Choroba

Stary mózg nie nadąża. Informacji jest za dużo; są podawane zbyt szybko; ludzie o nich zapominają w sposób skandaliczny, wybiórczy, międląc w kółko bzdety, a w nicość wysyłając sprawy istotne.

Nikt hamulca nie rusza, co oznacza, że mdląca karuzela będzie tylko przyspieszać. Nawet najbardziej odporne żołądki w pewnym momencie odmówią posłuszeństwa. Choroba już postępuje, a będzie coraz gorzej.

Czy jest na świecie ktoś, kto chce dobrowolnie oddać intratną synekurę i w dodatku posłusznie wyciągnąć ręce, na które służby założą kajdanki? Czy jest ktoś, kto upadek, niesławę i dożywotnie problemy weźmie z uśmiechem, oddając w zamian luksus, nieograniczone możliwości wzbogacania się cudzym kosztem i absolutną bezkarność?

Nie ma.

Trudno zatem dziwić się sposobom utrzymania stołków pod siedzeniami, serwowanym nam przez tych, którym się zdaje, że mają prawo do nich przyrosnąć. Dla nich nie ma żadnych reguł, poza jedną: zrobić wszystko, aby utrzymać swój status quo. Będą kłamać, wykrzykiwać głupie, acz chwytliwe hasła, przypisywać każdą swoją najgorszą cechę przeciwnikowi, łamać na każdym kroku konstytucyjne prawa i obowiązki, pluć, rzygać, kopać, walić na oślep pięściami i grać melodię, która ma na celu zmienić nas w bezwolne chochoły, aby głosować nie w zgodzie z własnym przekonaniem, ale pod ich dyktando. Będą działać na świadomość i podprogowo (oby tylko jakieś nieszczęście z tego nie wynikło). Wiedzą już, że ostał im się tylko najbardziej zaćmiony i ogłupiały, wierny elektorat, a zbyt dużo takich biedot w kraju nie ma. Na szczęście. Zaczęli zatem truć resztę społeczeństwa; albo do wyborów zdechną, albo, zaczadzeni, zrobią, co im się każe.

Używają różnych trucizn. Zaczęli, już jakiś czas temu, gdy nagle wypadło im z wyliczeń, że zbyt dużo jednostek podniosło głowy, krzycząc: dość! Podrzucili kaznodzieję, aby opozycja przypadkiem nie zdążyła się zbyt szybko zjednoczyć. Wraz z nim – tak zwanych symetrystów, o których dziś już wiadomo, że są zwykłymi pisimi pachołkami i sprzedawczykami. Walą gorącymi kartoflami na oślep, nie omijając nawet pojedynczego dnia. Zacierają brudne łapska, bo to działa. Wiadomo, niewiele organizmów jest opornych na wirusy czy bakterie. Choroba postępuje, radość mafijna kwitnie.

Tymczasem jednak pojawił się lekarz. Ciężkie ma zadanie, bo ani leków zbyt wiele dostępnych nie uświadczy, ani metod kuracji; ani też odporności organizmom nie przybywa. Bakcyle nadlatują coraz większymi chmarami, ze wszystkich stron. Ubija się każdą zdrowszą komórkę, niszczy pięknie uformowaną tkankę. Co organizm, po zaordynowanej przez lekarza kuracji, łapie oddech i czuje nieco lepiej, natychmiast nadlatują następne ataki, aby niszczyć wszystko, co nie śmierdzi złem, kłamstwem, korupcją, żądzą władzy czy innym draństwem.

Wyciągnęli nawet ciężką artylerię, dla największych głupców – konfederacyjnych chłoptasiów, którzy owszem, chcieliby może trochę porządzić, ale bez przesady. Komu się chce. A i jakąś odpowiedzialność trzeba byłoby na siebie wziąć, co już w ogóle do głów im nie zapuka. Kasa, misiu, kasa. Tylko to się liczy. Głosuj, idioto, powiada najstarszy wśród nich chłoptaś, powtarzając po raz enty te same bzdury, którymi raczy swój tak zwany elektorat, zatruwając po drodze wiele zdrowych tkanek, przed każdymi wyborami. Nic nowego nie powiedział. W sumie trudno się dziwić, ile bowiem durnot można wymyślać, aby tylko spędzić resztę życia za pieniądze podatników, nic nie robiąc i żyjąc w luksusie. Tym bardziej, że te wyświechtane idiotyzmy wciąż działają…

Przez najbliższe dwa miesiące nasz kraj będzie naprawdę ciężko chory. Laboratorium wyniszczenia wszystkiego, co dobre i wartościowe, już działa pełną parą. Nie zwolni. Złapie się każdego sposobu, aby pozostać przy korycie.

Fałszowanie wyborów zaczęło się jakiś czas temu. Wygląda na to, że pomysłowość w tej dziedzinie jest bez granic. Niczego nie przepuszczą. Po trupach też pójdą, bo zbyt wiele mają do stracenia.

A my?

Odcinajmy się od przeklętych zarazków rządowych. Nie tańczmy w kółko pod ich zgrzytające dźwięki. Nie pozwólmy zaćmiewać sobie umysłów urągającymi inteligencji ludzkiej referendami, pytaniami do nich i wyrastającej na tym gruncie kampanii wyborczej chorych na władzę, złych, odstręczających ludzi.

Bierzmy zaordynowane przez niestrudzonego lekarza medykamenty. Nawadniajmy się radością spodziewanej wolności. Jedzmy dużo kalorycznego pozytywnego przekazu. Nie rozdrabniajmy się przepychankami między sobą. Nie marnujmy energii na sprawy tego niewarte. Walczmy o swoje w rytm nasz własny, a nie narzucany przez wroga. Nie marnujmy naszych cennych głosów na kogoś, kto jest wyłącznie pozorantem, oszustem czy nawet jawnie sprzyja dyktaturze. Dziś już bowiem wiemy, że rozsiewających chorobę są tysiące; lekarz tylko jeden. I wyłącznie z nim możemy znów postawić kraj na nogi.

Nabierajmy sił, bo za dwa miesiące bój nastąpi ostatni. Ciężki bój. Może przebiegać w różnych wariantach. Bezsilni polegniemy w przedbiegach; mocni – wywiesimy flagę zwycięstwa.

Bo po tym boju – albo zaczniemy wznosić kraj ku demokracji raz jeszcze w naszej historii, albo Polska umrze. 

Anna Kupczak    @DemosKratos55 

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *