Ciemnogrodu dzień powszedni (26)
Świat nie jest mały, a pętaków jest na pęczki. U nas jednak, co za przykry traf, wypromowano ich całą ekipę. Ze wstrętem odrzucamy nieodpowiadające nam realia, ale one są, nie odchodzą… Polska to nasz dom, jedyny dla mieszkańców, do których się zaliczam także ja, jak i zapewne większość czytających ten felieton. Nie może nas cieszyć jego ruina, nawet jeśli osłabia to wrogą nam jawnie władzę i przyśpiesza jej upadek. Wyśmiewając ustawiczne blamaże jej przedstawicieli, nie należy, wręcz nie wolno przykładać ręki do niszczenia naszego dobra wspólnego, choć czasami korci, ale to droga donikąd.
Wandalizm to okradanie siebie samych. Wandalizm moralny i etyczny to krzywdzenie siebie samego i swoich bliskich, otoczenia. Tym samym nie pozwalajmy na równanie w dół. O ile nie zawsze i nie z każdym może się udać równanie w górę, to już podciągnięcie do średniej jest do wykonania. Wyjątków byłoby z pewnością niewiele i to w większości opornych na własne życzenie, nie zaś z powodu, co trzeba uwzględnić w tych rachubach, określonego upośledzenia. Inaczej mówiąc, róbmy wszystko, aby nie stoczyć się do poziomu, jaki jest wymyślony dla idealnego obywatela przez ideologów obecnej władzy, wedle której człowiek ma być bezwolny (paradoksalnie roszczeniowość, będąca niższą formą klientelizmu, jest jego zaletą, natomiast samodzielność, zwłaszcza gospodarcza, prywatna zaradność to cechy niepożądane), mentalnie zerojedynkowy, zahukany i zakompleksiony, choć jednocześnie łasy na tanie komplementy, pojący się dumą z wyidealizowanej przeszłości, którą się celebruje w bezustannie obchodzonych rocznicach, jakim towarzyszy nieodzowna tromtadracja patriotyczna, a przede wszystkim sprawowanie kultu symboli państwowych i religijnych.
Uproszczone do granic możliwości życie umysłowe, zastopowany rozwój intelektualny (przecież katechizm oraz statut PiS rozstrzygnęły już wszystkie wątpliwości), ograniczenie powszechnej edukacji do minimum sprawności technicznych. Wykreowaniu społeczeństwa automatów (także do głosowania na jedynie słuszną partię) – temu służy kształtowanie (i kształcenie właśnie młodzieży) nowego modelu obywatela, tym zajmuje się propagandowa telewizja państwowa i inne media służące aktualnej monowładzy.
Inteligencja nie jest niczyją osobistą zasługą, jest po prostu wrodzona. Inaczej sprawa się ma z jej rozwojem. Można kształcić się samemu i wiele na tej autodydaktycznej drodze i wśród przeciwności osiągnąć, lecz to ścieżka dla nielicznych „desperatów”. Zwykle potrzeba bodźca, zachęty, także możliwości, aby móc się rozwijać, nabywać wiedzę. Tak, nabywać, bo nie jest ona dla zdecydowanej większości bezpłatna: czesne, podręczniki, dojazdy, mieszkanie lub akademik etc.
Władzy autorytarnej bądź choćby o zapędach dyktatorskich nie są potrzebni ludzie zadający pytania, ich wątpliwości bowiem poniekąd kwestionują owej władzy legitymację. (jak zauważyła ze zdumieniem i przyganą niezbyt lotna, ale dzięki temu szczera, eurodeputowana PiS: „Opozycja chce obalić rząd”); odkrywają jej sprzeczności (co innego rządzących przedstawiciele mówią, co innego robią) oraz przede wszystkim oczekują zmiany władzy, co jest kamieniem obrazy (vide wyżej przytoczona wypowiedź pani z PiS-u). Tymczasem na tym polega demokracja, że rządy się zmieniają. Może nie co kadencję, ale co dwie czy trzy i żadna partia nie jest przeświadczona o tym, że władzy raz zdobytej nie odda już nigdy.
Chorym jest kraj, w którym na zmianę (i to też niekoniecznie na lepsze) czeka się, aż nie umrze „ukochany przywódca”. Zniesmaczają mnie memy i wpisy w mediach społecznościowych, w których z wytęsknieniem wypatruje się śmierci „emerytowanego zbawcy narodu”, mimo że on wraz ze swoją ekipą uczynił z Polski swój folwark, ruinę i pośmiewisko, w dodatku wypychając ją ze struktur zachodnich, co oznacza wpychanie w łapy wschodniego satrapy. Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć te uczucia; niestety, źle świadczą one o tym, do czego przywiodły nas przez ostatnie siedem lat rządy Zjednoczonej Prawicy. Nawet ich koniec nie będzie oznaczał automatycznego i bezbolesnego przywrócenia status quo ante. (Nawiasem mówiąc, przestrzegam opozycję przed braniem na pokład skompromitowanych polityków; ich potencjał rozpoznawalności może być nader duży, lecz wyborczo jest to potencjał – jeśli wyrazić się tak można, a przecież trzeba – ujemny. Musi być zachowana pewna doza stanowczego pryncypializmu, ponieważ bez poszanowania elementarnych zasad zagraża nam ulegnięcie nihilizmowi, wiodącemu wręcz do samozatraty).
Co dla jednych było cywilizacyjnym skokiem, to dla wielu okazało się cywilizacyjnym szokiem. A taki wstrząs skutkuje odrzuceniem, nie zaś chęcią dalszego kontaktu, poznawania. To, że taka reakcja wzbudzała wzgardę, a przynajmniej śmiech tych, których już wcześniej podejrzewali ci ludzie o niechęć do siebie, musiało doprowadzić do jeszcze większego oporu przed nieznanym światem. Ja też źle się wobec tych ludzi odnosiłem, z wyższością nazywałem ich prostym ludem, suwerenem itp. To było głupie i przeciwskuteczne, jeśli chciało się ich skłonić do otrząśnięcia się z pewnych uprzedzeń i zaściankowych narowów. Z nimi po prostu nie rozmawialiśmy, ba, nie chciało się im nam przede wszystkim wysłuchać. I nawet teraz wydaje mi się, że jeszcze wypowiadam się w sposób zarozumiały, co nie znaczy, iż mam zamiar odejść od moich przekonań na temat parafiańszczyzny i ciemnogrodu.
Rozziew polityczny (nie chodzi o zwykłą różnicę zapatrywań), który skutkuje trwałą jak na razie niespójnością społeczną, nie zaniknie bez wysiłku z obu stron (może nawet z wielu stron). Lecz dobra wola to za mało, jeśli nie ma gotowości na różnorodność. Zgody na to, co dla nas jest cudzą głupotą – ale do własnej głupoty każdy ma prawo, tak samo, jak do własnej mądrości. Przecież czym innym jest pogląd (nasz mądry, nie nasz – głupi…), a zupełnie „inszą inszością” aktywna nietolerancja. Z tym nie da się przejść do porządku dziennego, mimo najlepszych chęci porozumienia się.
Tu wrócę do tytułu niniejszego felietonu: nie mamy drugiej Polski, a tym samym nie mamy takiej opcji, żeby pozwolić Polskę podzielić na dwa obce sobie i prędzej niż później wrogie nie tylko plemiona, lecz terytoria. To oznaczać by mogło tylko jedno – wojnę domową, nie zimną, ale całkiem gorącą. Komu to na rękę, chyba nie trzeba palcem wskazywać?
I o ile można mieć różne zapatrywania gospodarcze albo ideowe, o tyle nie jest do wybaczenia spustoszenie prawne i aksjologiczne, jakiego dopuściła się władza pod przewodem Kaczyńskiego, a z gorliwym udziałem Ziobry, Morawieckiego, Witek, Dudy et consortes, aż kończąc na takich postaciach, które wykreowano na ministrów i prezesów, jak Kowalski Janusz i Obajtek Daniel (stosuję zapis na modłę węgierską, wszak niebawem ma być Budapeszt w Warszawie, trzeba się przyzwyczajać…).
W użyciu ongiś było słowo zgorszenie – i z tym obecnie mamy do czynienia każdego dnia od ponad pół dekady.
Poza odbudową gospodarki i więzi społecznych (acz radykalny podział szybko nie zaniknie, idzie o obniżenie napięcia, temperatury sporu, uśmierzenie nienawiści) będzie trzeba przykładnie, lecz zgodnie z prawem (czyli przed Trybunałem Stanu i sądami powszechnymi), ukarać każdego, kto był czynnym kolaborantem zła… No tak, zło – tak by się chciało nazywać to, ale to ślepa uliczka, droga donikąd… A czy nie mamy dojmującego poczucia, iż tam nas wiodą od roku 2015? Mimo to nazwanie złem całej formacji i ludzi ją wspierających jest prymitywnym uproszczeniem. Niby po co szukać omówień, niech raz będzie bez niedomówień: tak-tak – nie-nie… W ten sposób jednak niczego sami nie zrozumiemy i nie porozumiemy się między sobą nigdy.
Potrzebna będzie wielka praca nad odkłamaniem historii ostatniego okresu, który jeszcze trwa w fazie schyłkowej (chcę w to wierzyć!), objaśnieniem tego, co nam się jako zbiorowości przytrafiło, gdyż zabrakło należytej edukacji obywatelskiej i ekonomicznej. Takiej edukacji, która uwzględniałaby także punkt widzenia wykluczonych, bo nie każdy był beneficjentem w tej ojczyźnie, nie każdy… Dla nader wielu była ona macochą, w dodatku jeszcze każącą im wierzyć w to, że sami są sobie winni, tymczasem prawda jest o wiele bardziej złożona. Dlatego wspomniana edukacja nie powinna być jednostronna, czyli tym samym nieprawdziwa i niesprawiedliwa.
Jeśli tej pracy nad sobą nie wykonamy, to znów – po odejściu PiS-u – wpadniemy w sidła kolejnych populistów i świat, zwłaszcza Europa, a ściśle mówiąc Unia Europejska zacznie nam odjeżdżać, umykać z kosmicznym przyśpieszeniem, a my będziemy gonić, gonić, w piętkę gonić…
Mozół wydźwignięcia się z zapaści może trwać dłużej niż przejście Izraelitów przez pustynię. Dlatego właśnie starajmy się, aby nie czynić niczego, co szkodzi naszemu dobru – społecznemu, narodowemu, po prostu wspólnemu. Nie dajmy spieprzyć Polski!
ROBERT PAŚNICKI