Ciemnogrodu dzień powszedni (90)
Dnia czwartego czerwca tego roku byłem w towarzystwie Michała Oleksyna (jego wpisy na Twitterze/X zawsze są ciekawe) na wiecu zwołanym przez premiera Donalda Tuska. Z patodziennikarskiego obowiązku została ogłoszona klapa frekwencyjna. Szczególnie ucieszyli się „obdzwonieni” i ci, co żerowali na kasie z Funduszu Sprawiedliwości, pospolici symetryści też byli radzi. Rzecz jasna, na marszu rok temu były nas setki tysięcy, ale to wydarzenie było nadzwyczajne i dziś śmiało można powiedzieć, że historyczne. Tymczasem na wiece można nie chodzić, za to na wybory iść trzeba koniecznie. I o tym pragnę napisać parę słów, choć przekonanych nie trzeba „doprzekonywać”, niemniej warto do nich (nas) zaapelować o to, żeby spróbować w możliwy dla każdego sposób oddziałać na swoje otoczenie najbliższe – to domowe i towarzyskie, tudzież znajomych z mediów społecznościowych, co może nawet ma większe znaczenie w naszym zatomizowanym świecie, gdzie opinia kogoś zaufanego z sieci liczy się bardziej od zdania osoby w realu.
Zacznę od deklaracji. Moja cierpliwość w sprawie rozliczeń dawno się wyczerpała (znam wszystkie argumenty, dlaczego nie mam racji…), ale nie wyczerpała się moja chęć, by wspierać stronę demokratyczną i przeszkadzać płatnym zdrajcom, pachołkom Putina. Tu nie ma w ogóle możliwości, żebym im odpuścił. Musimy dlatego głosować w wyborach europejskich. Jednak jeśli po tych wyborach w ciągu paru tygodni nie zaczną się działania spektakularne i po prostu stanowcze, to uznam, że nas oszukano i ta władza zawiodła – znów ręka rękę myje i nikomu włos z głowy nie spadnie. Nie jestem radykałem, lecz nie będę naiwniakiem. Te rachunki krzywd nie mogą pozostać bez spłaty i odpłaty. Zgodnie z prawem, ale także zgodnie z poczuciem sprawiedliwości społecznej. Szczególnie bulwersuje okradanie biednych i pokrzywdzonych. Kiziu-miziu z przekręciarzami nie przejdzie i niech nie wyobraża sobie nikt (panie Hołownia et consortes!), iż pozwolimy, aby odpuścić, aby machnąć ręką, aby rozeszło się po kościach, bo niby nikomu lepiej nie będzie od tego, że złodzieje i łamacze prawa zostaną ukarani. Otóż, łaskawcy, nam będzie od tego może nie lepiej, za to im będzie zasłużenie znacznie gorzej.
Aż nazbyt wiele osób (nawet tych, co się jeszcze nie obraziły na rząd demokratyczny) powiada, że nie ma na kogo głosować, że nie są to kandydatury ich zadowalające, że każdy tylko pcha się do Parlamentu Europejskiego po sute eurodiety. Nawet jeśli by tak było, to chyba jednak wolimy, aby reprezentowali nas ludzie z jakąś klasą, obyci i znający choćby jeden język obcy (i nie rosyjski mam na uwadze), bo z drugiej strony mamy tych, którzy kompromitują nas jako nieuki i do tego prawie jawni polexitowcy oraz marnie zakamuflowani proputiniści. Każdy głos nie oddany w wyborach na naszą stronę obiektywnie jest pomocą w wyborze kogoś ze strony nam przeciwnej. Nie sądzę, żeby tego chcieli ludzie, którzy mówią, że na te wybory nie pójdą.
Znamiona cudu miało nasze zwycięstwo nad pisizmem dnia piętnastego października roku ubiegłego. Oni mieli wszystko: media państwowe i media im zaprzedane, ambony i urzędy, policje tajne, jawne i dwupłciowe… A my? My mieliśmy jedyną broń słabych – udział! To frekwencja wygrała tamte wybory, to ona była tym cudem. Dziś wroga naszej demokracji propaganda i dezinformacja robi wszystko, żeby ludzi zniechęcić do pójścia na wybory. To jest tak oczywiste, że ślepy by tego nie dostrzegł. A my ślepi nie jesteśmy.
Chcesz być głupi po szkodzie, to dnia dziewiątego czerwca dwa tysiące dwudziestego czwartego roku siedź w domu, gamoniu!
– – – – – – – – – – – –
Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.