Bez obaw, szanowni. Tekst nie dotyczy publicznych uczuć pomiędzy ludźmi znanymi z tego, że są znani. Wiem, temat arcyważny. Do tego stopnia, że trudno znaleźć w mediach miejsce, w którym brakuje dotyczących go informacji, choć świat nam się wali. A jednak odważę się poruszyć sprawę innej miłości. Tej prawdziwej.
Nie szukam kontaktu z prawymi, bo chcę zachować choć resztę dobrego gustu. Czasem jednak osoby, które czytając ich wypociny świetnie się bawią bądź niezmiennie ulegają świętemu oburzeniu, rozlewają gnioty po mediach, więc niechcący biją i mnie nimi po oczach. Niedawno jedna z prawdziwych Polek pisała, że chrześcijanie mogą nienawidzić i bluźnić, bo mają spowiedź, która ich oczyszcza. Przez chwilę wzrok mój zawisł na owej wypowiedzi. Jej treść nasłała mi w wyobraźnię pewną refleksję czy raczej pytania: czy katoliccy pasterze zdają sobie sprawę, do jakiej groteski ich owieczki sprowadziły jeden z najważniejszych dla nich sakramentów? Jeśli tak, a nie reagują, jak sobie radzą z własną hipokryzją? A może podobna interpretacja im też odpowiada? Odpowiedzi pewnie nigdy nie otrzymam, ale metoda kojarzenia faktów mi wystarczy.
Nie chcę pisać elaboratów na temat, który już wielokrotnie został poruszony, więc w skrócie: spowiedź, aby była ważna, musi spełniać warunki, do których należą żal za grzechy, postanowienie poprawy i zadośćuczynienie. Bogu i bliźniemu. Nie muszę chyba tłumaczyć, kim jest bliźni, to jedno z pierwszych słów słyszanych przez pacholęta na lekcjach religii. A zadośćuczynienie… Cóż, słowo trudne, może nie każdy rozumie. Pomogę.
Ukradłeś – oddaj.
Pobiłeś – idź i przeproś, zapłać za leczenie, więcej tego nie rób.
Obmówiłeś fałszywie – sprostuj wobec tych, którzy słyszeli (dziś częściej czytali).
Zwyzywałeś, bez względu na to, czy był ku temu powód – przeproś i nie rób tego więcej.
Skrzywdziłeś dziecko – tu oprócz przeprosin i zaniechania powtórek trzeba odpokutować karą społeczną i rekompensatą rzeczonemu pokrzywdzonemu.
Zabiłeś – cóż, trudno tu zadośćuczynić, ale również można oddać się w ręce sprawiedliwości. Choć może przesadzam. Zabójstwa nie da się wybaczyć ani odpokutować. Można jedynie za kratami trochę uspokoić własne sumienie. Chyba.
O żalu nawet nie wspomnę. Gdyby ktoś naprawdę żałował tego, co zrobił, za wszelką cenę unikałby powtórki z tej rozrywki. Poprawa, nie tylko jej postanowienie, sukcesywnie byłaby wprowadzana w życie.
Dodam jeszcze tylko, że nie spełniając powyższych warunków, nawet otrzymane tzw. kapłańskie rozgrzeszenie nie ma mocy w oczach tego, który jest ich panem i zbawcą. A to oznacza, że wciąż tkwi się w grzechu. I nie ja wymyśliłam owe przepisy. Zrobił to kler kościoła uważanego w kraju za jedyny i nieomylny.
Prawa Polko, może czas sobie uzmysłowić, że grzesząc w kółko tak samo, wszystkie spowiedzi możesz sobie wiesz gdzie wsadzić. Tam, na górze, nie mają mocy urzędowej. Gdy rano wypuszczasz od siebie gacha, w południe się spowiadasz i przyjmujesz komunię, a wieczorem znów go wpuszczasz, dodatkowo jeszcze popełniasz świętokradztwo, bo spowiedź taka była nieważna. Wiesz, co to jest świętokradztwo? Nie? Zapytaj swego proboszcza przy okazji. Na pewno chętnie ci wytłumaczy, jak odpowiednio tacę zasilisz.
Ci sami prawi chrześcijanie już chyba dawno zapomnieli, jakie mają główne przykazanie do przestrzegania. Bezwzględnego. To miłość. Umiłowanie nie tylko pana na niebiesiech, ale i bliźniego swego. Jak siebie samego. I znów: kim jest bliźni, tłumaczyć nie trzeba. Choć w tym przypadku… Od pewnego czasu elementy kościelne za bliźniego uznają wyłącznie osobników z sercem po prawej stronie. Reszta to śmiecie, nie bliźni. Nie ludzie nawet.
Trzeba ich tępić.
Kopać, gdzie popadnie.
Lać w mordę.
Udupić.
Skląć na czym stoi.
Wyśmiać. Lub raczej wyrechotać, bo śmiech, jako taki, nie jest pejoratywnym określeniem.
Zakazać decyzji kobietom, bo co one tam wiedzą, nawet w sytuacji zagrażającej życiu.
Kijem w łeb przygrzmocić.
Gazem oczy wypalić.
Połamać ręce i nogi.
Wyzwać od ideologii, zaprzeczając tym samym człowieczeństwu.
Razić prądem, o, to fajne, tak śmiesznie podskakują.
Można wyrzucić do lasu, niech tam zdycha.
Albo wybudować mur, niech się łajza nie pcha do przyzwoitych chrześcijan.
No i można, a nawet należy, lać bez umiaru hejt, aż znajdzie się ktoś, kto złapie za nóż i lewactwu żebra policzy. Albo jakieś dziecko, ideologia, nie człowiek, umieści umęczoną główkę w pętli sznura. Z mostu też może skoczyć, wszak to wszystko jedno, jak elgiebety sczezną. I krzyczeć wniebogłosy o niesprawiedliwości, gdy ktoś podobne metody zastosuje wobec nich. Jakże? Tak skłócać Polaków i siać nienawiść? Podłe lewactwo! Przecież tylko nam wolno. My się spowiadamy.
Można też zniszczyć kraj i skłócić naród tak doszczętnie, że trzeba będzie pokoleń, aby wrócić do przyzwoitości. A potem zebrać się z innymi, podobnymi sobie i trochę klękać, trochę rączki składać, albo nawet wznosić je do góry w nabożnym uniesieniu podczas śpiewu dostojnych pieśni. Tacy jesteśmy wspaniali. Bardziej boscy od samego boga.
I bez znaczenia są odczucia wobec tego po swej prawej ręce. Albo lewej, wszystko jedno. Wydrapać mu oczy czy bejsbolem w łeb? Zalazł, ścierwo, za skórę. Ojcze nasz…
Znam kilka osób, które szczerze wierzą i stosują się do przykazań. Także tego o miłości. A może głównie tego, bo miłując, cała reszta przychodzi bez trudu. Ale oni nie głosują na nienawiść i bluzgi tylko dlatego, że ksiądz kazał na ambonie, a zresztą mają spowiedź. Coraz częściej zaglądają do kościoła, gdy jest pusty, bo w tłumie hipokrytów nie potrafią odnaleźć swego stwórcy. Wycofują się po cichu, choć serce im pęka. Chcą kościoła bożego, nie mafijnej instytucji, która z wiarą nie ma już nic wspólnego. Spora liczba osób pozbawiona wiary nie będzie wiedziała, co ze sobą począć. Wierzenia utożsamiają z religią i trudno jest im obie sprawy rozdzielić. Tym osobom kler robi największą krzywdę, choć nie wygląda na skruszonego. Mają wszak spowiedź.
Po sprawiedliwości muszę dodać, że nienawiść i złość mają się świetnie także w innych kręgach. Tam jednak nikt nikomu nie wmawia, że w imię miłości niszczymy innych, bo jesteśmy lepsi. Oni bogiem wszelkich nieczystości własnego życia nie wycierają.
Pamiętaj, prawa Polko, miedzi brzęcząca i cymbale brzmiący: jeśli nie potrafisz dawać dobra, przynajmniej nie czyń zła. Bez miłości jesteś pusta, czyli praktycznie nie istniejesz. Miłości bliźniego. Wszystkich ludzi.
Wszystkich.
Anna Kupczak
#DemosKratos55
Dziękuję za ten tekst. Znakomity! 🙂❤
Nic dodać, nic ująć. Jakbyś czytała w moich myślach. Jak to było? “Przykazanie nowe daję wam, byście się wzajemnie miłowali ” Kto jeszcze to pamięta? Minął czas kiedy w każdą niedzielę i święto szłam na mszę. Lubiłam to misterium. Niestety personel naziemny Boga zepsuł to bezpowrotnie. Szkoda.
Kolejny świetny tekst, bardzo prawdziwy.
Pięknie nabierał rozpędu ten tekst. Wybornie się czytało.