Słuchać i to głośno (Cult of Luna)

W moich rozmyślaniach o muzyce, której słucham na co dzień, drzwi z napisem post metal i pokrewne, były zamknięte i nie spodziewałem się, że kiedykolwiek je otworzę i przez nie przejdę. Nigdy nie mów nigdy – tak powinienem powiedzieć i cieszyć się, że taki dzień nastał i gatunek ten na stałe zagościł w moich głośnikach i słuchawkach, z czego niezmiernie się cieszę. Są dni, w które takie właśnie dźwięki są mi niezmiernie potrzebne, wręcz niezbędne.

Stara, sprawdzona metoda mówi, że pierwszy utwór na albumie powinien być tak mocny, wbijający w ziemia, żeby człowiek nie miał wyjścia i musiał dany album postawić dumnie na półce z innymi. Jeśli pozostałe utwory z płyty dorównują lub nawet przewyższają początek, pełnia szczęścia gwarantowana. Jak w takiej sytuacji prezentuje się album grupy Cult of Luna zatytułowany The Long Road North z lutego 2022? Postaram się krótko i treściwie odpowiedzieć na tak postawione pytanie.

Szwedzi, jak to Szwedzi – jeńców nie biorą. Album rozpoczynają od kompozycji Cold Burn, która pozostawia nas leżących i zastanawiających się co się właśnie wydarzyło? czego byliśmy świadkami? Utwór ten jest tak…, potężny, miażdżący, porażający, mógłbym tak długo opisywać, proponuje posłuchać i samemu spróbować wyrazić słowami czego byliście świadkami.

No tak, płyta to nie tylko pierwszy utwór, jest ich jeszcze osiem i ich zadaniem jest utrzymać emocje na podobnym poziomie jak Cold Burn. Drugi na liście The Silver Arc pozwala na odrobinę wytchnienia po porywającym początku. Nie jest gorszy, wyśmienicie utrzymuje naszą uwagę, dźwięki są podobnie miażdżące, tak jak i sposób śpiewania Fredrika Kihlberga. Kolejny, ponad siedmiominutowy utwór na plus. Rolę krótkiego przerywnika pełni utwór Beyond I, w którym gościnnie usłyszeć możemy Mariam Wallentin – szwedzką wokalistkę i artystkę.

Tuż po tej krótkiej przerwie, rozpoczyna się prawie trzynastominutowa kompozycja An Offering to the Wild. Zupełnie inaczej niż w kompozycji otwierającej album, towarzyszymy powolnemu narastaniu emocji – spokojny początek, niespiesznie rozwija się do mocnego finału. Bez zbędnego patosu, bez zbędnych dźwięków. Tego trzeba posłuchać, zanurzyć się w gęstą atmosferę i dać ponieść się w stronę mroku.

I tak mija nam utwór za utworem, Into the Night – niemalże ballada, instrumentalny Full Moon pełniący rolę krótkiego przerywnika przed tytułowym The Long Road North, który niczym nie ustępuję poprzednim kompozycjom.

Zanim usłyszymy ostatni utwór zatytułowany Beyond II napisany wspólnie z Colinem Stetsonem, będziemy mieli przyjemność posłuchać kompozycji Blood Upon Stone. Bardzo mocny punkt albumu, może nie taki jak Cold Burn (nie da się ukryć, że bardzo często wracam do tej kompozycji – znalazła miejsce pod czaszką i zadomowiła się tam na dobre), w moim odczuciu bardzo mu bliski. Bardziej energetyczny od pozostałych, zaśpiewany z podobnym ładunkiem emocji i co najważniejszy, zachęcający do wciśnięcia przycisku z napisem powtórz. Duży sukces. Na koniec, tak jak wcześniej wspomniałem, posłuchamy utworu Beyond II.

Zostało mi tylko jedno – ocenić album, a bardzo tego nie lubię. Pierwsze przesłuchanie płyty, która rozpoczyna się od czegoś wspaniałego, nie niosło ze sobą wielkiego zachwytu. Nie wiem czego się spodziewałem, co chciałem usłyszeć. Po prostu było mi mało i mało. Każde kolejne spotkanie z krążkiem, niosło ze sobą kolejne odkrycia, kolejne zachwyty. Myślę, że jeszcze wiele ich przede mną. Na duży plus zasługuje fakt, że cały czas mi mało, cały czas chcę wracać do tego zestawu i słuchać, słuchać… W moim odczuciu, nie ma lepszej zachęty do zapoznania się z płytą i wyrobienia sobie własnego zdania. Ja mogę tylko obiecać, że się nie zawiedziecie, nieważne jakiego gatunku fanami jesteście – to po prostu 70 minut wspaniałego, rockowego grania.

Do następnego razu

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *