Dziwne uczycie, zasiadasz do pisania tekstu, a w tle słuchasz już nie samej playlisty własnego autorstwa, a swojego własnego ‘programu‘ w serwisie YouTube – do czego to doszło. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę się oderwać. Wystarczy tych samozachwytów i przejdźmy do tematu, a właściwie do dwóch tematów.
Nic nie dzieje się bez powodu, tak dokładnie jest ze wstępem. Dwie płyty, o których chciałbym dziś napisać kilka słów, a tym samym zachęcić do zapoznania się z dźwiękami na nich zawartymi, jakoś nie mogą wskoczyć do zestawów, który prezentuję w serwisie YouTube. I o ile w przypadku pierwszej jest to zrozumiałe, tak w drugim jest w pewien sposób zagadkowe.
Vitja Pauwels – belgijski muzyk, grający na gitarach opublikował swą pierwszą płytę, zatytułowaną Drift by / Sink in, 4 listopada 2022 roku.
Płytę wypełniają w większości utwory instrumentalne, oparte na brzmieniu gitary akustycznej i elektrycznej, z wykorzystaniem różnych efektów brzmieniowych. W tle słyszymy dźwięki powstałe z wykorzystaniem instrumentów elektronicznych – subtelnie wypełniają przestrzeń, w której główną rolę pełni gitara. Możemy też posłuchać głosu artysty, który podjął się roli wokalisty.
Przede mną stoi teraz zadanie najtrudniejsze – ubrać w słowa emocje jakie towarzyszyły mi podczas słuchania tego albumu. Jednym z najważniejszych był spokój. Muzyka zawarta na płycie jest właśnie taka, spokojna, nostalgiczna. Idealna do słuchania przy filiżance herbaty lub kawy (to ja). Fragmenty instrumentalne z pewnością sprawdzą się przy czytaniu książek, pozwalają zatopić się w lekturze i jednocześnie czerpać radość z muzyki. Płyta, a z pewnością niektóre jej fragmenty, może sprzyjać leżeniu i rozmyślaniu o niczym (jeśli ktoś potrafi), można przy jej dźwiękach wziąć kąpiel, można … Gdy już zapoznacie się jej zawartością z pewnością znajdziecie odpowiednie miejsce, by ponownie zanurzyć się w tym świecie dźwięków jaki wyczarował dla nas Vitja. Dokładnie tak, wyczarował – czuć w tych nutach wygrywanych na gitarach magię, niesamowitość, przestrzeń i spokój. A także tęsknotę za czymś, co minęło i już nie powróci.
Nie potrafię wskazać tego jedynego utworu, tu wszystko płynie łagodnie, bez pośpiechu od pierwszych do ostatnich dźwięków i po 38 minutach, które trwa album, chcemy do niego wrócić. A może nie do niego, tylko do wspomnień, które dzięki muzyce na nim zawartej, pojawiają się w naszych głowach?
Druga płyta, z której jakoś nic nie może się ‘wcisnąć’ do programu, to ostatni album grupy Katatonia. Płyta Sky Void of Stars towarzyszy mi od premiery, która miała miejsce 20 stycznia 2023 roku. Słuchałem jej już wielokrotnie, tak w całości jak i wybranych fragmentów.
Przy pierwszym przesłuchaniu, że tak powiem, nie było chemii pomiędzy nami. Czegoś mi brakowało, może czegoś innego po nich oczekiwałem. Jednak coś mnie do tego albumu ciągnęło, coś mówiło, że to dobry album, że trzeba mu dać szansę, że jeszcze mnie zaskoczy.
Zaskoczył mnie z pewnością jednym, spójnością muzyczną – może to być zarzut, może to być plus. Jak mówią, wszystko zależy od punktu widzenia. Podobne odczucia mam słuchając płyt Type O Negative, a i tak do nich wracam. Trudno wskazać na utwór, który wyróżniałby się z wszystkich zawartych na płycie. Może otwierający całość Austerity, może Birds, może Atrium. Z pewnością te trzy najbardziej przypadły mi do serca, są takimi punktami pobudzającymi, które mają za zadanie wyrwać nas ze swego rodzaju transu, który mogą wywołać dźwięki dobiegające z głośników. Transu, który jest nostalgiczny, klimatyczny – tego z pewnością nie można tej płycie odmówić. Właśnie taka jest muzyka na niej zawarta – klimatyczny metal. Bez porywających partii gitarowych, bez solówek, do których chciałoby się wracać. Członkowie grupy wyraźnie postawili na klimat i melodyjność kompozycji i to z pewnością im się udało.
Teraz najważniejsze – czy jestem na tak? czy płyta znajdzie swoje miejsce w notatniku z zapiskami? Trudno odpowiedzieć, z jednej strony słucham jej i uparcie szukam punktu zaczepienia, z drugiej strony czegoś mi ciągle brakuje. Może większego pazura, może jakiegoś przeboju? Sam nie wiem. Z pewnością jako całość wypada bardziej na plus niż na minus (nie czytałem żadnych recenzji tego albumu i nie przeczytam:)), można się zatopić w ścianie dźwięków, która czasami się na niej pojawia. Z drugiej strony, jej monotonia może nie być dla każdego. Wszystko okaże się na koniec roku, sprawdzimy wtedy kto z nas będzie o niej pamiętał.
Dla mnie średniak, do którego coś mnie ciągnie, tylko tyle i aż tyle…
Do następnego razu.