WŁADCA PIERŚCIENI „po łozińsku” (4) Różne dziwadła

Na koniec rozważań dotyczących przekładu „Władcy pierścieni” dokonanego przez Jerzego Łozińskiego, podam garść przykładów pokazujących, że tłumacz chciał na siłę zmieniać wersję Marii Skibniewskiej. Jest to zła droga i często widać, że zmiany były nieprzemyślane lub przemyślane niewłaściwie. Bo cóż można powiedzieć, gdy „Isildur’s bane” staje się „rozdrożem Isildura”? Wiemy, czym był pierścień dla praszczura Aragorna i rozdroże nie pasuje tutaj zupełnie. Na tysiącu stron powieści takich dziwnych przeinaczeń jest mnóstwo i każdy ma szansę znaleźć swoje ulubione. Mnie najbardziej uderzyła Złotanka (żona Toma Bombadila, Goldberry), „House of Elrond” – „Zamek Elronda” oraz dwa wydarzenia z kroniki lat: Oto „Léod’s head struck a rock” tymczasem w wersji Łozińskiego ojciec Eorla „zmarł z przetrąconymi krzyżami”. Znacznie wcześniej, bo w roku 3429 II Ery „Sauron burns the White Tree” i tu przyznam, że sprawa wygląda mi na koszmarny błąd edytorski, gdyż kompletnie nieprawdopodobnie brzmi: „Sauron buduje Białą Wieżę” (Jeśli nie wierzycie, mogę przesłać zdjęcie lub sprawdźcie sami: wydanie Zysk i S-ka z 1997, „Powrót króla”, s. 527).


We wspaniałym fragmencie opowieści, gdy poznajemy Aragorna, Frodo przez przypadek założył pierścień, co miało dość fatalne skutki i w tym przypadku Tolkien użył słowa „prank”, które w najlepiej oddaje polski „wybryk”, tymczasem u Łozińskiego znajdujemy „fortel”, z definicji oznaczający sprytny i celowy wybieg, zmierzający do osiągnięcia jakiegoś celu. W tym zajściu nie ma mowy o celowym działaniu. Nieco później, ale wciąż w Bree, podczas czytania listu od Gandalfa, poznajemy wiersz opisujący Strażnika. Jeden z wersów mówi: „From the ashes a fire shall be woken”, czyli “Największe drzewo można zwalić”. Gdy to przeczytałem, przypomniała mi się piosenka kabaretu Potem, pt. „Już jest wiosna” i jej fragment: „Słońce raźniej świeci, dym się w polu snuje / Zupełnie bez sensu, ale się rymuje”.


Kolejne zdumienie nastąpiło podczas pożegnania z Lórien, gdy Sam otrzymał pudełeczko z literą G, jak Galadriela, które można również odczytać jako „garden”. Tymczasem Łoziński: „W twoim języku G rozpoczynać może i „godność” i „gwiazdę”, a ja chciałabym, aby przyświecały ci pomyślne gwiazdy”. Z kolei podczas pościgu za Urukami z Isendardu „The moon had set and the night was very dark” i nie uwierzycie, ale „Księżyc zaszedł, ognisko przygasło.”


Są również momenty, które mogą wskazywać nie nierozumienie języka ojczystego, np. Gandalf mówi do Bilba: „Rad widzę cię znowu w widzialnej postaci”, jakby można było kogoś widzieć, gdy jest niewidzialny. Później, w Starym Lesie, gdy wierzba uwięziła Froda, zdesperowany Sam krzyczy: „Wtedy je zetnę, chociażbym miał je spiłować zębami” (Tolkien: „I’ll have it down, if I have to gnaw it”). Po pierwsze jest to brzydkie powtórzenie, po drugie piłuje się pilnikiem.


Wspominałem wcześniej, że moim zdaniem dopuszczalna, a nawet wskazana jest zmiana oryginału, aby dostosować tekst do obszaru kulturowego odbiorcy. Niektóre wyrażenia przełożone dosłownie, mogą być niezrozumiałe. Jednak i w tym przypadku Jerzy Łoziński nie potrafił zachować spójności, jak również sensu. W dodatkach wyjaśniał, że historię będą poznawać współcześni czytelnicy, dlatego też „wszystkie językowe aspekty tej opowieści staraliśmy się uczynić jak najprzystępniejszymi”. Cóż więc robią rzucone nagle słowa bardzo archaiczne: ciupasem, roztruchan, wąpierz?


W innym miejscu dwa powiedzenia, powszechnie znane, zostały użyte zupełnie nieracjonalnie. Sam Gaduła (Gamgee) powiedział o sobie, że jest głupi jak but, co brzmi nieprawdopodobnie w ustach hobbita, gdyż pamiętamy, że chodzili oni boso. Rzecz jasna widział, co to są buty, ale przysłowia i powiedzenia różnych ludów nawiązują do codzienności i tradycji własnej, a nie do posiadanej wiedzy. Z kolei w rozdziale „Cień przeszłości”, gdy ten sam bohater został przyłapany na podsłuchiwaniu, Gandalf spytał: „How long have you been eavesdropping?”. Sam odpowiedział: „There ain’t no eaves at Bag End”, co Maria Skibniewska przetłumaczyła „Jak długo strzygłeś uszami”. Ładnie nawiązuje do tego, co w istocie robił ogrodnik Bagginsa zanim zaczął podsłuchiwać. Jest to zrozumiałe i bardzo trafne, a w wersji Łozińskiego Czarodziej pyta: „Jak długo zapuszczałeś żurawia?”, na co Sam odpowiedział, iż „w Bagosznie niczego takiego się nie puszcza”. W ten sposób została zaprzepaszczona szansa na grę słów związaną z dwuznacznością strzyżenia, a na dodatek „zapuszczać żurawia” oznacza ni mniej, ni więcej, tylko ukradkowe podglądanie, a nie podsłuchiwanie.


I już naprawdę na koniec znalazłem radę, jak można zwracać się do swoich bliskich podczas pożegnań: Cześć rolniku, hydrauliku, księgowo, murarzu, nauczycielko itp. W ten sposób pięknie nawiążemy do słów żony Maggota, która na chwilę rozstając się z mężem powiedziała: You be careful of yourself, Maggot!, co w wydaniu Łozińskiego brzmi: Uważaj na siebie, Kmieciu…

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *