Do zobaczenia w pokoju

Trzeci i ostatni odcinek ‘odtajniania notatek’ powinien domknąć dwa pozostałe.

Chciałem dokonać tego, pisząc o ‘zagadkowym zjawisku’ jakim są siły zbrojne Ukrainy i jej szeroko rozumiany wysiłek obronny.

Mogłoby to np. rzucić światło na zagadkę, dlaczego taka dziadowska armia, jak moskowicka, jeszcze nie została wyrzucona z Ukrainy(?)

Otworzyłbym ten temat‘pouczająca przypowieścią krążącą w ‘branży’.

Nigdy nie udało mi się jej zweryfikować, ani miarodajnie przypisać osobie, czy szerszemu historycznemu kontekstowi. Bez względu na to jednak, kto był autorem tej frazy, oraz, czy ona naprawdę zabrzmiała, przypowieść pozostaje bardzo ważnym instrumentem, tak sztuki wojennej, jak i anty-wojennej.

Austro-węgierski sztab generalny [inna wersja tej powiastki wymienia w tym miejscu Francuzów] nie wysłał swych obserwatorów na amerykańską Wojnę Secesyjną, motywując to zgrabnym i może nie-pozbawionym-podstaw sofistycznym pytaniem: ‘A czego mielibyśmy się nauczyć obserwując starcie amatorstwa z niekompetencją(?)

Sądząc po żywotności tej powiastki, takie sformułowanie musiał wypuścić w najwyższe kręgi wojskowe ówczesnej Europy, ktoś cieszący się ogromnym autorytetem, albo ktoś kto go pokonał i potem pastwił się w ten sposób nad sławnym-i-już-niesławnym przeciwnikiem.

Przychylam się do przypisania tego Austriakom, ponieważ błąd tego podejścia został wykazany w austro-pruskiej wojnie zaledwie w rok po zakończeniu amerykańskiej wojny domowej.

Prusacy wysłali obserwatora na Wojnę Secesyjną w USA i dzięki temu np. jako pierwsi w Europie osiągnęli niespotykane wcześniej tempo przerzutu wojsk przy użyciu kolei.

Armia Austro-Węgier nie była zacofana w stosunku do pruskiej. Jedna przewyższała drugą w danej sub-domenie, jednocześnie ustępując jej w innej.

Ale wojna jest jak gra PAPIER-NORZYCE-KAMIEŃ, choć zwykle porównywana jest do szachów. OK, może jest czymś pośrednim.

Zdecydowałem jednak zostawić ten wątek na jakąś przyszłość.

 W zamian zamierzam zrzucić tu bukiet impresji i dygresji o raczej przeciwnej, niż domykająca, naturze.

Może z tych impresji-dygresji powinienem rozwinąć dodatkowe teksty(?)

Jestem otwarty na sugestie w tej kwestii.

Nie wiem jeszcze jak to wypadnie objętościowo, a to może się skończyć czwartym odcinkiem… zobaczymy.

+++

Dziś tylko o grach.

Wojna to w większym stopniu gra zwana KAMIEŃ-NOŻYCE-PAPIER a tylko w mniejszym stopniu szachy, do których zwykło się ją porównywać.

Najczęściej jest to hybryda dwóch powyższych gier.

Wyobraźcie sobie, że zamiast logotypicznych gestów w K-N-P, gracze dysponują szklanymi figurami wielkości ludzkiej dłoni, w worku niewidocznym dla przeciwnika.

Wyciągają ‘szklane figury’ po jednej.

O wygranej, czy przegranej pojedynczego starcia decyduje się tak jak w normalnym K-N-P. Ale trzeba uderzyć jedną ‘figurą’ w drugą, więc szkło się kruszy, czyli każdą z figur da się wykorzystać tylko raz. Dodatkowo worek z figurami zawiera, tylko tyle i tylko takich ile/jakich przeciwnicy przygotowali zawczasu, lub zaplecze dorzuca im do worka w trakcie gry.

Teraz wyobraźmy sobie, że jeden z graczy próbuje „zekonomić” figury i pokozakuje logotyp własną ręką. W takiej sytuacji dostaje ‘twardym po łapie’.

W przełożeniu metafory na bieżące wypadki, z taką sytuacją mamy do czynienia, gdy Moskowici próbują zastąpić współczesne instrumenty ofensywne przesycaniem frontu fatalistycznie nastawioną siłą żywą.

Naga dłoń wytrzyma ileś uderzeń ‘szklaną figurą’ ale, któregoś już nie wytrzyma. Jeżeli prób kanciarstwa będzie zbyt wiele, to zbolała ręka kanciarza, nie będzie nawet w stanie powrócić do ‘uczciwej gry’.  

Kanciarstwo może polegać też na nieuznawaniu wyników poszczególnych ‘starć szklanymi figurami’.

Ale bez względu na uznanie, lub nie, ‘figury’ się kończą i w pewnym momencie trzeba wystawić nagą dłoń przeciw uderzeniu. A wtedy powtarza się scenariusz opisany powyżej.

Kanciarz może też próbować obalić wynik rozgrywki jako takiej, rzucając się do totalnej bójki. Tu praktycznym odpowiednikiem byłoby użycie broni masowego rażenia BMR/(ang.)WMD ale…

…Ale kanciarze stają się kanciarzami z tchórzostwa a tchórz rzuca się w totalną bójkę, tylko wtedy, gdy posiada ‘guzik zwycięstwa’.

