Czy piwo to polityczne paliwo?

Ciemnogrodu dzień powszedni (67)

            W roku wyborczym nie ma sezonu ogórkowego. Politycy nie wyjeżdżają na wakacje, ale starają się dotrzeć do możliwie wielkiej liczby wyborców. Idea fraternizowania się przy piwie stała się ostatnio nową modą, a raczej zagrywką PR-ową. Polewa ci polityk, a ty z nim masz wypić za jego sukces w październikowym głosowaniu. Alkohol rozwiązuje języki, skraca dystans, in vino veritas… Historyczne konotacje politykowania w piwiarni są jednak fatalne i po prostu faszystowskie. (Ciekawostka piwna. W języku islandzkim słowo brugga znaczy warzyć piwo, pędzić alkohol, ale także spiskować, knuć).

            Rozpijanie wyborców jako jedyna realna dla nich oferta w specyficznym świetle stawia inne obietnice partii, która jest tak bardzo wolnościowa w swoich postulatach, że zamierza po dojściu do władzy wszystkich obywateli zostawić na pastwę losu. Nie może być bowiem inaczej, gdy zlikwiduje się wszelkie podstawowe dotacje (choćby do opieki zdrowotnej), obowiązkową składkę na ZUS (bo wtedy padnie system emerytalny), podatki pośrednie typu VAT i inne daniny na rzecz budżetu państwa, z którego to dopiero można sfinansować wydatki na lecznictwo, szkolnictwo (ach, nie, zdaje się, że obowiązek szkolny też miałby być zniesiony), zabytki i kulturę wysoką (tak, jest takowa!), naukę i opiekę nad słabszymi, zniedołężniałymi ze starości oraz ludzi z niepełnosprawnościami, że nie wspomnę o wojsku i policji (ale przecież każdy sobie kupi armatę oraz giwerę i się obroni sam…).

            Partia piwożłopców głosi kanibalistyczną anarchię pod płaszczykiem liberalizmu czy wręcz libertarianizmu. To jest oferta, która trafia do młodych, a zwłaszcza do mężczyzn, marzących o byciu samcem alfa. Pytanie do głowy im nie przychodzi, ilu samców alfa może być w jednym stadzie, a choćby w jednej piwiarni?

            To dobrze, że młodzi wierzą w przyszłość, ufają w swoją siłę przebicia i powodzenie. Jednocześnie jednak powinni uzmysłowić sobie, że ich życie nie kończy się po czterdziestce, ba, może czekać ich jeszcze kolejne czterdziestolecie, o ile zachowają umiar w piciu.

            Co stanie się po demontażu państwa opiekuńczego – (wbrew pozorom każde europejskie państwo jest w większej bądź mniejszej mierze opiekuńcze), kiedy jedyną pomocą będą zrzutki i fundacje, jakaś kościelna dobroczynność, jałmużna od dobrych ludzi, bo nawet zasiłku pogrzebowego „wolnościowcy” nie przewidują – tym się nie przejmują.

            Chęć bycia pięknym, zdrowym i bogatym jest naturalna, ale pozbawiona racjonalności. Wystarczy przejść się po ulicy, aby się o tym dowodnie przekonać. Chęć bycia mądrym (nader rzadka przypadłość, gdyż większość ludzi pozjadała wszystkie rozumy i nie uważa za potrzebne przyswajanie sobie więcej wiedzy ponad tą zdobytą przed trzydziestym rokiem życia, a często nawet o wiele wcześniej) też jest trudna do zaspokojenia, lecz takie próby nie są skazane na porażkę w żadnym wieku.

            Po piwie chce się siku. Ale przecież nie ma, dokąd pójść, zatem „wolnościowcy” odlewają się gdzie popadnie. Ja zaś chętnie bym poparł postulat, aby więcej było szaletów niż kapliczek, bo to jest autentyczna i paląca potrzeba narodu polskiego, zwłaszcza mieszkańców miast.

            Mieszanie polityki z alkoholową rozrywką nieuchronnie wiedzie do jej trywializacji i sprowadza polityczne działanie do poziomu bliskiego rynsztoku. Z ochlapusami zawsze tak się kończy… Przypomina się niesławne sejmikowanie wiecznie pijanej szlachty i koniec żałosny tego politykierstwa dla Rzeczpospolitej. (Jeśli ktoś ma więcej czasu, niech sięgnie po właśnie opublikowane Warcholstwo Kamila Janickiego, kto chce krótko a dosadnie, ten może sobie przypomnieć satyrę Pijaństwo Ignacego Krasickiego).

            Na wyzwania współczesności (klimat, zdrowie, demografia, wyżywienie, praca, energia) i bezpośrednie zagrożenie ze strony terrorystycznej satrapii ze wschodu nie jest właściwą ani zwyczajnie żadną odpowiedzią ręka wzniesiona w geście zamawiania kolejnych pięciu piw.

            Polityka jest domeną ludzi dorosłych i w założeniu odpowiedzialnych. To samo odnosi się do alkoholu. Pełnoletniość upoważnia do jednego i drugiego, lecz nie oznacza to, iż wraz z jej osiągnięciem politykować i pić się umie. Sam bardzo lubię piwo, ale nie ukrywam, że trochę (nawet wiele!) czasu mi zajęło, zanim się nauczyłem pić w taki sposób, by się nie upijać, nie urzynać w trupa… Podobnie ma się sprawa z wyborami. Mnie także zdarzało się zagłosować bez sensu, źle wybrać i mieć potem kaca, moralniaka. Aliści wyciągnąłem z tego wnioski i zachowuję ostrożność, umiar. Nie zalewam się i nie wybieram nikogo, kto wcześniej się nie sprawdził (samorządy, biznes, nauka, działalność społeczna etc.). Po prostu nie głosuję na celebrytów, noł nejmów, ludzi obiecujących gruszki na wierzbie i oślizłych osobników, którzy stawiają nieznajomym piwo w knajpach pełnych podchmielonych i spoconych facetów.

            Nie ma trzeciej drogi. Można iść albo ścieżką demokracji i wartości zachodniej cywilizacji (UE i NATO) – albo wleźć w bagno ciemnogrodzkiego grajdołka podległego Rosji. Rzecz jasna, jeszcze można wyemigrować…

            Ja zostaję i powtarzam za papieżem Klemensem VIII: Sancta Piva di Warka, ora pro nobis!

– – – – – – – – – – – –

Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.

buycoffee.to/robertpasnicki

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *