Muzyka, to często teatr wyobraźni. Zwłaszcza muzyka instrumentalna. Zamykamy oczy, uruchamiamy płytę i odpływamy w inny świat. Dźwięki podpowiadają nam opowieść, którą sami tworzymy lub sama pojawia się w naszej głowie. Trzeba dać jej tylko szansę, by poruszyła coś w naszym wnętrzu, jakieś szczególne miejsce, może wspomnienia.
Oto historia, która mogłaby się pojawić podczas słuchania płyty Amazonia, której autorem jest Jean Michel Jarre. Przynajmniej pojawiła się u mnie.
Dzień 5
Po czterech dniach podróży samolotem, awionetką, autobusem, samochodami dostawczymi i wszystkim, czym się dało, jestem na miejscu. W końcu będę mógł urzeczywistnić swoje marzenie. Podróż w górę Amazonki. Samotna podróż, nie licząc wynajętego miejscowego przewodnika, który będzie mi towarzyszył tylko przez kilka pierwszych dni. Ekwipunek sprawdzony, łódź kupiona. Pora na sen.
Dzień 6
Wczoraj nawet nie rozejrzałem się po wiosce, z której miałem wyruszyć. Po wejściu do pokoju nad, nazwijmy to, restauracją, padłem na łóżko i zasnąłem.
Jestem po skromnym śniadaniu i stoję na przystani, patrząc na swoją łódź. Łódź – dumnie brzmi. Taka większa łódka wiosłowa, z czymś na kształt namiotu czy zadaszenia w tylnej części. Ma zamontowany silnik, dwie pary wioseł i skrytki na ekwipunek. Czegóż więcej może potrzebować żądny przygód młody człowiek.
Przewodnik okazał się mężczyzną w sile wieku; na całe szczęście mówi po angielsku. Pomógł mi z załadunkiem, ostatni raz spojrzałem na cywilizację i odpłynęliśmy. Pierwszy nocleg mieliśmy zaplanowany już w świecie dzikiej przyrody. Już się na to cieszę.
Dzień 7
Obudziłem się szczęśliwy. Szczęśliwy i wypoczęty. Jedyne, co zapamiętałem z pierwszej nocy, to otaczające mnie dźwięki, które docierały do nas z każdej strony. Do skromnego śniadania wypiliśmy po kubku mocnej kawy, Raul (przewodnik poprosił, bym go tak nazywał) pokazał mi rośliny i owoce zdatne do jedzenia (obym wszystko zapamiętał) i wyruszyliśmy dalej.
Dzień 8
Wczorajszy dzień okazał się bardzo ciekawy (przecież tego oczekiwałem); Raul opowiadał mi historie dotyczące wszystkiego wokół. Raz nawet próbował mnie przestraszyć opowieścią o kajmanach – olbrzymach i jadowitych pająkach. Powiedziałem, że jestem na to przygotowany i nie w takich warunkach już podróżowałem. Dziś powinniśmy dotrzeć do wioski, w której będziemy mogli się zatrzymać na noc.
Dzień 10
Dwa dni. Całe dwa dni zajęła nam podróż, która miała trwać pół dnia. Wszystko przez przewrócone drzewa na naszej drodze. Nie dało się ich opłynąć, zmuszeni byliśmy cofnąć się do dogodnego miejsca, wyjąć ekwipunek, by przenieść go w górę rzeki, a następnie to samo zrobić z łodzią. Byłem wykończony. Dziś chyba nocujemy w wiosce.
Dzień 11
Wczoraj, dopływając do wioski, słyszałem śpiewy. Raul wyjaśnił, że obchodzą święto boga deszczu (tak zrozumiałem) i będę miał możliwość w nim uczestniczyć. Niesamowite. Jako że podróżuję bez zdobyczy techniki, typu aparat czy smartphone, postarałem się co nieco naszkicować.
Dzień 13
Świętowanie trwało dwa dni. O ile zrozumiałem Raula, ich bóg deszczu nie wysłuchał ich za pierwszym razem i dziś powtórzono rytuały. Jakby na to nie patrzeć, odpoczynek mi się przyda, a świeże owoce są doskonałe.
Dzień 14
Już pojąłem, o co chodziło z tym wysłuchaniem. Zaczęło padać, w sumie to lać. Ciekawe, ile dni by tańczyli, gdyby nie zaczęło? Dziś pierwszy, samotny dzień podróży za mną – Raul oświadczył, że musi wracać. Co miałem zrobić – podobno tak ustalił z pośrednikiem. Deszcz sprawił, że dziś korzystałem z silnika. Tyle dobrego.
Dzień 16
Pada. Pada cały czas. Wczorajszy dzień spędziłem na łodzi przywiązanej do jakiegoś konaru, w zadaszonej części. Nie chciałem rozkładać namiotu w taką pogodę. W nocy miałem dziwne wrażenie, jakby setki małych oczu wpatrywały się we mnie z wody. Zapewne przywidzenie.
Dzień 20
W końcu nie pada, dziś nocuję w namiocie. I może znajdę jakieś owoce w pobliżu rzeki. Trochę wiosłowałem, troszkę leżałem na dnie łodzi, po uprzednim przywiązaniu jej do pnia. Znalazłem doskonałe miejsce na rozbicie obozu. Nazrywałem trochę owoców, napełniłem butelki, wyposażone w filtry, wodą ze strumienia i siedząc przed namiotem zagryzając suszone mięso, wsłuchiwałem się w dźwięki przyrody.
Dzień 21
Rano
Coś mnie wyrwało ze snu w nocy, Nie przestraszyłem się, jednak dźwięk był tak przeraźliwy, że mnie obudził. Wyskoczyłem z namiotu, podbiegłem na skraj lasu i zacząłem nasłuchiwać. Dźwięki dochodziły z lewej strony. Powoli ruszyłem w kierunku zgiełku, starając się pozostać niezauważonym. Jakieś sto metrów dalej zobaczyłem dwa jaguary żerujące na jakimś dziwnym stworzeniu, a bardziej na tym, co z niego pozostało. Kucałem wśród liści przez chwilę patrząc na to zafascynowany. Zdrowy rozsądek nakazał mi wycofać się do obozowiska. W pośpiechu rozłożyłem namiot, wrzuciłem wszystko do łodzi i odpłynąłem od brzegu. Odwróciłem się i ujrzałem wychodzące z lasu jaguary.
Wieczór
Poranne zdarzenie odebrało mi chęć do nocowania na brzegu i postanowiłem tę noc spędzić na łodzi. Kładąc się w zadaszonej części łodzi, zastanawiałem się, cóż takiego pożerały jaguary. Na małpki to nie wyglądało.
Dzień 24
Dwa dni trwała moja walka z rwącym nurtem, na jaki natrafiłem. Silnik pomagał mi poruszać się tylko o tyle, by się nie cofać. Jakiś czas spędziłem przywiązując łódź do konaru, wtedy mogłem się posilić. Moja nierówna walka trwała nawet w nocy, bałem się zasnąć, w obawie przed porwaniem przez nurt. W końcu, na jakimś zakolu, znalazłem miejsce idealne na nocleg. Padam.
Dzień
Nie wiem ile czasu spałem, z pewnością nie była to jedna noc. Otwierałem oczy i widziałem raz dzień, raz noc, i tak kilka razy. Obudziłem się spragniony i strasznie głodny. Dziś nie ruszam dalej.
Dzień 1 (zacząłem numerację od nowa)
Dziwna noc. Dużo dziwnych głosów dookoła, jakieś światła w oddali. Nie wiem, czy to ze zmęczenia, czy tak było. Dziś ruszam dalej.
Dzień 5 (nowej numeracji)
Dni mijają spokojnie, dni. Noce robią się dziwne. Oczekiwałem różnych dźwięków, dzikiej przyrody, zwierząt. Od dwóch dni mam wrażenie, że słyszę w oddali jakieś śpiewy. Co dziwne, mimo przebytych kilometrów, wydaje mi się, że są w takiej samej odległości ode mnie. Dziwne.
Dzień 6 (nowej numeracji)
Zeszłej nocy las był cichy, zupełnie. Nie rozumiałem tego i nie spałem nawet godziny. Myślę, że to był powód, dla którego śpiewy wydają mi się bliższe niż poprzedniego dnia. Ruszam dalej.
Dzień 9 (nowej numeracji)
Nie śpię. Zupełnie nie śpię. Nie mogę. W nocy dochodzi do mnie śpiew, las i brzeg rzeki wypełniają małe punkciki światła, zapewne oczy zwierząt. Dziś muszę dobić do brzegu, by zerwać jakieś owoce i uzupełnić zapas wody.
Dzień 10 (nowej numeracji)
O cholera, o cholera.
Przybiłem do brzegu, przywiązałem łódź i ruszyłem z plecakiem i baniakiem w ręce po zapasy. Miałem już wodę i pół plecaka owoców, gdy ujrzałem pal. Tak pal, nie drzewo. A na samej górze była zatknięta głowa. Nie ludzka. Takiej głowy jeszcze nie widziałem, co to, do kurwy nędzy, było…
Dzień 14 (nowej numeracji)
Śpię w dzień, płynę w nocy. Płynę, a śpiew jest coraz bliżej. W dzień go nie słychać lub ja go nie słyszę. Śpię jak zabity po całonocnym wiosłowaniu. I te cholerne światełka czy oczy? Jest ich coraz więcej, mam wrażenie, że są wszędzie.
Dzień 20 (nowej numeracji)
Rano
Oszczędzałem wodę, ale dziś muszę przybić do brzegu, by uzupełnić jej zapasy. Muszę znaleźć dobre miejsce.
Wieczór
Mam, mam zapas wody. Niczego więcej nie udało mi się zdobyć. Wracając do łodzi natknąłem się na cztery pale z przytwierdzonymi ciałami. Tym razem ludzkimi. Gdzie ja jestem? Płynąć dalej?
Dzień 25 (nowej numeracji)
Musiałem naruszyć własne zapasy, nie schodziłem na ląd od kilku dni. Nie jestem w stanie. Śpiewy słychać tuż za mną, woda się skończyła wczoraj. Korzystam z tabletek uzdatniających. Nie wiem, czy działają, rzeczna woda ma jakiś dziwny kolor.
Dzień 26 (nowej numeracji)
Mam dziwne wrażenie, że łódź płynie sama w górę rzeki. Nie może tak szybko się poruszać przy moim braku sił (paliwo się skończyło). Śpiew słyszę praktycznie cały czas. I te oczy w nocy.
Dzień 30 (nowej numeracji)
Śpiew rozbrzmiewa w mej głowie cały dzień, pale z głowami i ciałami ciągną się od wczoraj wzdłuż rzeki, łódź płynie sama. Nie jestem w stanie skierować jej w stronę jakiegokolwiek brzegu.
Dzień 32 (nowej numeracji)
Nie wiem, co tak potwornie śmierdzi, ja czy świat. Woda smakuje okropnie, nie mam siły jeść. Wszędzie pale, w nocy oczy lub jakieś światełka i śpiew. Ten cholerny śpiew.
Dzień 34 (nn)
Otworzyłem oczy i ujrzałem zbliżające się łodzie. Z ludźmi w środku. Siedzę i czekam…
One Reply to “Podróż”