla każdego oznacza to inny sposób działania. I tu powiedziałabym, że właśnie tak jest dobrze, bo demokracja… gdyby nie fakt, że nadchodzące wybory to nasze być albo nie być.

Wciąż są osoby, które nie wiedzą, na kogo oddać głos. Nie brak też takich, którzy uważają, że wynik wyborów, jakikolwiek by nie był, niczego w ich życiu nie zmieni, więc nie zamierzają głosować, wrzucając do jednego worka wszystkie startujące ugrupowania.

W wolnym kraju, dobrze prosperującym, każdy mógłby sobie pozwolić na podobny tok myślenia. Na tym między innymi polega bowiem demokracja. Dziś jednak, jeśli nie chcemy się przekonać na własnej skórze, jak smakuje egzystencja pod czyimś butem, musimy wszyscy – tak, wszyscy; my, Polacy – postawić na jedną kartę.

Tę najwyższą. Jedyną, która ma szansę nie tylko wygrać wybory, ale – choć trud to będzie niemały – wznieść kraj na proste, silne nogi. Odpuścić sobie własne sympatie polityczne; w tej jednej chwili zapomnieć, że „ja” jest najważniejszą sprawą życia. Pozwolić wygrać z dużą przewagą, bez konieczności dobierania koalicjantów, tym, którzy są jedyną gwarancją demokracji w naszym kraju.

Po raz pierwszy i być może jedyny, napiszę, że dziś ową kartą jest Koalicja Obywatelska i Donald Tusk.  

Nie ma innej drogi, nie ma innych sposobów.

Później, gdy wrócimy na gładką szosę, będzie można znów kręcić nosem na ciepłą wodę, wybierać do parlamentu partie, partyjki i inne śmieszne ugrupowania, głośno obwieszczać światu swoje poglądy na funkcjonowanie ludzkości.

Ja, jeżeli doczekam, będę głosić – może nie chwałę, ale z pewnością pożytek – demokracji bezpośredniej, choć wiem, że zindoktrynowana politycznie ludzkość pojęcia nie ma, iż można żyć inaczej. Później. Gdy wszystko ustabilizuje się tak, że nasz polski Hyde Park będzie można otworzyć na nowo.

I jeszcze słówko na zakończenie. Jeśli do polskiego parlamentu dostanie się choć jeden faszysta, będzie to oznaczało, że miliony naszych przodków zginęło i rozlało krew nadaremno. Okażemy się niegodni tej ofiary. Tak, my. My wszyscy. Bo dzisiejsi polscy faszyści nie spadli wczoraj z księżyca. Osoby, które na nich zagłosują, też nie. Zrodzili się z nas, my ich wychowaliśmy. Od nas dostali zielone światło, choć podobne ideologie powinny być tępione w zarodku, a nawet wcześniej. Delegalizowane, lub – co bardziej właściwe – nie legalizowane nigdy.

Nie będzie żadnego wytłumaczenia.

Anna Kupczak    @DemosKratos55

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *