Trzecia Droga do trzeciej kadencji PiS-u

Wybranie przez Szymona Hołownię nazwy „Trzecia Droga” na egzotyczną koalicję z PSL-em niby jest logiczną konsekwencją jego postawy od początku kariery jako polityka. Przecież cały czas mówi, że nieszczęściem Polski jest „duopol PiS-PO” i że trzeba to przezwyciężyć. Nazwa jednak zdumiewa, bo wygląda na to, że Hołownia nie zdaje sobie sprawy z negatywnych obciążeń tego określenia.

W XX wieku propagowanie „trzeciej drogi” była sposobem, w jakim Związek Sowiecki próbował (długo ze sporymi sukcesami) zdobywać wpływy w krajach III Świata. Gdyby mu się to udało, dziś pewnie cały świat byłby sowiecką kolonią.

W 1989 roku spora część opozycjonistów lewicowych też przebąkiwała o „trzeciej drodze”, zarówno gospodarczej, jaki i politycznej (na przykład, że nie będą potrzebne partie polityczne, bo „Solidarność” jako ruch społeczny zaspokoi wszystkie potrzeby udziału obywateli w życiu politycznym). Wtedy na szczęście wygrała koncepcja, że po prostu przywracamy kapitalizm ze wszystkimi jego zaletami i wadami.

Wreszcie hasłem „trzeciej drogi” (wymiennie z „alternatywą”) często posługują się partie autorytarne, dla których głównym wrogiem jest klasyczna demokracja.

Z tych powodów ta nazwa sama się prosi o obśmianie: trzecia droga prowadzi do trzeciego świata.

Czy Hołownia wie, co Hołownia mówi?

Z czystej ciekawości chciałbym wiedzieć, co powodowało Hołownią, ale niewykluczone, że nie wie tego on sam. Hołownia bowiem w jednej wypowiedzi potrafi zaprezentować kilka wzajemnie sprzecznych poglądów, jak choćby w tym słynnym monologu o marszu 4 czerwca: zaczął od wezwania darowania sobie tego marszu, bo „protestami nie obali się dyktatury”, skończył na tym, że nie ma żadnego problemu, bo jego zwolennicy tam będą. A potem krytykom zarzucił manipulację i wyrywanie z kontekstu jego słów.

Najważniejszą cechą Hołowni jest emocjonalne niezrównoważenie. Jego wystąpienia, formą przypominające kazania kogoś w ekstatycznym transie, są niespójne, pełne przedziwnych metafor i wizji. A zawartość merytoryczna to często szczegółowe wizje Polski pod jego rządami. Jak z poparciem na granicy 10 procent zdobędzie posadę premiera – jakoś nie mówi.

Jeżeli dodać do tego jego zakręty życiowe (dwukrotny pobyt w klasztorze) oraz różne kurioza z jego krótkiej kariery politycznej (twierdzenie, że wygrałby z Dudą w II turze, gdyby tylko do niej wszedł, choć zdobył dwa razy mniej głosów niż drugi w I turze Rafał Trzaskowski; „Jaśmina”, która miała sprawić, że już nic w polityce nie będzie takie jak przed erą Hołowni) – trudno uciec od wrażenia, że mamy do czynienia z kilkuletnim chłopczykiem, który miesza rzeczywistość z fantazjami i dziś jest kosmonautą na Marsie, a jutro będzie operatorem koparki lub Robertem Lewandowskim.

To wszystko byłoby nawet śmieszne, gdyby rozgrywało się w sobotnie wieczory w TVN.

Niestety, to się dzieje naprawdę.

W 2020 roku Hołownia pomógł Andrzejowi Dudzie wygrać wybory prezydenckie. Teraz robi, co tylko może, by pomóc PiS-owi wygrać po raz trzeci wybory parlamentarne, co może być końcem demokracji w Polsce i wyjściem z UE.

Hołownia osiągnął bowiem niewątpliwy sukces: w krótkim czasie nie tylko zgromadził kilka milionów wyborców, ale przerobił ich w wyznawców. Bezkrytycznych, odpornych na fakty, popierających go ślepo. Do tego stopnia, że gdy Adam Abramczyk zaczął wrzucać na TT co smakowitsze cytaty z książek Hołowni – został oskarżony przez nich o hejt!

Jest to fenomen, który powinien zostać przebadany przez psychologów społecznych.

Hołownia za koronny argument na swoją korzyść podaje to, że zaktywizował politycznie ludzi, którzy wcześniej nie interesowali się polityką i nie głosowali. To prawda. Tylko większość tych zaktywizowanych została wyciągnięta spod kamienia, spod którego nigdy nie powinna wychodzić na światło dzienne. Stąd w pewnym momencie aż jedna trzecia jego zwolenników to byli antyszczepionkowcy. Ci ludzie już raczej nie wrócą pod kamień. Zostaną w polityce i przynajmniej część z nich zasili partie skrajne.

Na szczęście są też dobre wieści.

Egzotyczna koalicja partii, która na sztandarze ma „odświeżenie polityki” z najbardziej nieświeżą partią III RP – raczej nie wypaliła, co pokazują najnowsze sondaże.

Część komentatorów z obozu demokratycznego mówi, że to źle, bojąc się powtórki z r. 2015, gdy kanapowa partia Zandberga pogrążyła Lewicę, która nie weszła do Sejmu, a stracone w ten sposób głosy przysporzyły mandatów PiS-owi. Tak, jest groźba powtórzenia tego scenariusza. Ale tylko pod warunkiem, że wygra PiS. Powinniśmy przestać się troszczyć o los partii Hołowni i skupić na tym, by KO uzyskała więcej głosów niż PiS. Wtedy na klęsce egzotycznej koalicji najbardziej zyska właśnie KO.

Na koniec zostawiłem argument najważniejszy. W historii III RP każda partia, która w Sejmie pojawiała się nagle i osiągała sukces, szybko się rozpadała, a jej posłowie – często ujawniający odrażające poglądy – byli przechwytywani przez inne partie. PiS z całą pewnością od dawna starannie obserwuje potencjalnych kandydatów na posłów PL2050. Im mniej ich będzie w Sejmie, tym mniejsza groźba takich transferów, które mogą sprawić, że PiS przegra wybory, ale będzie rządził trzecią kadencję.

Jerzy Skoczylas / @JerzySkoczylas

Podziel się

6 Replies to “Trzecia Droga do trzeciej kadencji PiS-u

  1. Fajna analiza, celne spostrzeżenia. Bardzo lubię jeżeli ktoś werbalnie ujmie to, co innym w sercu gra. Gratuluje!

  2. Uważam, że Hołownia przed wyborami zyska zwolenników i to nie tych spod kamieni, czy wyznawców, ale dojrzałych wyborców którzy mają dość POPiS=u i i zazdrosnych dziennikarzy o to, że Szymonowi udało się stworzyć kilkumilionowy ruch społeczny i przebojem wszedł do polityki. Myślę, że partia Szymona w koalicji przekroczy próg 20 % i będzie liczyć się w rządzeniu Polską po wyborach. KO sama z PiS-em nie wygra, zwolennicy Szymona pracują nad rozszerzeniem elektoratu i to się dzieje. Tylko dziennikarze i inni jak w tym nie pomagają, to niech dla dobra kraju nie przeszkadzają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *