Ciemnogrodu dzień powszedni (54)
Obecność być może jawi się jako coś, co daje szansę, by móc zapobiec złemu obrotowi spraw. Lecz w istocie jest płonną nadzieją przeświadczenie, że siedząc cierpliwie nad brzegiem rzeki, doczekamy się spłynięcia z jej wartkim nurtem martwych ciał naszych wrogów. Te „mądrości chińskie” z ciasteczek z wróżbą mają taką samą wartość, jak prognozy polityczne oparte na dobrej wierze w to, że politycy zwykle myślą i chcą zrobić to samo, co głoszą.
Patrzeć na ręce to wpływać na rzeczywistość. W mikroskali mówi o czymś niejako analogicznym zasada nieoznaczoności Heisenberga, gdyż świadomość istnienia obserwatora wywiera wrażenie na obiekcie obserwacji. Po prostu – innymi słowy – okazja czyni złodzieja, ale brak okazji zapobiega potencjalnej kradzieży. Rzecz jasna, kto szuka okazji, ten potrafi je znaleźć, lecz nasza czujność mu to utrudnia znacznie, aż może do zniechęcenia. Pilnować bowiem trzeba nie li tylko wyborów jako takich, ale także zachowań klasy politycznej po nich się ujawniających.
Temu powinna służyć czwarta władza, niestety, na to dumne określenie większość jej rzekomych przedstawicieli nie zasługuje w najmniejszym stopniu. Tymczasem skąd czerpiemy informacje o sprawach państwa? Nolens volens z mediów, zatem przeważnie (poza chaotycznymi relacjami na żywo) są to informacje jakoś przefiltrowane i sformatowane. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie przykra świadomość, że przeważająca większość środowiska dziennikarskiego jest od lat wielu zblatowana z politykami i im służy gorliwie, zresztą nie za darmo przeważnie. Gorszą sprawą jest nadciągający upadek mediów społecznościowych, których właściciele chcą je zamienić wyłącznie w tępą rozrywkę dla półgłówków i innych matołów, małolatów zwłaszcza. Algorytmy promują treści… bez treści. Najnowszy trend to inwazja kosmitów na Ziemię pod fałszywą flagą, czyli sfingowany najazd Obcych, który ma uzasadnić przejęcie władzy nad planetą przez dyktaturę „lepszego sortu”, oczywiście nie z PiS-u, ale z USA (reptilianie tam są czynni). Pandemia, wróć, plandemia wraz z lockdownem była tego preludium…
W Polsce nie potrzeba kosmitów ani spisków. U nas uzależnienia od różnych substancji psychoaktywnych (legalnych i nielegalnych, w tym leków przeciwbólowych a otępiających) są zjawiskiem tak powszechnym, że się go prawie nie zauważa. To osoba, że tak to ujmę „czysta”, jawi się dziwolągiem.
Jak ludzie, którzy są we własnym życiu niejako zniewoleni, mogą myśleć o wolności, szerzej patrzeć, wychylać się poza kontekst swojego horyzontu potocznych zdarzeń codziennych?
Im społeczeństwo bardziej jest znarkotyzowane (czytaj: otępiałe) i zmęczone zarazem, tym trudniej oczekiwać po nim woli walki o demokrację. Bowiem im nie tyle jest wszystko jedno (acz zawsze bożki Ganz Egal i Wsio Rawno mają się dobrze…), ile nie znajdują różnicy między państwem prawa a państwem autorytarnym, kiedy we własnym odczuciu nie mają wpływu na nic poza czubkiem własnego nosa i zwykle poza ten czubek nie patrzą, jak te w ich pojęciu czubki, co chodzą na protesty i demonstracje w obronie rzekomo zagrożonej Polski. Przecież wszystko jest teraz narodowe, a do tego katolickie, więc o co im chodzi, tym dziwolągom? Niech sobie coś pooglądają, zamówią pizzę albo dadzą w szyję po bożemu!
Sprzyja trwałości ciemnoty (zabobonu, dulszczyzny, parafiańszczyzny, kołtunerii) inercja umysłowa, marazm intelektualny i zwykła gnuśność. Takie trwanie mogło mieć jeszcze jakiś sens pod zaborami, lecz stało się żałosną i żenującą karykaturą na obczyźnie (polish jokes są zasłużone). Pamiętam opowieść o polskim w Chicago emigrancie (osoba, która mi to relacjonowała, uważała to za całkiem normalne), który po pół wieku pobytu w Stanach Zjednoczonych szczycił się tym, że nie nauczył się angielskiego.
My zaś jako ogół polskiego społeczeństwa nie nauczyliśmy się przez trzydzieści lat demokracji. Wybraliśmy z niej parę pasujących nam rzeczy, a resztę uznaliśmy za fanaberie zachodniej „cywilizacji śmierci”, jak to raczył nazwać święty papież Polak Jan Paweł II… Ale za to nieuctwo i tę selektywność rachunek będzie trzeba zapłacić do ostatniego grosza, oby nie do ostatniej kropli krwi…
Mija rok od napaści zbrodniarza Putina na Ukrainę. Draniowi się nie udało, a Ukraińcy stali się dla świata narodem godnym uznania i szacunku, co też wiąże się dla nas w Polsce z takim z pozoru drobiazgiem, jak mówienie „w Ukrainie” , a nie „na Ukrainie”. Taka forma jest deklaracją polityczną, wyrazem poparcia i docenieniem bohaterstwa tego narodu. Trwałość państwa ukraińskiego jest bardzo ważna dla polskiej racji stanu. Kto pamięta koncepcję ULB Mieroszewskiego i Giedroycia, ten wie, o czym mówię. Wbrew jednak życzliwemu optymizmowi nie da się ukryć, że ukraińskie straty ludzkie i w infrastrukturze są gigantyczne, a zmęczenie wojną i codziennymi niedogodnościami jest wielkie. Walka to znój, a tym cięższy, gdy dotyczy dnia codziennego. Wojna zawsze wypacza ludzi i to niezależnie od tego, jaki ma charakter: obronny, napastniczy czy nakierowany na odzyskiwanie własnego terytorium.
Powtarzam: od roku trwa ludobójcza napaść Rosji na Ukrainę. Czy my dziś bylibyśmy gotowi do takich poświęceń, jak ten nasz siostrzany naród? Czy byśmy stali z boku i czekali, aż nam ktoś przyśle pomoc? Chyba to drugie, skoro większość z nas zdolna jest li tylko do oglądania się na siebie i oglądania bieżących wydarzeń zamiast zajęcia określonego stanowiska, że o wzięciu w nich odpowiedzialnego udziału nie wspomnę.
– – – – – – – – – – – –
Dwie nieprzypadkowe lektury polecane przy okazji tego felietonu:
Richard Bradford Orwell – człowiek naszych czasów.
Tytuł mówi z pozoru wszystko, lecz nie oznacza to, iż można zlekceważyć tę najnowszą biografię pana Eryka Artura Blaira.
Robert Silverberg Umierając, żyjemy.
Telepatia i przenikliwość widzenia – czy może być większe przekleństwo dla mężczyzny w wieku średnim? A do tego kryzysu dochodzi jeszcze kryzys cywilizacji…
– – – – – – – – – – – –
Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.
ROBERT PAŚNICKI