Tekst o tekście

Być może ktoś zauważył, że sporo chwil upłynęło od publikacji mojego ostatniego tekstu. Owszem, zajęć było sporo, ale to niejedyny powód tej absencji. Drugi – a może główny – zawiera się w codziennym przekazie, od którego zaczęły drętwieć mi palce, dłonie, plecy z ich zakończeniem i całe jestestwo, wymęczone do granic możliwości tekstami i obrazkami (zwłaszcza obrazkami), walącymi po oczach z każdego zakątka internetu. Także, a może przede wszystkim, z Twittera.

Ranek zaczynam optymistycznie, bo taką mam naturę. Lubię życie. Niestety, wygląda na to, że jestem w owym odczuciu mocno osamotniona.

Oto bowiem, jak kosa w zboże, raz za razem wżyna się w moje postrzeganie rzeczywistości obrazek trzydziestu z górą milionów domów, trawników, grillów, piw i dwakroć więcej samochodów. Piksele ma ostre, a wyświetlany jest na dziesiątki tysięcy sposobów; powielany bez końca mdli, atakuje wnętrzności, razi, kłuje, boli i wnerwia. Nie, nie denerwuje, bo zdenerwować się można, gdy pies pogryzie ulubione kapcie. Wnerwia. Do bólu. Autorzy rozsiewanych bredni nawet pomyśleć nie mogli, że tak piękną, darmową reklamę będą mieli w mediach. Co ludzi opętało? Nie wiem.

Zamykam komputer, idę zająć się czymś dającym radość.

Wracam znów pełna optymizmu. Może coś napiszę, jest pomysł. Otwieram komputer i dostaję w gębę wizerunkiem odpychającego osobnika, który, choć młody, zdążył tak zepsuć sobie wnętrze, że całą swoją fizjonomią wzbudza niechęć. Wygłupił się, zapewne w celu przypodobania szefostwu, a internet, jak otępiały rząd małp, pokazuje go w różnych konfiguracjach i realizuje jego zamierzenie: niech wszyscy zobaczą. Nawet ci, którzy nie chcą, bo zwyczajnie nie ma na co patrzeć – ani to ładne, ani mądre, ani ciekawe, ani nawet kontrowersyjne. Wyłącznie wredne i żądne sławy.

Pomysł umknął, tekstu znów nie będzie.

Po kilku godzinach oderwania od świata wirtualnego wracam, bo może ujrzę, dla odmiany, ważny przekaz.

A tu siedzi jakiś cham na krześle, rozmawiając ze starszą kobietą i stroi miny urażonego księcia z bajki. Widzę to raz. Drugi. Trzeci. Piętnasty. Przy dwudziestym wymiękam, bo znów – kto i kiedy wpadł na pomysł, by buca sławą otaczać? Jeśli ktoś chce o owym osobniku podawać przekaz, powinien to robić wyłącznie pod kątem uświadamiania jego wyznawców, że – być może bezwiednie – służą przyszłemu zamordyzmowi totalnemu, bo koleś nigdy opozycją nie był. Nie wiem, co trzeba nosić na oczach, żeby tego nie widzieć.

Tu jakaś pani w nosie dłubie. Albo ktoś wywala jęzor, bo myśli, że to jest cool.

Tam obleśny starzec wącha zdjętą z nogi skarpetkę.

Niżej dziewczę o wyglądzie glonojada przekazuje światu: patrzcie, jaka jestem szpetna. Nie krytykuję, wolno każdemu się oszpecać, jeśli lubi, ale po co tysiące razy posyłać ów widok przed oczy, które mają zgoła inne poczucie estetyki i nie chcą patrzeć na podobne dokonania (czy raczej dokonań efekty)?

Machający górnymi kończynami osobnik, któremu się zdaje, że jest głową państwa, znów błaźni się wesoło; a świat, niby to zniesmaczony, niby zawstydzony, niemniej wesoło powiela. Powiela. Powiela. Powiela.

Ustawicznego widoku zblazowanych gąb, obiecujących gruszki na wierzbie, aby zwerbować głosujących głupców i dostać się do koryta, nawet nie zliczę.

Ani też publikowania z palca wyssanych sondaży, rozsyłanych do mediów i przez media wszelkiego autoramentu wyłącznie po to, aby siać defetyzm i studzić dobre odruchy w ludziach, którzy naprawdę chcą powrotu demokracji.

Pseudodziennikarskie lamenty, poprzedzone rozsiewaniem bzdur, odrzucają mnie od klawiatury. Przestaję wierzyć w moc słowa pisanego; tekst zaczyna mi się jawić jako wołanie na pustyni, które co najwyżej może szakale zachęcić.

A tymczasem trwa walka. Pokazywanie podobnych obrazków tam, gdzie ludzie gardzą demokracją, bo wolą być trzymani za pysk, byle nie musieli na siebie zarabiać, można byłoby usprawiedliwić. My jednak, robiąc im zasięgi i powiększając grono pustogłowych płci obojętnej, którzy ochotnie na nich zagłosują, wylewamy sobie dziecko z kąpielą. Dlaczego nie potrafimy postawić na przekaz pozytywny? Pokazywać wyłącznie działania opozycji, dążące do odzyskania dobrego imienia Polski i Polaków, zwłaszcza, że tak zwane media robią wszystko, aby ten przekaz nigdzie nie dotarł? Ewentualnie tłumaczyć, na czym polega demokracja i ukazywać zagrożenia, które nadejdą w przypadku jej nieodzyskania?

Mam wrażenie, że zakładamy sobie pętlę na szyję. Niczego nie nauczyliśmy się przez tych osiem lat. Wciąż tańczymy na melodię najbardziej niemuzykalnej persony w naszym kraju, która z tego powodu zaśmiewa się do łez.

Czas zmienić kompozytora. Najwyższy. Bo inaczej do jesieni, w rytm najohydniejszych dźwięków świata, zatańczymy się na śmierć.

Anna Kupczak   @DemosKratos55

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *