A co, jeśli…

Nie lubię tak zwanego gdybania, nie potrafię odpowiedzieć na pytania typu co by było… Nie zmienia to jednak faktu, że od kilku dni pojawia się w mojej głowie pytanie zawarte w tytule i nie dotyczy mnie, a nas wszystkich.

A co, jeśli jesteśmy rozgrywani od wielu lat na różne sposoby i co gorsza dajemy się ogrywać jak przysłowiowe dzieci?

A co, jeśli od pierwszego gwizdka, który rozległ się wiele lat temu, zostaliśmy błyskawicznie zepchnięci do defensywy i od tamtego czasu nie robimy nic poza obroną? I z każdym kolejnym dniem ta obrona słabnie.

A co, jeśli wszystkie nowe prawa, ustawy, nawet te idiotyczne, są uchwalane tylko po to byśmy byli zmuszani do jakiejś reakcji, która nie ma znaczenia, a tylko usypia naszą czujność przed kolejnym głosowaniem?

A co, jeśli liczba wszelkich zmian, które są wprowadzane, ma tylko jedno zadanie – sprawić, że nie zajmujemy się niczym innym, jak coraz słabszymi głosami sprzeciwu?

A co, jeśli każdy wpis w mediach społecznościowych ma tylko odwrócić naszą uwagę od wpisów z poprzednich dni, które dzięki naszym komentarzom żyją i docierają do ogromnej rzeszy odbiorców?

A co, jeśli jesteśmy tak bardzo zajęci komentowanie tego co dzieje się po drugiej stronie barykady, że brak czasu i siły na tworzenie wpisów ważnych dla walki jaką toczymy?

A co, jeśli z tak dużym zaangażowaniem obserwujemy co piszą i mówią najbardziej aktywni przeciwnicy polityczni, że zapominamy o swoich ludziach?

A co, jeśli codzienny wpis o biomasie (jestem pełen podziwu dla tego pana za jego sposób na prezentacje własnych poglądów) tak bardzo absorbuje naszą uwagę, że brak chęci na tworzenie podobnych wpisów?

A co, jeśli każde, nawet najmniejsze wydarzenie ma za cel odwrócenie naszej uwagi od ważnej walki?

A co, jeśli taniec wstawiony w mediach społecznościowych ma nas zająć na jakiś czas, tak by w spokoju stworzyć kolejny o biomasie?

A co, jeśli daliśmy się złapać w pułapkę i na dobre w niej się rozgościliśmy?

A co, jeśli pewna instytucja napisała poradnik, o którym dzięki naszym komentarzom dowiedział się każdy (czy ktoś pomyślał, by wydać podobny dla zwykłych obywateli, w kontrze do tamtego)?

A co, jeśli taki podział ról tak bardzo nam się spodobał, że inaczej już nie potrafimy?

A co, jeśli zupełnie za darmo jesteśmy wykorzystywani na rozprzestrzenianie wpisów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego?

A co, jeśli…. się nie mylę?

Podziel się

2 Replies to “A co, jeśli…

  1. A co jeśli…zgodzę się z tym co Ty napisałeś…i z czasem okaże się,że miałeś rację?
    Nawet myśleć o tym nie chcę.

  2. I co z tego, i tak tego nie zmienimy?
    Niech oni się martwią, po co my mamy się podlić.

    A owszem, szans na przetrwanie nie mamy, ale żyjemy. Żyć będziemy, smażyć się w piekle z ziemniakami, a buraki zostawią po sobie ślad.
    Masy kartofli przemierzają las, a siła w tobie, dopóki nie widać nas. Nie zauważą, co najwyżej kilka wyższych warstw.
    Zostawić lepiej troski i nie dzielić głoski.

    Sorki Marcin, że tak niejasno, a czy jaśniej się da, kiedy trybikiem nawet się nie jest? Pracuj, nie poddawaj się i nie dziel skór na niedźwiedziu, bo ten gotów nas zjeść.
    Owszem sytuacja jest taka niepewna, że marzeń już nie mam, ale dopóki jestem, pisać będę, choć nie zawsze widać, co wyjdzie ze mnie.

    Czekamy na kolejną porcję zdarzeń i pytań. Udzielimy odpowiedzi, gdzieniegdzie przyciśniemy albo zapomnimy, dzień zepsujemy.
    Cóż więc możemy, kiedy jesteśmy nie trybikiem, a warstwą brudu, który zatrzymuje mechanizm złożony z tysiąca i jednej sekcji. Głowa, zrujnowany kawałek masy, ale nic więcej poza sobą nie mamy.

    Nie przejmujmy się, bierzmy się w garść, niech trzęsie nami zew, choć i tak nie słyszy nas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *