Dziękuję!

Dziś krótko – było pięknie. Słychać owe słowa z milionów ust, ale nigdy nie staną się trywialne, bo otwierają przed społeczeństwem i nadzieję, i wrota do świata, w którym człowiek jest człowiekiem.

Donald Tusk, składając swoje ślubowanie, powiedział coś, na co wszyscy czekają. Obiecał rozliczenie. Dodał jednak słowa o zadośćuczynieniu krzywdom i pojednaniu – w rodzinach i społecznościach. Odniosłam wrażenie, że podobne treści, pełne szlachetnej miłości bliźniego, każdej niedzieli powinny zawierać się w tak zwanych homiliach, głoszonych z ambon niezliczonej ilości polskich kościołów. Nie uczestniczę w podobnych praktykach, więc nie wiem, czy można je usłyszeć. Ktoś wie? Sądząc bowiem po reakcji tych, którzy, jako katolicy, uważają się za największych patriotów i najwspanialsze dobro tego świata, od lat nikt tam podobnych słów nie używał. Albo mówił zbyt cicho…

Dziękuję wszystkim, którzy stworzyli marsz. Uczestnikom z bliska i daleka, organizatorom, wszelkim służbom, które nie przeszkadzały (co zwykły były czynić wcześniej), a nawet pomagały. Droga do zwycięstwa, dotąd wąska i kamienista, rozrosła się 4 czerwca w wygodną szosę, otwierając przestrzeń, w której do wyborów zbudujemy wspólnie autostradę. Ludzie dojrzeli cel i zrozumieli, że mogą go osiągnąć. 

Teraz trzeba tylko pracować, aby autostrada była jak najszersza. Każdy na swoim podwórku, w miarę możliwości, za to zdecydowanie i bez ustanku.

Zacznę zatem nowy dzień, tydzień, miesiąc – od położenia mojego kawałka nawierzchni. I znów zwrócę się do trzeciodrogowców. Otóż, mili moi, wbrew zapewnieniom swojego lidera, wyborów – sami czy z koalicjantem – nie wygracie. Większość ludzi ma chwilowo dość eksperymentowania i choćby nie wiem, jak pięknie o tej odnodze opowiadać, nie pójdą nią, przynajmniej do czasu ustabilizowania jej gruntu. Krótko mówiąc – rządzić nie będziecie. Być może jest wam obojętne, kto ster władzy uchwyci, skoro już wygracie parę krzeseł w parlamencie, ale – dla własnego dobra – nie powinno. Jeśli bowiem wygra opozycja, za jakiś czas – o czym pisałam wcześniej – wiele oczu na tę waszą wyimaginowaną dziś ścieżkę spojrzy łaskawszym okiem. Będzie demokracja, więc nic im nie stanie na przeszkodzie. I wtedy może nawet pokażecie nam, naiwnym, jak wielką macie rację. Wiecie, co? Nawet wam tego życzę.

Jeśli jednak – między innymi przez wasz głupi obecny upór – PiS zostanie u władzy, wyborów może już nie być. A jeśli, dla zachowania śmiesznych pozorów, wzorem autokratów zostaną zorganizowane, przypomnę niektórym (inni może usłyszą o tym po raz pierwszy), jak wyglądają wybory w takim właśnie układzie. Mieliśmy ich bez liku… Moje pokolenie pamięta.

Otóż, kochani, będą dwie kartki. Na jednej logo i dumne litery, głoszące nazwę partii (jednej, ma się rozumieć), a na drugiej nazwiska osób, które będą zasiadać w sejmie następnej kadencji. Wszyscy, oczywiście, członkowie jednej, wszechpotężnej, partii. Brak kabin do skreślania; są zbędne, bo niczego skreślać nie potrzeba. Nawet jest zakaz. Obie kartki wrzuca się do urny i można iść na lody.

Frekwencja będzie znakomita, prawie stuprocentowa. Prawie, bo pełna setka mogłaby zostać odebrana jako niewiarygodna. Że co, że nikt was nie zmusi? Fakt, siłą nikogo doprowadzać nie będą. Po co? Sami pójdziecie. Bo jeśli jedynie słuszne władze nie znajdą waszego podpisu na liście lokalu wyborczego, to… Nie, za kratki tak od razu nie wsadzą, wszak to najlepsza władza świata, ale… Dziecko nie zostanie dopuszczone do matury albo wyleci ze studiów, bo nikomu nie są potrzebni wykształceni wywrotowcy. W pracy szef nagle zrobi się chłodny. Potem zabraknie na waszych kontach należnej premii; awans przejdzie bokiem albo wręcz okaże się, że już nikt waszych usług nie potrzebuje. Za starych czasów robotę można było znaleźć, najgorszą, ale płatną, bo praca była obowiązkiem. Teraz nikt nie będzie nadstawiał karku, aby wasze dzieci nie umarły z głodu.

Jeśli złożycie samokrytykę, odpowiednio okraszoną partyjną nowomową, pokajacie się szczerze i zaczniecie donosić na innych, może wam wybaczą. Może. Komunistom czasem się zdarzało, ale obecna mafia nie zna podobnych pojęć. Wierzcie mi, ciężko tak żyć. Dobrze to pamiętam.

Naprawdę chcecie skosztować tego kwasu? Bo przecież trudno sobie wyobrazić, że z radością patrzycie, jak partia-matka wchłania wasz wymuskany, ideologiczny pomysł, odsyła w niebyt wasze marzenie, a was samych traktuje jako swych kolejnych wyznawców. Tak, to się nie mieści w głowie. Czy mieści?

Jeśli potraficie sobie to przedstawić, poczekajcie ze skrętem w trzecią drogę, aż do dnia, w którym ów manewr będzie naprawdę bezpieczny. Jeśli dożyję – kto wie, może pójdę z wami… Dziś jednak wyłącznie Donald Tusk jest w stanie przywrócić nam normalność. Możliwość wyboru na przyszłość. Uśmiech na twarze. Zgodę w rodzinach.

I aż się dziwię, że wciąż tego nie dostrzegacie.

Anna Kupczak   @DemosKratos55

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *