Czekając na…

Mam małą nadzieję, że czytelnicy moich muzycznych tekstów czytają także te inne, trochę poważniejsze. W każdym z nich, tak muzycznych jak i tych drugich, ujawniam małą cząstkę siebie, staram się być uczciwy w moim spojrzeniu na świat muzyczny i ten drugi.

W zeszłym tygodniu nie było mojego tekstu z prostej przyczyny – nie byłem w stanie sklecić nawet kilku słów i tyle. Od tego czasu zmieniło się jedno, myśli stały się trochę bardziej jasne, czytelne. Przyznać się jednak muszę, że ostatnio kiepsko ze słuchaniem muzyki. Jest cały czas obecna, towarzyszy mi w każdym możliwym momencie, jednak nie zajmuje myśli tak jak powinna. W takim razie rodzi się pytanie czy jest o czym napisać? Oczywiście, że jest, choć dziś będzie mniej muzyki, a więcej słów. Tyle słowem wstępu (wyjaśnienia).


Sytuacja pierwsza

Muzyczne rocznice przypominam już dłuższy czas na swoim twitterowym profilu i zauważyłem pewną prawidłowość. Choć mogę się mylić, większość ludzi zostawiających sygnał przeczytania tych wpisów, to osoby z mojego lub starszego pokolenia. Młodsi są w zdecydowanej mniejszości.

Sytuacja druga

Jak wiecie lub nie wiecie, pracuję z młodzieżą i raz na jakiś czas zadaję im pytania, które związane są z ich zainteresowaniami. Dotyczą książek, filmów i oczywiście muzyki. I o ile nie dziwią mnie odpowiedzi młodszych, tak już podejście do słuchania muzyki jakie dostrzegam u większości starszych uczniów jest dla mnie zadziwiające. Większość z nich nie potrafi wymienić nazw zespołów lub wokalistów/wokalistek, którzy są popularni wśród nich. Nie chodzi mi o gatunek, niepodzielnie panuje wśród nich rap i hip-hop, tylko o to, że często nie wiedzą kto śpiewa. A ja miałem na ścianie jakieś plakaty… Po co?

Sytuacja trzecia

Zabawa szkolna, prowadzący dobrze zna preferencje młodych uczniów i doskonale trafia z utworami, a przy tej okazji moja skromna osoba może się zapoznać z tym co jest popularne i przy czym się bawią młodzi. W trakcie zabawy usłyszałem między innymi taki utwór.

Prawda, że skoczny i świeży?

To wszystko skłoniło mnie do kilku przemyśleń zarówno o nas jak i naszych pociechach.

Dostępność muzyki wszelakiej wcale, ale to wcale, nie przekłada się na różnorodność gustów. Te kształtowane są już nie przez radiowe lub telewizyjne osobistości, kształtują je wydawcy, którzy narzucają swoje produkty różnym rozgłośniom wymuszając godziny ich prezentowania. Kanały na YT czy w serwisach oferujących możliwość słuchania muzyki także oferują te nowości słuchaczom rozpoczynającym swoją przygodę z muzyką (później algorytm może nauczyć się naszych gustów, jeśli takowe mamy).

I jak w tym całym zalewie bylejakości, nie boję się tego tak nazwać, młody człowiek ma odnaleźć coś wartościowego? Sam, bez chociażby małych drogowskazów czy podpowiedzi. Jak ma się dowiedzieć, że piosenka, której właśnie posłuchał jest dziwną przeróbką piosenki sprzed kilkudziesięciu lat, powstałą w zupełnie innych okolicznościach?

Sam często łapię się na tym, że w głowie, tak zupełnie ni stąd ni zowąd, pojawia się piosenka Skaldów (Z kopyta kulig rwie) lub pierwsze wersy Prząśniczki, nie wspominając o Tym starym zegarze. Widząc śnieg słyszę Zimę z Czterech pór roku, wstające słońce przywołuje pierwsze takty z Peer Gynta. Długo można tak wymieniać. I czy to świadczy o moim wykształceniu? Ależ skąd (choć Prząśniczkę musiałem śpiewać w szkole). Bardziej o świadomym słuchaniu muzyki (podobnie jest ze świadomym oglądaniem filmów czy czytaniem książek), które towarzyszyło mi od młodych lat. Moimi nauczycielami byli w mniejszym stopniu rodzice, większe zasługi ma tutaj babcia, dziadek, wujostwo, wychowawca. Później radio i telewizja i na końcu szkoła.

No tak, żyłem w innych czasach, byłem mniej zmanipulowany przez radio czy telewizje. Z drugiej strony ktoś mnie nauczył słuchania muzyki, a nie od razu zostałem wielbicielem tego co jest obecne w moich głośnikach aktualnie. Też słuchałem muzyki w stylu Modern Talking czy C. C. Catch, która była wszechobecna na kolonijnych dyskotekach (uczciwie muszę przyznać, że Bon Jovi i Europe także).

W czasach mojego dzieciństwa i młodości zachęcany byłem do słuchania muzyki klasycznej, włączając w to płyty z ariami z różnych oper. Nieobce mi były nazwiska Ochmana czy Kowalskiego.

Ok, mogę powiedzieć, że miałem szczęście spotkać takich, a nie innych ludzi na swej drodze i dzięki nim poznałem różne oblicza muzyki. Jednak chęci szukania informacji o wykonawcach, zdobywania tekstów utworów czy rozmawianiu o tym wszystkim musiałem nauczyć się sam. Teraz, w czasach, gdy każda informacja jest w zasięgu ręki, nikt jej nie pożąda. Pewnie, interesuje wszystkich kolor ubrania, bielizny, włosów, ale to, o czym jest piosenka lub w jakich okolicznościach powstała, już nie.

Sytuacja czwarta

Podczas jakiejś luźniejszej lekcji włączyłem poniższy utwór i poprosiłem o wsłuchanie się w tekst.

Z przykrością stwierdzić muszę, że zaledwie dwie osoby potrafiły się skupić na tyle, by zrozumieć o czym jest. Reszta wychwyciła zaledwie pojedyncze słowa. Smutne? Zapewne tak. A dobrze pamiętam, jak nagrywałem wszystkie tłumaczenia tekstów z płyt The Cure lub Depeche Mode, by później na spokojnie je przeczytać i pełniej czerpać radość z muzyki (to był najważniejszy impuls do nauki języka obcego, wiedzieć o czym oni wszyscy śpiewają). Teraz tekst może być o niczym, najważniejsze by się rymował i łatwo wpadał w ucho.

Często czytamy, a bardziej słyszymy, jak bardzo źle jest z czytelnictwem, że mało kto czyta książki, że często nie rozumiemy słowa pisanego, że trudno ludziom się jest skupić na tym, co czytają (o ile czytają), a nawet co słyszą. Ja widzę, że to już nawet nie jest problem z czytaniem. Młodzi ludzie dosłownie połykają filmy i seriale, często bez kontroli ze strony dorosłych, nie wiedząc co oglądają, o czym to jest, czy to jest wartościowe. Podobnie jest z muzyką, która często nie niesie ze sobą żadnych wartości. Ona po prostu jest. Do nas trafiały teksty, ukryty w nich przekaz, krytyka świata jaki nas otaczał lub otacza.

Wiem, są młodzi ludzie świadomi kultury, czytający książki, wybierający ciekawe filmy i seriale. Obawiam się jednak, że jest ich zdecydowanie mniej niż kiedyś. Pamiętamy jak pewne zmiany łączyły się z muzyką i przesłaniem jej towarzyszącym. Jak teksty pokazywały obłudę świata nas otaczającego, jak kształtowały nas, wtedy młodych ludzi i zachęcały do szukania odpowiedzi na pytania kłębiące się w młodych umysłach.

Czy jest szansa by podobnie stało się z obecnym młodym pokoleniem? Czy jest szansa powstanie np takiego utworu?

Każde pokolenie miało swoją muzykę, swoich bardów, swoje hymny.

Czy obecna młodzież doczeka się swojego barda, który otworzy im oczy?

Do następnego razu…

Podziel się

6 Replies to “Czekając na…

  1. Słuchają hip-hopu i rapu, a tam bardzo często sączy paskudna nienawiść.
    W sumie nie mam nic do powiedzenia, bo uszy bolą od tego, ale cofając się w przeszłość, choćby tylko z własnego punktu odniesienia, stwierdzam, że tak też było na moim podwórku. Mieszkałem na służewieckim blokowisku w Warszawie i miałem setki znajomych, ale byłem samotny i czułem się, jakbym na pustyni mieszkał.
    Kto czytał książki? Dosłownie kilka osób, a reszta w piwnicach bloków zapuszczała muzyczkę i sztangi dźwigała.

    1. Nie potrafię odpowiedzieć co się tam sączy, słownictwo z pewnością jest dosadne. Nie mam nic przeciw gatunkowi, bardziej przeciw zamknięciu się na inne doznania, które oferuje świat. Jest ich tak wiele, a oni zamykają się na jedno i jest im z tym dobrze. To jest najsmutniejsze.

  2. Hej Marcin, może przypadkiem zauważyłeś, że czytam Twoje wpisy, reaguje na nie. Mógłbym skomentować dzisiaj: biez vodki nie razbieriosz, albo bardziej rockowo: no future. Świata nie zmienisz. Ale może uda Ci się znaleźć ze trzy osoby, a może tylko jedną, którą pozytywnie nakręcisz i to będzie sukces. Taka muzyczna metoda małych kroków:) Już dawno straciłem nadzieję, że będzie lepiej, bo lepiej (muzycznie) to już było. Nie istnieje również pojęcie, że będzie ‘normalnie’ ani (nomen omen) że ludzie będą ‘normalni’. Będzie jakoś i ludzie będą jacyś. Nie ma jednej skali, jednej miary, obiektywnego, idealnego punktu odniesienia. Są tylko nasze subiektywne wrażenia, łapane tu i teraz. Rób swoje, działaj i głośno słuchaj muzyki (by zagłuszyć overthinking). Działaj choćby tylko dla tej garstki, choćby dla tego jednego. Rock and Roll is King!

    1. Świadomość istnienia osób takich jak Ty, śledzących moje wpisy dodaje mi siły do pisania różnych rzeczy.

      Jest tak jak piszesz, nie oczekuje ogromnej zmiany, która miałaby wyniknąć po lekturze moich tekstów. Jedna, dwie osoby będą ogromnym sukcesem, a jeśli nawet ich nie będzie powiem sobie trudno.
      Normalność jest względna, lubię moje spojrzenie na świat, nawet jeśli jest odległe od spojrzenia ludzi mnie otaczających. Trudno z nim, a za razem satysfakcjonująco.
      A muzyka niech gra i raduje nas jak najdłużej.

  3. Młodzież nie umie się skupić na tekście utworu, bo jest atakowana dużą ilością informacji z różnych stron. Zauważyłem, że teraz ważna aby słuchać głośno utworu, ma być dużo przekleństw, a tekst musi być o życiu i wychowaniu na ulicy. Tak jak napisałeś króluje polski hip-hop, a słuchanie go jest modne. A ta moda wciąga coraz więcej ludzi, nawet moja córka chciała mnie wyciągnąć na koncert tzw. artysty.

    Za moich czasów nie było tylu źródeł rozproszenia. Utwór słyszało się w radio, na kasecie od kolegi i analizowało się tekst. Nie było Internetu, więc tekst trzeba było samemu tłumaczyć. Modne było słuchanie polskiego rocka. Hej zaczynał, na dyskotece królowały Perfect, Lady Pank i Lombard. A teraz głośnik, dużo przekleństw …

  4. Przeczytałem ze smutkiem, z zaciekawieniem i z niepokojącą satysfakcją. Ta mieszanka implikowana jest głównie moim wiekiem, a niedawno w dal odpłynęła trzecia osiemnastka.
    Kiedy moja córka była dzieckiem początkowo denerwowała się, kiedy zwracałem jej uwagę na częściową lub całkowitą wtórność jakiegoś utworu, którego słuchała, przy czym nie było moim celem potępianie jej wyborów, a zwrócenie uwagi na to, że wielu twórców czerpie garściami z twórczości innych, a nierzadko bezczelnie kopiuje. Kiedyś mówiło się o inspiracji, ale obecnie jest to często kopiowanie.
    Początkowo, na moje uwagi, reakcja brzmiała “tata, przestań”. Jednak odtworzenie kolejnego pierwowzoru sprawiło, że przejściowe “tak, wiem, było…” zmieniło się w poszukiwanie i świadome słuchanie. Nauka w szkole muzycznej (I i II stopień) rozwinęły w niej świadomość i przede wszystkim potrzebę rozumienia muzyki – nie tylko tekstu, ale również kontekstu. Ogólnego kontekstu, czyli całego wachlarza relacji danego utworu z otoczeniem. Jeżeli tekst, o czym on traktuje, do czego nawiązuje, jaki był zamysł i cel piszącego. Jeżeli riff, solówka, jak jakaś fraza w utworze, kto grał przedtem lub potem podobnie, kto pierwszy zastosował podobne rozwiązanie, kto użył w taki, a nie inny sposób danego instrumentu lub innego narzędzia do tworzenia muzyki, a nawet kto zrobił to lepiej niż pierwotny wykonawca. Lepiej, ciekawiej, inaczej.
    Od wczesnej młodości fascynował mnie krautrock z najwybitniejszą emanacją tego gatunku w postaci zespołu Tangerine Dream i jego założyciela Edgara Froese. Jak dotąd nie znajduję w muzyce posługującej się “elektroniką” niczego, czego TD nie wymyślił, czego nie wdrożył, nie stosował. Jeżeli mylę się, może ktoś mnie oświeci. Dobrze, Ewangelos Odiseas Papathanasiu, Jean Michel Jarre, Kraftwerk, Ash Ra Tempel i kilku innych twórców było, nomen omen, twórczych, ale w stosowaniu tego, co Froese z kolegami wcześniej stosowali. Popłynąłem już? Być może, ale mnie interesuje muzyka, jej twórcy, jej sens, jej pochodzenie, jej wpływ etc., bo ona nie jest dla mnie tylko metronomem do regulowania rytmu wystukiwanego palcami lub stopą.
    Twój artykuł, nie wiem czy zgodnie z zamierzeniem, traktuje o świadomości młodzieży w ogóle. Cóż, poziom świadomości, wiedzy, orientacji w otaczającym świecie – w przypadku statystycznej młodej osoby – jest marny. Reagan, Gorbaczow, Jaruzelski – na te hasła odzewem jest nadnaturalne odsłonięcie gałek ocznych i nierzadko otworu zwanego gębowym. Taki poseł, poniekąd robiący ostatnio dobrą robotę, pytany o rok, w którym wybuchło Powstanie Warszawskie podał od razu 1988. Oczywiście, z historii jestem słaby, ale o znaczących postaciach z historii warto znać choćby jakiś okruch i losów lub czasu, w którym żyli. Cokolwiek. Nie każdy musi znać przebieg Powstania Wielkopolskiego, ale wypada widzieć, że było to jedyne zwycięskie powstanie Polaków przeciwko zaborcom. O pierwszego człowieka, który stanął na Księżycu już młodzieży nie pytam, bo nudzą mnie spojrzenia szczeniaka, któremu ktoś zabiera gumową kość. Ale, do cholery, chociaż trochę trzeba światem się interesować, a nie uskuteczniać monologi przy kasie “ale w weekend z szwagrem się na…aliśmy, a jego siostra ma zaj…ste cycki”. Szczerze mówiąc rzygam współczesną polską młodzieżą. Prawdopodobnie mam pecha spotykając zaledwie kilku mądrych młodych ludzi rocznie i może to wynikać, że głupich spotykam w Pile, w Chodzieży, w Poznaniu, w Grodzisku Wielkopolskim, w Stęszewie, w Warszawie, w Gdańsku, w Sopocie, w Kołobrzegu, w Łebie, w Mielnie, w Sarbinowie, w Słubicach, w Nistelrode, w Helmond, w Oss, w Krakowie, w Pradze, w Wiedniu, w Gorzowie Wielkopolskim, ale to chyba wynika z tego, że niewiele podróżuję po świecie. Być może działa tutaj źle dobrana grupa ankietowanych, albo to, że podczas rozmów z nimi często ręce mi opadają i nie mam siły notować…
    Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że młode pokolenie ma swoje wybitne jednostki, ale jest ich niewiele.
    Jest takie, moje “ulubione”, pokolenie ca. 30 – pazerne, ograniczone i leniwe. Źle widzę przyszłość Polski. To tyle, w ogromnym skrócie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *