I zaślepieni przejrzą na oczy?

Ciemnogrodu dzień powszedni (66)

            Dziś usprawiedliwiają wszystko, co nie jest dobre, tym, że byłoby jeszcze gorzej, gdyby rządziła inna partia niż PiS. Ale samoułuda prędzej czy później natrafia na przeszkodę nie do pokonania – codzienność. Jeśli brak na rynku zmieniającego postrzeganie narkotyku takiego, jak choćby w Kongresie futurologicznym Stanisława Lema, to zaczynają się prawdziwe schody w tej windzie, którą się jakoby jedzie…

            Ale zostawmy tych, którzy żyją w oparach politycznej propagandy. Chcę pomówić o ludziach, którzy powinni podzielać pogląd na świat, który według nas jest racjonalny. I do pewnego stopnia oraz momentu tak się dzieje, aż tu nagle… Po tym, jak ustaliliśmy, że obecnie rządzący układ nie jest niczym dobrym dla naszej ojczyzny, nagle daje się słyszeć: „No, ale nie mogę wspierać gościa, który jest jeszcze większym szaleńcem od pisowców i chce nas zadłużyć stokroć więcej, licytując się z Kaczyńskim na populizm gospodarczy. Ma do tego silne powiązania z Niemcami, z Merkel jest zblatowany, co z tego, że ona już nie rządzi, jej partia trzyma władzę. Z Rosją też nie wiadomo dokładnie, ale coś go łączy, z Putinem się przecież spotykał. W dodatku jest dzieckiem okrągłostołowym, jak wszyscy u władzy od przeszło trzech dekad. Ja im nie ufam, dla mnie zamiana Kaczyńskiego na Tuska to pozorna zamiana, ale z pewnością niewiele na lepsze”.

            Gadałem z tym na pozór inteligentnym koleżką i mówię, żeby choćby na łamach taktowidzimy.pl przeczytał tekst Andrzeja S. Bratkowskiego właśnie o populizmie. Odpowiedź: „Ja to wszystko wiem, na studiach miałem. Jestem politologiem dyplomowanym”. Ukończył studia około roku dwutysięcznego i najwyraźniej od dnia obrony pracy magisterskiej nie przyswoił sobie żadnej idei związanej z jego formalnym wykształceniem. A przecież nawet mediewistyka się zmienia poprzez nowe odkrycia, co zaś dopiero media! Ćwierć wieku temu inny miał kształt populizm, innymi dysponowano środkami dotarcia do ludzi, perswazji i oszukaństwa; nie było powszechnie używanego internetu, mediów społecznościowych, a nawet Putina jako głowy państwa i głównego sponsora takich ruchów na Zachodzie (wliczając w to Polskę). Jak z ludźmi takiego pokroju (bo nie jest to przypadek odosobniony) mamy wygrać z PiS-em?

            Zatem nie tylko ci, których usiłujemy przekonać, lecz także w znacznej mierze podzielający nasz stosunek do aktualnej sytuacji nie chcą słuchać, czytać, zastanowić się, skonfrontować swoich zastałych przekonań z odmiennym punktem widzenia, ponieważ uważają, że wiedzą wystarczająco dużo. Ba, są skłonni nas pouczać, przy okazji twierdząc, że fakt, iż sięgamy do różnych nowych źródeł wiedzy świadczy o naszej… ignorancji.

            Ten problem jest szerszy i nie dotyczy wyłącznie polityki, lecz również opinii o większości spraw i ludzi. Coś raz o czymś bądź o kimś zasłyszane, całkiem przypadkiem, jednym uchem nawet, zostaje przyjęte jako aksjomat. I praktycznie nikt nigdy tego nie sprawdza.

            Ostatnio głośny się stał przypadek „najsłynniejszej polskiej influeneerki i celebrytki” (posiadającej miliony kupionych obserwujących w mediach społecznościowych i praktycznie zero ich interakcji), która ponoć robi karierę na świecie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że właśnie w ojczystej Polsce nie jest w ogóle znana, ale to w niczym nie przeszkadzało, aby zapraszać ją do różnych programów modowych, na gale i jak tam nazywa się to wszystko, co nadaje sens życia gawiedzi z serwisów typu Plejada czy Pudelek. Ta nieznana osoba stała się znana, bo twierdziła, że jest znana. Sława wmówiona stała się sławą faktyczną – nawet obnażenie kłamstw i wyśmianie tej osoby nic już nie zmieniło… Lenistwo pracowników mediów pomogło wypromować miernotę. Zresztą innych się nie promuje, a to przekłada się na… politykę.

            Płytka wiedza, pozorne poznanie tematu i slogany w miejsce faktów oznaczają otchłanną ignorancję, czyli ciemnotę bezdenną.

            Współczesny autorytaryzm, „demokracja suwerenna” czy inna forma dyktatury klepto-oligarchicznej nie potrzebuje szerokiego poparcia społecznego, strzelistych aktów wiary, demonstracji rozhisteryzowanych wielbicieli władzy. Ona się skromnie zadowala tym, że nie przeszkadza się jej zbytnio, nikt nie patrzy jej na ręce (zwłaszcza dziennikarze i opozycyjni politycy, różni działacze i sygnaliści) – marazm i obojętność społeczeństwa stają się najbardziej pożądanymi cnotami, nierzadko premiowanymi. W gruncie rzeczy taka dyktatura marzy o uśpieniu suwerena. Jeśli jednak musi walczyć z autentycznie jej zagrażającą opozycją, nie cofa się przed brutalnymi metodami. Im bardziej jest osłabiona, tym bardziej jest agresywna. Gdy bezustanne szczucie na głównego lidera opozycji (jest nim obecnie Donald Tusk – niezależnie od tego, czy komuś się to podoba bądź nie) nie przynosi spodziewanych rezultatów, to czasem jednak trzeba spacyfikować autentyczne zagrożenie i wtedy się fauluje. Przykładowo można powołać antykonstytucyjną i bezprawną komisję, której jedynym celem jest niedopuszczenie do udziału w wyborach tych, których patologiczny układ Kaczyńskiego najbardziej się boi i jednocześnie ich nienawidzi.

            Przy okazji tej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich (potocznie i słusznie nazwanej lex Tusk) warto wspomnieć, jaką opinię o niej wydała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, organizacja zasłużona w walce z komuną. Otóż zwraca ona uwagę między innymi na to, iż komisja ta ma bardzo szerokie kompetencje, łączące funkcje oskarżenia z sądowniczymi, a do tego represyjnymi; nieprecyzyjnie określono, kto jakoby działa pod wpływem rosyjskim na szkodę Polski, więc komisja ma nieskrępowaną swobodę w określaniu, kto jest agentem Rosji.

            Prezydent Duda podpisał ustawę o powołaniu tej komisji i odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego pani Przyłębskiej, sadząc, iż w ten sposób stworzy sobie dupokrytkę, gdyby po wyborach uległa zmianie sytuacja polityczna w Polsce. Amerykanie nie dali się na to nabrać i przejrzeli intencje pana, którego nazwać inaczej nie wypada niż tak, jak uczynił to literat Jakub Żulczyk.

            Po tym, co powyżej napisałem, chyba jest jasne, że sensem niedzielnego marszu 4 czerwca 2023 roku jest coś więcej niż protest przeciw inflacji i drożyźnie. To marsz w imieniu wolności oraz poszanowania prawa i sprawiedliwości w Rzeczpospolitej Polskiej.

            Ja tam będę! Do zobaczenia się z państwem!

– – – – – – – – – – – –

Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.

buycoffee.to/robertpasnicki

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *