Nie ma jak powrót na stare śmieci

Muzyka – teraz mógłbym zacząć wymieniać czym też ona dla mnie jest. Najprościej będzie napisać – całym światem. Nie książki, nie komiksy, nie filmy, ale właśnie Ona. Towarzyszy mi w każdym momencie życie, nie ma znaczenia, wesołym czy smutnym. Jest zawsze.

Jeśli czytacie w miarę systematycznie moje teksty poświęcone muzyce, wiecie, że słucham różnych dźwięków. Nie stronię od muzyki instrumentalnej, muzyki metalowej, lubię tradycyjny rock i wszystko pływające w sosie synth. Jest jednak jeden gatunek (zakątek, wyspa, kraina – jak by tego nie nazwać), który zajmuje szczególne miejsce w moim sercu (to właśnie ono stwierdza, czy coś mi się podoba) – jest nim rock progresywny, a właściwie jego odmiana, dla której wymyślono określenie neo-prog. Lubię słuchać płyt zespołów z tego kręgu, tych wszystkich długich utworów z rozbudowanymi partiami instrumentów klawiszowych, z ciekawymi gitarami. Tak, to lubię najbardziej.

Z płytami tych zespołów jest tylko jeden, zasadniczy problem – wypada ich słuchać w całości, utwory często tworzą wielowątkowe opowieści, tracące na swoim przekazie, jeśli słucha się ich wyrywkowo. A w dzisiejszym, pędzącym na oślep świecie, trudno o znalezienie godzinki czasu, który możemy przeznaczyć tylko na słuchanie muzyki. Dlatego wybieramy coś łatwego i przyjemnego, o czym szybko zapomnimy, na co liczą wydawcy, którzy dostarczają nam ciągle nowych płyt.

Po trochę przydługim wstępie chciałbym zaproponować do posłuchania jeden album, właśnie taki, który wymaga wykrojenia z dnia godzinki i zanurzenia się w dźwiękach i opowieści, która im towarzyszy. A już sam wstęp do albumu jest ciekawy.

Treść płyty stanowi autentyczne wydarzenie dotyczące lądowania aliantów u wybrzeży Normandii w 1944 roku. Przed planowaną przez aliantów akcją, w „Dailly Telegraph” ukazały się tajne hasła dekonspirujące tą operację. Podejrzewano aferę szpiegowską, a okazało się, że to dzieło przypadku. Dyrektor miejscowej szkoły trafił przez przypadek tajne hasła podczas rozwiązywania krzyżówki.
Te wydarzenia są retrospekcją, ponieważ album rozpoczyna się w czasach współczesnych: ktoś włącza telewizor, siada przy stole, bierze do rąk krzyżówkę i zaczyna się głowić nad jej hasłem.

(fragment z recenzji albumu, zamieszczonej na stronie https://www.rockarea.pl/ autorstwa Marka Tomy)

Omawiana płyta jest drugą w dyskografii brytyjskiej grypy Final Conflict. Grupa działa od 1995 roku i tworzy muzykę idealnie pasującą do określenia neo-prog. Kompozycje są rozbudowane, wielowątkowe, wymagające skupienie – dokładnie takie jak lubię.

Pamiętam, gdy po raz pierwszy usłyszałem fragmenty tego albumu i jakiś czas później udało mi się nabyć kasetę (raczej nie oryginalną) z tą muzyką. Przez długi czas nie opuszczała ona kieszeni mojego Walkmana.

Na jakiś czas zapomniałem o tej płycie by z wielką radością odkryć, że zielony serwis streamingowy postanowił umieścić płyty FC w swoim katalogu. Od tego czasu często wracam do tej płyty i z radością stwierdzam, że nie zestarzała się ani odrobinę. Wciąż brzmi świeżo, potrafi zaskoczyć słuchacza i co najważniejsze, nie nudzi się po kilkukrotnym przesłuchaniu. A to już duży plus, a przecież nie jest jedyny.

Już otwierający całość utwór The Quest czaruje mocnym rytmem wybijanym przez perkusję, któremu towarzyszą dźwięki gitary i instrumentów klawiszowych, by w drugiej części przerodzić się w część, w której głosowi wokalisty towarzyszą tylko instrumenty klawiszowe.

Old Lady zaczyna się jak typowa ballada, by w drugiej części zaoferować wszystko co najlepsze w muzyce neo-prog.

Praktycznie każdy z ośmiu zawartych na krążku utworów zasługuje na uwagę i o każdym można napisać wiele pozytywnych słów.

Kończący album utwór Betrial, trwający dziesięć minut, jest idealnym zakończeniem dla tej bardzo dobrej płyty. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że bardzo dobrej płyty wykraczającej poza ramy całego nurtu muzyki neoprogresywnej. Po prostu jest to, pozwólcie na takie określenie, kawał rasowego, rockowego grania.

Z całego muzycznego serca polecam i zachęcam do zapoznania się z tym albumem.

Do następnego razu.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *