Z okazji końca starego i początku Nowego Roku ważne osoby wygłaszają orędzia. Okazuje się jednak, że orędzia wygłaszają również osoby nieważne. Na przykład mój rówieśnik i imiennik (niestety – jedyny o jakim wiem) Mateusz Morawiecki, znany z tego, że dopracował do perfekcji metodę masowego okradania obywateli „na premiera”, opublikował swoje orędzie. Jak wszyscy, to wszyscy, babcia też – czyli ja też mogę.
Ostatnich osiem lat to czas wielkiej smuty. Nagle, przez przypadek, ale i przez zaniedbane, straciliśmy nasze prawa, nasze instytucje i nasze państwo. Bardzo szybko zrozumieliśmy, co się stało. Zaczęliśmy protestować. Jednocześnie po trochu zaczęliśmy rozumieć, co tak naprawdę straciliśmy. Rozumieć, jakie wartości są dla nas ważne i jakich trzeba bronić. Wyszliśmy na ulice. I tak się zaczęła powszechna edukacja obywatelska. Zaczęliśmy się dowiadywać co to jest Trybunał Konstytucyjny, co to jest trójpodział władzy, co to jest niezawisłość sędziowska i niezależność sądów czy prokuratury, jakie znaczenie ma apolityczna służba cywilna. Doceniliśmy nasze członkostwo w strukturach międzynarodowych – NATO i Unii Europejskiej.
Zrozumieliśmy, że nasze interesy i nasze prawa może zabezpieczyć tylko „ulica i zagranica”. Bo to obywatele mogli na bieżąco wyrażać swój sprzeciw wobec łamania podstawowych praw, a umocowania traktatowe zabezpieczały nas przed zbyt szybkim rozwojem dyktatury i alienacją na światowej scenie.
Początkowo politycy opozycyjni wobec rosnącego w siłę reżimu dołączali do protestów obywateli. Później zorientowali się, gdzie jest prawdziwa siła i podjęli próby zawłaszczenia ruchów obywatelskich. Z jednymi się udało sprawnie – za korzyści w przyszłości dla niektórych z ich liderów, z innymi nie do końca. Doszło do podziałów w środowiskach obywatelskich. Smuta się wzmagała. Ale rodziły się też nowe inicjatywy. Niektóre ukierunkowane na wdarcie się do polityki, na zdobycie funduszy, które by to umożliwiły, inne na obronę Okopów Świętej Trójcy – ostatnich przyczółków demokracji albo ostatnich niezależnych, demokratycznych instytucji. Ostatecznie na obronie podstawowych praw – Konstytucji RP – i wartości – praworządności, praw człowieka, demokracji.
Politycy przejęli narrację. Obywatele do nich dołączyli. Tutaj nie można przemilczeć absolutnie wyjątkowej roli Donalda Tuska. To polityk światowej klasy przewyższający innych liderów na polskiej scenie politycznej o kilka klas, a polityków z drugiej, czy trzeciej linii, o klas kilkanaście. Gdyby nie on, dalej tkwilibyśmy w marazmie i beznadziei. Dalej byśmy się zastanawiali co i kiedy nas uratuje, a dyktatura rosłaby w siłę. Wszystkie ugrupowania opozycyjne wobec dyktatury i prodemokratyczne, uzyskały dzięki Donaldowi Tuskowi nowy oddech.
Donald Tusk zdołał obudzić obywateli. Swoją aktywnością w całej Polsce pokazał, że wszędzie są ludzie, którzy cenią wartości i trzeźwo myślą o przyszłości. Obywatele zaangażowali się w jego kampanię. Dzięki jego aktywności również pozostałe prodemokratyczne ugrupowania złapały oddech i zyskały poparcie. Zresztą, do ich poparcia otwarcie nawoływał. Ale to obywatele podjęli decyzję. Piętnastego października mijającego roku zagłosowali zgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniem. Nie zawsze w zgodzie ze swoimi poglądami i sympatiami politycznymi, bo zrozumieli, co znaczy strategiczne myślenie.
Niestety nie mogli oddać głosu na jedną listę demokratycznych kandydatów, bo politycy takiej nie stworzyli. Donald Tusk co prawda publicznie ogłosił taki pomysł, ale nie wykonał żadnego kroku w kierunku jego realizacji. Zaś liderzy innych partii opozycyjnych (dzisiejszej koalicji) odrzucili ten pomysł. Pomysł, który dzisiaj dałby Polsce demokratycznej konstytucyjną większość. Przez ten brak matematycznej świadomości liderów, a być może i przerośnięte ego, Koalicja 15 października nie ma dzisiaj pełnej władzy. Namiestnik prezesa Kaczyńskiego na odcinku prezydentury – Andrzej Duda – może blokować słuszne działania rządzącej koalicji. Musi działać zgodnie z prawem, ale nie nie może iść główną drogą; musi szukać bocznych ścieżek i nadzwyczajnych rozwiązań.
Jest jak jest. Narzekanie nic nie da. Kto chce demokracji, nie ma innego wyjścia, niż wspierać na każdym kroku Koalicję 15 października. Ale jednocześnie musi patrzeć jej na ręce. Nie tylko na to, jak omija pułapki zastawiane przez pozostałości dyktatury, ale i na to, jak realizuje swoje obietnice i zobowiązania. Jak odpowiada na oczekiwania wyborców, czyli obywateli. Żyjąc nadzieją na lepsze jutro już za chwilę, musi zachować czujność. Nie zakładając złej woli polityków musi mieć świadomość, że świat widziany z Sejmu czy z ministerstw wygląda inaczej, niż z ulicy, miejsca pracy, firmy. Tutaj jest miejsce dla uczciwej i równej współpracy. Politycy powinni wychodzić do obywateli, słuchać ich głosu i odpowiadać na ich potrzeby. Obywatele powinni traktować polityków nie jako osoby, z którymi robi się selfie, żeby się pochwalić w mediach społecznościowych, ale jako tych, którym szczególnie wyraziście trzeba mówić o swoich odczuciach, wrażeniach, oczekiwaniach, aspiracjach i dążeniach. Jeżeli tutaj nie zrodzi się coś, czego nigdy w III RP nie było – uczciwy i otwarty dialog między obywatelami i politykami – ten nadzwyczajny optymizm, który zrodził się zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów 15 października, zniknie tak szybko, jak się narodził.
Co nas czeka? Trudne najbliższe lata. Nie ma pewności, ile tych trudnych lat. Jedno jest pewne – będą pełne nadziei. Po ośmiu latach smuty odzyskujemy nasz świat, naszą Polskę. Jest wśród nas wielu z gorącymi głowami. To dobrze, oni nadają często ton. Ale dzisiaj musimy im życzyć dużo cierpliwości i przenikliwości. Pojawia się, również w mediach społecznościowych, wiele informacji o niedociągnięciach, niedopatrzeniach, a nawet błędach rządzącej koalicji. Bardzo trudno odróżnić w tych sytuacjach brak wiedzy od braku determinacji. Na brak wiedzy musimy zaradzić tę wiedzę dostarczając. Przeciwko braku determinacji musimy głośno protestować. Ale musimy też pamiętać, że zasadnicze zmiany wymagają czasem spokoju, a nawet efektu zaskoczenia. Nie wszystko można komunikować zawczasu.
Z drugiej strony obywatele mają prawo do informacji. Kiedy politycy w gabinetach przygotowują zaskakujące działania i decydujące ruchy, obywatele denerwują się i oskarżają o bezczynność. Umiejętna, przepełniona troską o obywateli, polityka informacyjna rządu jest konieczna. To oczywiste, że premier komunikuje najważniejsze działania wtedy, kiedy się dzieją. Ale kiedy się nie dzieją, utrzymanie obywateli w przekonaniu, że sprawy idą w dobrym kierunku, że trwa praca, że za chwilę będą dobre informacje – to obowiązek rządzących. Obywatele mają różną cierpliwość. Jedni wiedzą, że trzeba poczekać, inni nie chcą i nie mogą czekać, a trzeba zadbać o dobre samopoczucie każdego, żeby utrzymać społeczne poparcie, które dla zasadniczych zmian jest niezbędne.
Ciągły i nieprzerwany dialog między politykami a obywatelami jest podstawowym warunkiem społecznego spokoju i poparcia dla zmian. Patrząc w przyszłość mam zatem swoje zalecenia dla obu stron tego dialogu.
Najpierw dla obywateli. Politycy nie są świętymi krowami. I nie wiedzą wszystkiego. Jeżeli chcecie, żeby polityka się Wam podobała, żeby Polska zmierzała w kierunku, jaki dla niej widzicie, jeżeli liczycie, że Wasz kraj pozwoli się Wam rozwijać i stabilizować swoją pozycję, rozmawiajcie z politykami jak najczęściej. Dzielcie się z nimi swoimi obawami, lękami i emocjami. Mówcie im o wszystkim, co dla Was ważne. To nie są gwiazdy futbolu, którym możecie kibicować albo nie. To są Wasi przedstawiciele, którzy są odpowiedzialni za to, żebyście Wy byli zadowoleni z ich pracy. Zresztą to Wy płacicie im ze swoich podatków pensje.
Do polityków. Słuchajcie obywateli. Na każdym kroku. Konsultujcie, pytajcie o pomysły i oczekiwania. I zróbcie wszystko, żeby przy kolejnym spotkaniu Wam podziękowali, a nie zgłaszali kolejne uwagi.
Ponieważ w Nowym Roku czekają nas kolejne wybory, mam też swoje refleksje na temat strategii. W wyborach europejskich trzeba zastosować strategię, której nie udało się zastosować w wyborach parlamentarnych. Jedna lista. Nawet, jeżeli po wyborach mielibyście się rozejść po różnych frakcjach w PE, na wybory to najlepsza strategia. Duży blok zdobywający miażdżącą przewagę daje wszystkim najwięcej korzyści.
W wyborach samorządowych trzeba zastosować strategią zależną od miejsca. Tam, gdzie od lat strona demokratyczna ma niezagrożoną przewagę, należy potraktować PiS, jakby go nie było. Niech siły prodemokratyczne walczą między sobą na programy, koncepcje i pomysły. Niech wygra ten, kto najlepiej odpowie na oczekiwania mieszkańców. Być może ostatecznie konieczne będą koalicje, ale to przecież już wiecie i umiecie. Tam, gdzie dzisiaj władzę sprawuje PiS, tam, gdzie ma on szanse ją przejąć – tam wszędzie konieczna jest strategia jednej listy. Jeżeli chcemy wydobyć Polskę z rąk faszystowskiego populizmu, musimy po pierwsze odsunąć populistów. Dopiero w drugim kroku możemy myśleć o pełnej demokracji. Najpierw trzeba odzyskać boisko, żeby wprowadzić normalne reguły gry.
Wiem, że skoro każdy może, będzie więcej takich porad czy zaleceń. Moje pewnie nie są w niczym lepsze od innych. Pozwalam sobie jednak poddać te moje pod Wasz osąd, drodzy czytelnicy. A gdyby ktoś z Was się ze mną zgadzał, propagujcie je i zróbcie wszystko, aby Wasze poglądy i preferencje miały wpływ na Waszą przyszłość. W końcu o to chyba chodzi w demokracji, nieprawdaż?