Czy coś takiego jak ‘guzik zwycięstwa’ w ogóle istnieje(?)

Wielu ludzi ma podprogowo wpisane, że tzw. ‘guzik atomowy’, to coś w tym rodzaju.

Moskowicka propaganda zrobiła wszystko, by utworzyć/wzmocnić taki zrost pojęciowy. Ba, wykorzystali i rozwinęli, nawet stary czekistowski schemat z lat 1950tych o „świrusach na kremlu”, którym ‘lepiej ustąpić, bo zniszczenie zachodniego będzie dla nich zwycięstwem, nawet jeśli moskiewskie imperium ucierpi bardziej

Pamiętacie przejazd Putina z gangiem motocyklowym(?)

A pamiętacie na jakim „motocyklu” jechał(?)

OK, to był ostateczny dowód na jego NIEzdolność do użycia BMR/WND, dla mnie, wiele lat temu. Teraz znanych jest znacznie więcej, bardziej uniwersalnych  dowodów.

Czy mogę się mylić, co do użycia ‘guzika atomowego’ przez Putina(?)

A czy ‘guzik atomowy’ naprawdę jest synonimem ‘guzika zwycięstwa’(?)

Czy jest choćby jego miernym substytutem(?)

Odpowiedź na dwa ostatnie pytania brzmi ZDECYDOWANIE NIE [szczególnie w obecnej konfiguracji].

A  takiej sytuacji odpowiedź na pytanie pierwsze, efektywnie traci znaczenie, nawet jeśli wciąż pozostaje jakiś promilowy margines niepewności.

+++

Prawie całkowite wygaszenie gwiazdy Prigożyna, jest zewnętrznym objawem, że skrycie rozpoczęła się ‘nowa partia gry’ po stronie moskowickiej. A ponieważ jak pisałem w poprzednich odcinkach, inicjatywa strategiczna zawisła nad polami boju, po ukraińskiej stronie musiało się (co najmniej) zacząć odliczanie do przejęcia.

 Już setki razy rozmaici opiniotwórcy wyartykułowali jedną, niemal identyczną w każdym przypadku i w 100% racjonalną prognozę o ofensywie ukraińskiej.

A ściślej, o jej terminie jaki nastąpi po otrzymaniu i ‘wtrenowaniu’ w szeregi najnowszej partii czołgów i innych wozów bojowych zapowiedzianych w ostatniej dekadzie stycznia.

Ta prognoza brzmi w ten sposób, bo po prostu odzwierciedla (jeden-do-jeden) najbardziej racjonalne planowanie wojenne.

Ale to co sprawdza się na wojnie [to co jest najtrafniej dobranym logotypem K-N-P], nie zawsze jest tym co najracjonalniejsze.

Prawdziwe wojny mają tę wredną właściwość jaka sprawia, że to co naprawdę najracjonalniejsze, zwykle jest niedostępnym luksusem, gdy jest najbardziej potrzebne, a (historyczną) chwilę później, to coś przestaje być najracjonalniejszym. Stąd pojęcie ‘najracjonalniejszego rozwiązania’ ma na wojnie zwykle większy ładunek umowności, niż w innych kontekstach.

Nie można ryzykować fundamentów wielkiej ofensywy [rozpoczynając ją przedwcześnie] ale te fundamenty mogą zostać podważone przez zbyt długie trwanie w trybie reaktywnym. Zwłaszcza, że kacapy mogą multiplikować bodźce niemal bez przedsiębrania innych wysiłków, niż te, jakie już podejmują. Kontynuując to co robią, tam gdzie robią, tylko bardziej. Wzorzec ‘szklanych figur’ utrwalił się nadmiernie od października. Kacapskie kanciarstwa nie dały im przechwycenia inicjatywy strategicznej ‘zawisłej nad polem boju’.  

Dały pewne zyski Ukraińcom za które warto było (chwilowo) utracić kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych. Pomijając czysto wojskowe, najważniejszym jest wiedza, że Moskale nie są w stanie wytrzymać dostawania ‘twardym po łapach’ w nieskończoność i, że sami też zdają sobie z tego sprawę. Nie zamierzają odrzucić tej metody ‘kantowania’ [czego dowodem jest zwolnienie dowódcy wojsk powietrzno-desantowych] ale wiedzą, że muszą zachować w tym jakąś relatywną powściągliwość.

Obawiam się, że obecna sytuacja wymaga od Ukraińców przeprowadzenia, najszybciej jak to akceptowalnie możliwe, jakiegoś ruchu łamiącego rutynę ostatnich 4 miesięcy jeszcze zanim pójdą do głównej ofensywy [To może być trochę większy taktyczny kontratak. Taktyczny z operacyjnym aneksem. Albo po prostu główna ofensywa bez czekania na dopięcie ostatnich elementów].

Ukraińcy też nie mają ‘guzika zwycięstwa’ ale wygrają i bez niego.

To będzie kosztowne zwycięstwo ale wyjdą z niego potężni jak nigdy.

Jedyne co będzie mogło im zagrozić, to jakiś ‘ukraiński-kaczyński’.

Niestety, są bardziej podobni do nas, niż chciałbym im tego życzyć.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *