Wszystko wskazuje na to, że godzina moich niedzielnych wpisów ulegnie zmianie. Myślę nad inną godziną (muszę ją sobie ustalić – już tak mam), tak by wszyscy nimi zainteresowani wiedzieli, kiedy mogą się ich spodziewać. Za jakiś czas wszystko powinno się ustatkować.
Zmiany organizacyjne nie dotyczą tylko godziny, ze względu na dużą liczbę płyt przewijających się przez moje głośniki, z których większość stanowią płyty nowe (rocznikowo i muzycznie) mam ostatnio spory problem z włączeniem płyt, które kocham i wielbię od lat. Już nawet moje wspominki rocznicowe nie wpływają na mnie motywująco – nie znajduję na nie czasu. Często czuję smutek z tego powodu, jak długo można wytrzymać bez np. Pink Floyd, Marillion czy innych.
Czasami wystarcza impuls by coś odkładanego na długo znalazło w końcu swój moment i zabrzmiało w końcu w moich głośnikach. Tak było wczoraj, w głowie pojawił się tytuł płyty sprzed lat, która nie jest dziełem wybitnym, może nawet słabym. Jednak właśnie ten impuls spowodował, że posłuchałem tej płyty, a później dwóch kolejnych, z którymi spędziłem ponownie piękne chwile.
Rock neoprogresywny podarował nam wiele wspaniałych grup, a co za tym idzie wiele wspaniałych płyt, utworów i co najważniejsze, wspomnień. Do prekursorów tego nurtu z pewnością można zaliczyć dwie grupy: Marillion i IQ.
Płyta, o której wczoraj pomyślałem to Nomzamo.
Album z 1987 roku, który zespół nagrał z nowym wokalistą, nie ma za dużo wspólnego z neo-prog rockiem. Wypełniają go zaledwie poprawne piosenki, ocierające się momentami o taki pop&rock. Co prawda znajdziemy na tym krążku jedną kompozycje trwającą niespełna 10 minut, cóż z tego, jeśli jest ona zaledwie dobra (nie jestem tego pewien). Niektóre z piosenek, tak piosenek, miały nawet możliwość stania się radiowymi przebojami, np. Promises (As Years Go By).
Gdy wybrzmiał ostatni dźwięk z płyty Nomzamo, uruchomiłem album The Wake z 1985 roku.
Słuchając tego albumu poczułem się młodszy o wiele lat, był to czas odkrywania muzyki na różne sposoby i radości jaka towarzyszyła, gdy człowiek trafiał na coś cudownego. A płyta to z pewnością należy do takich momentów. Jest inna od tego co oferował nam Marillion na swoich albumach, a zarazem równie dobra, momentami nawet bardzo dobra. Wystarczy posłuchać otwierającego całość utworu Outer Limits, aby wiedzieć czego możemy się spodziewać po muzykach i muzyce jaką nam proponują.
Później jest równie dobrze, a nawet lepiej, wszystko układa się pięknie, są gitary, jest bas i perkusja i instrumenty klawiszowe, które pełnią bardzo istotną rolę we wszystkich utworach. Pozwólcie, że z tej spójnej całości wyrwę jeszcze jeden kawałek – Widows Peak.
Kilka lat po wydaniu płyty Nomzamo do grupy powrócił pierwotny wokalista, Peter Nicholls, i w roku 1993 ukazał się album Ever. Zdecydowanie jest on wart przypomnienia, choć wg różnych krytyków nie dorównuje płycie The Wake (uważanej przez wielu za najlepszy album grupy). Moje zdanie często nie pokrywa się z opiniami rożnych krytyków i znafców (pozwólcie, że tak ich nazwę). Nie poddaję szczegółowej analizie płyt i poszczególnych utworów, odbieram je jako coś co ma mi dać radość z obcowania z czymś szczególnym, wyjątkowym i przede wszystkim dającym mi ogrom radości i przyjemności. Dlatego gwiazdki i punkciki rzadko kiedy mnie interesują, a wręcz denerwują.
Płyta Ever jest jak powrót do znanego ogrodu dźwięków, takich jak lubimy i kochamy. Roślinność została przycięta, chwasty usunięte (przebojowe zacięcie), ścieżki wyczyszczone – możemy nimi wędrować bez obawy potknięcia o wystające nierówności i zająć się tym co lubimy najbardziej – słuchaniem. A jest czego i to po wielokroć.
I tak za sprawą małego wspomnienia, pół soboty spędziłem z dwiema płytami grupy IQ. Płytami, które ponownie podarowały mi sporo muzycznych wzruszeń i to nie tylko sentymentalnych. Utwory cały czas brzmią wyśmienicie, nie czuć na nich lat, które minęły od ich wydania. Nie będę marudził na sam dźwięk – nie miałem przyjemności słuchania wersji odświeżonych, które z pewnością brzmią lepiej.
Teraz muszę znaleźć czas na powrót do innych, trochę zapomnianych i odłożonych na bok, grup z tamtych lat – oczekuję po tych powrotach podobnych wzruszeń.
Do następnego razu…
Podoba się Tobie co robię – tutaj, na Twitterze, na kanale YouTube – zostań moim patronem – będzie mi niezmiernie miło.
No w końcu bo już myślałem, że coś ze mną jest nie tak. Do tej pory nikt się nie przyznawał, że słucha IQ.
Nikt nie pytał.
A grupa warta pamiętania, oprócz płyt wspomnianych w tekście, jest wiele innych, równie dobrych.