TOMASZ PIĄTEK
Fragment
IPN przechowuje teczkę paszportową Kaczyńskiego seniora, zawierającą dokumentację jego podróży. Z niej oraz z innych źródeł wiemy, że Rajmund Kaczyński był wypuszczany za granicę. A nawet na Zachód, co przeważnie stanowiło przywilej udzielany zaufanym poddanym reżimu. Kto wydawał paszporty i pozwolenia na wyjazdy zagraniczne? Komunistyczna Służba Bezpieczeństwa (SB), która pełniła funkcję policji politycznej, wywiadu i kontrwywiadu. Wobec Kaczyńskiego seniora SB podejmowała decyzje pozytywne. Rajmund Kaczyński w 1962 r. odwiedził Niemcy Zachodnie, w 1965 i 1966 r. pojechał do Anglii, a w latach 1965 i 1968–1969 – do Libii. W 1977 r. udał się do Związku Sowieckiego na konferencję naukową w białoruskim Mińsku.
Zaufanie, którym władze darzyły Kaczyńskiego seniora, musiało być duże z jeszcze jednego powodu. Otóż Rajmund Kaczyński jako inżynier projektował instalacje sanitarne w budynku warszawskiej ambasady USA. Reżim PRL-u traktował ambasadę jak główny przyczółek wroga na swoim terytorium. Zapewne chciał wiedzieć wszystko o każdym pokoju, piwnicy, cegle i rurze. Jeszcze kilka lat temu obszerna teczka dotycząca budowy ambasady amerykańskiej była dostępna w Instytucie Pamięci Narodowej. Później tajemniczo zniknęła z archiwum cyfrowego IPN-u. Być może dlatego, że wymieniono w niej Rajmunda Kaczyńskiego. Będę wdzięczny każdemu badaczowi, który trafi na ślad teczki i da mi znać.
Dociekania Janusza Palikota
To, że Kaczyński senior dobrze żył z komunistami, również w czasach stalinowskich, po upadku PRL-u wzbudzało wątpliwości u niejednego. Przecież Rajmund Kaczyński podczas wojny służył w podziemnej niekomunistycznej Armii Krajowej. A stalinowcy uważali AK za organizację faszystowską. Okrutnie prześladowali AK-owców, czyli jej żołnierzy.
Kilkanaście lat temu polityk skandalista Janusz Palikot podzielił się z internautami takimi wątpliwościami co do kariery Kaczyńskiego seniora: „Tuż po wojnie żołnierzy AK rozstrzeliwano, osadzano w więzieniach, sadzano na nogach od stołka, torturowano, w najlepszym razie wykluczano z życia społecznego. Tymczasem Rajmund Kaczyński, żołnierz AK, tuż po wojnie, dostaje od stalinowskiej władzy wypasiony apartament na Żoliborzu, jak na tamte czasy rzecz poza zasięgiem zwykłego obywatela, nawet szarego członka PZPR […]. Żołnierz AK, mąż sanitariuszki AK, dostaje posadę wykładowcy na Politechnice Warszawskiej i oboje żyją sobie z jednej pensji jak pączki w maśle. W tym czasie, gdy w Polsce rządzi Bierut, a właściwie Stalin rządzi Bierutem, posada dla akowca na uczelni brzmi jak ponury żart, jednak rzecz miała miejsce”.
W 2009 r. Palikot zaczął też badać domniemane powiązania rodzinne Kaczyńskich. Wystosował wtedy list do pracowników Instytutu Pamięci Narodowej, którym też się pochwalił na blogu. „Bądźcie odważni! – apeluję […], prosząc ich w wysłanym wczoraj liście o zbadanie pokrewieństwa Lecha i Jarosława Kaczyńskich oraz ich ojca Rajmunda z Wilhelmem Świątkowskim, prezesem Najwyższego Sądu Wojskowego w czasach stalinizmu, oficerem śledczym Armii Czerwonej”2.
Wiadomość o rzekomym pokrewieństwie Kaczyńskiego ze stalinowskim sędzią Świątkowskim została wielokrotnie zdementowana. Najpierw przez genealoga Marka Minakowskiego, potem przez factcheckingowy portal Demagog.org3.
Palikot się zagalopował. Nie trzeba szukać rodziny na stalinowskich szczytach władzy, żeby wyjaśnić przypadek Rajmunda Kaczyńskiego. Sprawa jest znacznie prostsza.
Otóż stalinowcy dzielili AK-owców na dwie kategorie, na lepszy i gorszy sort. Gorszy sort to ci, których trzeba zabić lub uwięzić. Lepszy sort to ci, których można oswoić i „udomowić”. Nawracanie „AK-owców lepszego sortu” na komunizm pasjonowało stalinowców nawet bardziej niż unicestwianie i dręczenie „AK-owców gorszego sortu”. Rzecz jasna, AK-owiec to był stuprocentowy wróg. To przedwojenny prawicowiec, centrowiec lub – o zgrozo – demokratyczny socjalista (komuniści najzacieklej zwalczali lewicową konkurencję). Śmierć takiego wroga dawała ogromną radość. Jednak nawrócenie przynosiło jeszcze większą satysfakcję. Wróg stuprocentowy, gdy został nawrócony stuprocentowo, stanowił żywy dowód słuszności i potęgi ideologii komunistycznej.
Dlatego też niektórych AK-owców hołubiono i nawrócono. Grono AK-owskich inteligentów wtopiło się we frakcję młodych i najbardziej fanatycznych intelektualistów stalinowskich, protekcjonalnie nazywanych „pryszczatymi” (pryszcze uważano za oznakę młodego wieku). Jednak nawrócenie nie zawsze było trwałe. Część „pryszczatych” AK-owców w 1956 r. lub krótko potem odwróciła się od komunizmu. Do tej grupy należeli pisarze Tadeusz Konwicki i Aleksander Ścibor-Rylski (autor powieści Pierścionek z końskiego włosia, na której podstawie Andrzej Wajda nakręcił film Pierścionek z orłem w koronie).
Legalizacja, czyli donos
Co sprawiało, że kogoś uznawano za „AK-owca lepszego sortu”, którego można nawrócić?
W niemal wszystkich przypadkach niezbędnym warunkiem była tzw. legalizacja. Co to słowo oznaczało wówczas? Chodziło o zgłoszenie się do komunistycznych władz połączone ze złożeniem donosu na siebie i kolegów. Kto się zgłosił i doniósł, ten mógł liczyć na łaskę stalinowskiego reżimu. Mógł, choć oczywiście nie musiał.
Kiedy przed AK-owcem pojawiała się szansa na zalegalizowanie swego istnienia? Wtedy, gdy komuniści ogłaszali amnestię dla członków antykomunistycznego i niekomunistycznego podziemia. Zrobili to w 1945 i 1947 r. Przy czym o prawdziwej szansie można mówić w wypadku tej drugiej amnestii. Pierwsza stanowiła przede wszystkim prymitywną pułapkę. A władze nie do końca umiały to ukryć. Dlatego też pułapka niezbyt się udała. Wielu AK-owców krótko po zgłoszeniu zostało aresztowanych. Zbyt wielu, żeby ich koledzy tego nie zauważyli. AK-owcy wracali więc do lasów, by na nowo podjąć partyzancką walkę z komunizmem.
Dwa lata później komuniści powtórzyli manewr. Tym razem poszło im lepiej: dziesiątki tysięcy osób zgłosiło się do władz, by zalegalizować swój byt. Skąd ten sukces? Być może stąd, że w 1947 r. rzadziej aresztowano, częściej werbowano. Jak również dlatego, że po dwóch latach beznadziejnej walki z reżimem leśni bojownicy stracili wiarę i morale. Bohaterowie przeobrażali się w watażków, bandytów i wiecznych zbiegów. Tymczasem komuniści kusili możliwością spokojniejszego życia i budowy nowego ładu…
Jak podaje IPN, w wyniku amnestii z 1947 r. „z podziemia wyszło 53 517 osób. Natomiast z 23 257 osób przetrzymywanych w więzieniach i aresztach część wyszła na wolność, a część uzyskała zmniejszenie wymiaru wyroku. Łącznie amnestia objęła 76 574 osoby – członków organizacji podziemnych i oddziałów partyzanckich oraz dezerterów […], ujawniło się […] ok. 60 proc. członków podziemia narodowego. Wydane przed amnestią instrukcje kładły nacisk na skrupulatne prowadzenie dokumentacji. Stający przed komisjami konspiratorzy zostali zobowiązani do opisania swojej działalności, przebiegu służby, podania nazwisk osób, z którymi się kontaktowali, ze szczególnym uwzględnieniem kadry dowódczej. Dzięki temu aparat bezpieczeństwa dysponował olbrzymią ilością informacji, niezwykle cennych dla pracy operacyjnej. Były one później wykorzystywane zarówno do infiltracji osób ujawnionych, jak też do zwalczania grup pozostających w podziemiu”1.
Aby skorzystać z amnestii, należało się „wyspowiadać” przed funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa (UB, brutalna i totalitarna policja polityczna czasów stalinowskich, poprzedniczka Służby Bezpieczeństwa). To oczywiście nie zapewniało „rozgrzeszenia”. Nieraz AK-owiec musiał się bardziej „postarać”. Wielu z „zalegalizowanych” AK-owców zostawało stałymi konfidentami UB. Ci, co tego uniknęli, żyli w niepewności. Bali się nie tylko UB, ale też starych towarzyszy broni. Wiadomo było, że część z nich donosi.
Wesela huczne i ciche
Nic nie wiemy o tym, jak wyglądała ewentualna „legalizacja” Rajmunda Kaczyńskiego. Być może wskazówką jest pewien incydent z 1947 r. Incydent intrygujący, aczkolwiek niejednoznaczny i opisywany zdawkowo. Po tym incydencie między Kaczyńskim seniorem a kolegami z AK pojawił się dystans. Dystans, którego nie przełamało nawet wesele.
Zobaczmy, jak to przedstawia Michał Krzymowski, który rozmawiał z AK-owskimi kolegami Rajmunda Kaczyńskiego: „W księgach parafialnych żoliborskiego kościoła Stanisława Kostki zapisano, że Jadwiga Jasiewicz i Rajmund Kaczyński przyjęli sakrament małżeństwa 15 sierpnia 1948 roku, czyli 17 miesięcy po balu na Oczki, z którego w archiwach niestety nie zachowały się żadne zdjęcia.
Fotografii ze ślubu Kaczyńscy też nigdy nie pokazali publicznie. Udzielając wywiadu do książki O dwóch takich… Jarosław i Lech pozwolili dziennikarzom zeskanować rodzinny album, ale zdjęć z kościoła Stanisława Kostki w nim nie było. Ślub w ogóle był cichy i trochę dziwny, bo nie zaproszono nikogo z powstańczych przyjaciół pana młodego. I to pomimo tego, że Rajmund Kaczyński rok wcześniej był jeszcze na ślubie kolegi z «Baszty» [jednostka AK – T.P.] Jana Piotrowskiego pseudonim «Tur». – Popłynęło tam morze wódki, wywiązała się jakaś scysja i wzywano milicję [Milicja Obywatelska, MO, komunistyczny odpowiednik policji – T.P.]. O tym, że niedługo potem Rajmund też się ożenił, dowiedziałam się po fakcie. Żaden z naszych kolegów z pułku nie był na jego ślubie – wspomina Halina Wołłowicz. Fiedler mówi to samo: – Nie znam nikogo, kto by tam był. Nie wiem nawet, kogo Irka [pseudonim Rajmunda w AK – T.P.] wziął na świadka”.
Co zatem się stało w 1947 r.? Spróbujmy to sobie wyobrazić. AK-owcy to ludzie, którym w stalinowskiej Polsce wolno mniej niż innym. A jednak bawią się na weselu tak hucznie, że dochodzi do bójki i interweniuje milicja. Czy ktoś został aresztowany? Co na to Urząd Bezpieczeństwa? Po imprezie Rajmund Kaczyński nie chce mieć do czynienia z kolegami – albo koledzy nie chcą mieć do czynienia z nim. Czyżby podejrzewali, że to on sprowadził milicję? A może to Rajmund awanturował się najbardziej, więc kolegów zdziwiła łagodność władz wobec niego? Czy jednak było odwrotnie: to Kaczyński senior zdumiał się łagodnym potraktowaniem kolegów przez milicję i zaczął ich podejrzewać o współpracę z UB?
Oczywiście, mogło też chodzić o skłonność do nadużywania alkoholu. Być może stanowiło to przypadłość Kaczyńskiego seniora i koledzy mieli dość zabaw z jego udziałem. Względnie to koledzy nadużywali alkoholu i Kaczyński senior nie chciał ich na swoim weselu. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtej epoce ekscesy alkoholowe tolerowano znacznie bardziej niż dziś.
Jesteśmy tu zdani na domysły. W archiwum cyfrowym IPN-u nazwisko Rajmunda Kaczyńskiego nie figuruje na listach konfidentów. Czy to odpowiada na wszystkie pytania? Nie, ponieważ wielka część akt Urzędu Bezpieczeństwa została zniszczona w latach 60. Nie znamy więc odpowiedzi na pytanie, czy Kaczyński senior donosił. Brak dowodów każe go uznać za niewinnego.
Inaczej brzmi odpowiedź na pytanie, czy Rajmund Kaczyński doniósł. Albowiem przynajmniej raz musiał donieść na siebie i kolegów. Mianowicie wtedy, gdy się zalegalizował. A zalegalizować się musiał. Przypuszczenie, że zdołałby uniknął tego upokorzenia, jest całkowicie nieprawdopodobne. Kaczyński senior mógłby się nie legalizować tylko wtedy, gdyby udało mu się ukryć swoje związki z AK. Ale jak mógłby je ukryć, skoro w 1947 r. balował z AK-owcami? I to na imprezie odnotowanej przez milicję?
Zatem Rajmund Kaczyński najpewniej „wyspowiadał” się ubekom, czyli funkcjonariuszom UB. I zrobił to tak, że ci uznali go za „AK-owca lepszego sortu”, który rokuje nadzieje na przyszłość. Świadczy o tym brak aresztowania i atrakcyjne mieszkanie. Jak również zatrudnienie na Politechnice Warszawskiej, gdzie Kaczyński senior zaczął pracować w 1947 r. Akurat w roku amnestii, gdy komuniści dzielili AK-owców na gorszy i lepszy sort.
Tak Rajmund Kaczyński rozpoczął karierę, która później przyniosła mu kolejne przywileje, włącznie z paszportowymi.
Męskość i miękkość
Michał Krzymowski pisze, że Kaczyński senior w życiu rodzinnym szedł na liczne, choć niechętne ustępstwa wobec żony Jadwigi. Robił to również w sprawach dotyczących dzieci. Drugiego z bliźniaków pozwolił nazwać imieniem Lecha, byłego narzeczonego Jadwigi Kaczyńskiej. Czy ta uległość brała się z poczucia winy wobec kobiety, którą tak często zostawiał samą? Czy ze zwykłej potrzeby spokoju? Nawet najbardziej przebojowy zdobywca woli w domu odpoczywać zamiast toczyć kolejne bitwy.
Spokoju jednak nie było. Rajmunda drażniło to, że Jadwiga rozpieszcza synów. Drażniło go to, że chłopcy zbyt mało czasu spędzają na podwórku. Uważał, że rosną na maminsynków, na miękkich, zniewieściałych mądrali. Nie sprzeciwiał się czynnie, ale narzekał. Szczególnie nie podobało mu się to, na kogo wyrasta Jarosław. Syn to czuł i wzbierała w nim uraza do ojca.
O co dokładnie chodziło w tym konflikcie? Określenia takie jak „miękki” i „zniewieściały” w latach 50. i 60. służyły do aluzyjnego wskazywania homoseksualizmu. Temat stanowił tabu, nieraz więc posługiwano się aluzjami i pomówieniami. Wierzono też, że chłopiec staje się gejem, gdy jest rozpieszczony, gdy zbyt blisko zwiąże się z matką i zobaczy w niej wzorzec, gdy brak mu męskiego wychowania i bójek z kolegami na podwórku… Dlatego liczni przeciwnicy Kaczyńskiego spekulują na temat niezadowolenia ojca z syna. Powraca pytanie: czy Rajmund Kaczyński bał się, że jego starszy syn bliźniak jest homoseksualistą?
Ja jednak tego pytania nie postawię. Nie powinny nas interesować rozterki ojca dotyczące seksualności syna. Niewiele więcej powinna nas też zajmować seksualność Jarosława Kaczyńskiego. Każdy obywatel, w tym także każdy polityk, ma prawo cieszyć się swoją orientacją seksualną i przeżywać ją, jak chce. Publicznie lub dyskretnie, zależnie od tego, co sobie wybrał.
Rzecz jasna, w przypadku Kaczyńskiego pojawia się pokusa, żeby piętnować go jako domniemanego geja hipokrytę. Przecież Kaczyński nieraz okazywał pogardę i wrogość wobec osób LGBT. A przede wszystkim przewodzi ultrakonserwatywnej i antygejowskiej formacji politycznej, która sprowadziła do Polski kremlowską nagonkę na homoseksualistów. Gdyby więc Kaczyński był gejem, można byłoby wytknąć mu niekonsekwencję i obłudę…
Byłoby można – ale czy należałoby to zrobić? Pamiętajmy, że niejeden gej stał się homofobem, a nawet siewcą homofobii pod presją antygejowskich przesądów heteroseksualnej mniejszości. Gej homofob jest nie tylko oprawcą, lecz także ofiarą. Trudno więc rozstrzygać, czy i jak należy takie przypadki piętnować. Rzecz jasna, w przypadku Jarosława Kaczyńskiego można podejrzewać, że propaguje homofobię w wyniku zimnej kalkulacji. Wie, że jego wyborcy lubią nagonkę, więc podsuwa im wygodny przedmiot nienawiści… Jeśli jednak Kaczyński sam jest gejem, to kalkulacja może tu się mieszać z bolesnymi urazami. A także z przemożną potrzebą odreagowania własnego cierpienia, choćby poprzez przerzucanie tego cierpienia na innych gejów.
Dlatego zostawiłbym w spokoju domniemaną hipokryzję seksualną Jarosława Kaczyńskiego. Sprawa mogłaby nas zainteresować tylko w jednym wypadku. Wtedy, gdyby ktoś szantażował Kaczyńskiego upublicznieniem prawdziwych lub fałszywych materiałów dotyczących jego orientacji seksualnej…
Zostawiam komentarz, może uda się zdobyć egzemplarz z autografem Pana Tomasza 🙂
Cieszę się, że ta książka powstała
Dziękuję za kolejną lekturę. Tak, poznaliśmy genezę lepszego sortu.
Łączę wyrazy szacunku
Nareszcie Tomasza Piątka traktuje się jak wiarygodnego dziennikarza śledczego, a nie jak niegroźnego świra z obsesją. Nikomu nie udało się podważyć jego ustaleń. To o czymś świadczy. Czytajmy go uważnie!
Mnie zaintrygowały dwie rzeczy w życiorysie Rajmunda. Studia skończył w Łodzi a w ich trakcie pracował w zakładach obsługujących wojsko. W Wwie trafił do PZO takze firmy militarnej. Na Politechnice obsługiwał zaś aparat partyjny zdobywający dyplom. Czyżby legalizacja Rajmunda nastapila w Łodzi?
Gratulujemy wygranej!
Książka Tomasza Piątka “Kaczyński i Jego Pajęczyna” wraz z dedykacją, powędruje do Ciebie jak tylko uzgodnimy, gdzie ją wysłać 😉
Ja od dawna traktuję Piątka z najwyższą atencją. Czasem aż się boję czytać i słuchać o jego odkryciach, tym bardziej, że są do bólu udokumentowane :/
Od dawna zastanawia mnie fakt milczenia Jarka na temat ojca.
Matką się chlubi, ojca pomija jakby nie istniał. Wstydzi się go? Czy może boi się, że prawda ujrzy światło…i mit patrioty upadnie?
Bardzo ciekawy fragment!
Chcę więcej;)
Bez wątpienia Rajmund Kaczyński wyrachował, że wybierając współpracę z SB uwolni się od przeszłości i zapewni wygodną przyszłość, o czym świadczy mieszkanie, miejsce pracy oraz podróże zagraniczne (musiał być swoim człowiekiem, co do którego jest się pewnym iż powróci do kraju). To buduje obraz człowieka dwulivowego, bezwzględnego i pozbawionego wszelkich skrupółów, który był gotów zabić dla partii; a zabić człowieka w tamtym czasie można było na wiele sposobów, nie biorąc słowa dosłownie. Życie Kaczyńskiego bez wątpienia musiało wpłynąć negatywnie na rozwój młodego Jarosława.
Kazdy kto zna historie Polski wie ze otrzymanie dobrej pracy i mieszkania ,zwlaszcza w Warszawie,wiazalo sie z ze wspolpraca z UB. To jest fakt niepodwazalny. Nie wymaga zadnych komentarzy.
Fragment przeczytałem, ale jest w nim dużo domysłów i mało dowodów. Może w książce będa odnośniki do źródeł.
Dlatego liczni przeciwnicy Kaczyńskiego spekulują na temat niezadowolenia ojca z syna. Powraca pytanie: czy Rajmund Kaczyński bał się, że jego starszy syn bliźniak jest homoseksualistą?
Ja jednak tego pytania nie postawię.
XD
Świetnie się czyta. Stawiane pytania mają duży sens, szczególnie gdy osadzi się je w narodowo-katolickiej narracji, którą serwuje partia Jarosława Kaczyńskiego. Aby tę w gruncie rzeczy prokremlowską opowieść ocenić na poziomie faktów, warto przeczytać też książkę „To jest Wojna” K. Suchanow. Wtedy ta krucjata, którą prowadzi Prezes przeciwko kobietom, LGBT, Sądom, Unii będzie bardziej oczywista. Książkę Tomasza Piątka o powiązaniach szefa obecnej władzy z Kremlem (chcące lub niechcące) warto też poznawać z punktu widzenia analizy życia Antoniego Macierewicza (odsyłam do „Macierewicz i jego tajemnice”), bo to kolejny element tej układanki, których jest już zbyt dużo, aby można je było przykryć pseudopatriotyzmem i głośnymi modlitwami. Faktyczna Targowica 2.0 rządzi Polską od 7 lat.
Skoro mamy niepodważalne fakty na tacy. Skoro wykonano tytaniczną pracę, by łuski mogły spaść z oczu, to dlaczego się nieupublicznia? Dlaczego codziennie nie wycieramy mu gęby ubeckim życiorysem? Krew się gotuje, bo pozwalamy kanaliom pisać swoją historie. Pozwalamy by kanalie nami rządziły. Obłęd 22.
Świetna robota, gratulacje dla autora.
Chętnie przeczytam całość 🙂
To powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich. Jak można popierać taką kanalię? I jeszcze prezesa Jarosława patriotą i wielkim Polakiem nazywać…
Świetny tekst. Przeczytałem jednym tchem. Taka potrzeba dziejowa jest żeby na każdym kroku ujawniać niewygodne fakty z życia Kaczyńskich. Z lodówki niech wychodzi. Do skutku.. Pozdrawiam Pana Tomasza.
Czytam tylko fragmenty, chętnie bym ją przeczytała, ale brak środków na zakup, to boli, gdy nie można przeczytać tak świetnej pozycji I nie tylko tej, proszę pisać dalej, to jest potrzebna wiedza. Pozdrawiam
Słyszałem kiedyś taką historię o młodych Kaczyńskich i ich sąsiadach, też dzieciakach, którym wpadła piłka do ogrodzonego ogródka na tyłach kamienicy, gdzie mieszkali Kaczyńscy. Długo jej nie oddawali, a jak oddali, to ponoć pociętą, czy przebitą. A generalnie to rzeczywiście podobno bawili się sami w tym przydomowym ogródku. To oczywiście być może jedna z legend miejskich pasująca do charakteru J. Kaczyńskiego, ale kto wie. Mnie bardziej by interesowały jego perturbacje edukacyjne. Dlaczego wylatywał ze szkół, jak matka czy ktoś inny załatwili mu tę maturę ( oczym sam mówił), etc…
a reszta to już nasza rzeczywistość..
Jestem ostatnia osobą chyba,która broniłaby kogokolwiek od Kaczyńskich, ale ten zacytowany fragment to zlep domysłów z dywagacjami, podawanie faktów z ich oceną, ale znowu na zasadzie domysłów. Nie będę tu analizował domysłów, bo to w końcu nie są fakty. Jeden przykład: autor pisze: o legalizacji Rajmunda.. W jednym momencie pisze o ” ewentualnej” legalizacji , potem stwierdza, że Rajmund legalizację MUSIAŁ PRZEJŚĆ. Podac definicję slowa ” ewentualny” ze SJP PWN , czy sami znajdziecie? Skoro jednak musiał przejść legalizację, to jak mozna pisac o niej, że przypuszczalnie ja przeszedł.
Ten fragment nie przekona mnie do książki.
pzdr