W czwartej odsłonie tropienia reżyserskich wpadek wynikających z braku zrozumienia kontekstów fabularnych obecnych w powieści, zajmę się szalenie ciekawym elementem, jakim są atrybuty władzy. W tym aspekcie twórcy filmowi popełnili błąd dwukrotnie, ale jeden z przykładów jest szczególnie spektakularny i jasno dowodzi, że piszący te słowa ma rację, a w gronie specjalistów pracujących przy ekranizacji nie znalazł się nikt, kto by wyczuł intencje Tolkiena.
Na początek spójrzmy na „przywitanie” wędrowców w Edoras, o którym już pisałem i jeszcze będę do tego wątku wracał. Dodam, że cały epizod związany z uzdrowieniem Théodena jest według mnie najsłabszym fragmentem całego filmu. Przed bramą Złotego Dworu, Hama nakazuje przybyszom oddać broń i tu reżyser zaserwował widzom scenę rodem z filmów akcji, w których najważniejsza zdaje się ilość posiadanej broni, a nie jej jakość. Oddają więc elementy uzbrojenia (prawie jak scena na plaży w filmie „Commando”, oglądana od tyłu), co czyni również Aragorn i to zupełnie beztrosko, nie wypowiadając przy tym żadnego słowa. Tymczasem w powieści wzdragał się na samą myśl o rozstaniu ze swoim mieczem, a gdy zdecydował się go oddać, powiedział, że każdy kto go dotknie, padnie trupem. Być może ten nietakt fabularny wynika z tego, iż wedle Petera Jacksona nie był to jeszcze Andúril. Jest wysoce prawdopodobne, że ze zwykłym mieczem Obieżyświat nie miałby takich problemów. Z uwagi na to zastrzeżenie uznać należy, iż nie mamy do czynienia z błędem samym w sobie, lecz konsekwencją wcześniejszego (i późniejszego) nieporozumienia, jakim było nieprzekucie Narsila przed wyruszeniem na wyprawę i przekucie go dopiero na prośbę Arweny przed wstąpieniem na Ścieżkę Umarłych.
Na dwa skandaliczne wręcz uchybienia widz musi patrzeć podczas rozmowy przy bramie Morannon, tuż przed ostatnią bitwą. Pierwsze nie ma związku z atrybutami władzy, ale muszę o tym napisać, choć najprawdopodobniej wyczuł to każdy widz. Zupełnie niestosowne było zachowanie Aragorna, który ściął głowę Ust Saurona. Niepoprawność obyczajowa tego zdarzenia jest tak oczywista, że nie muszę jej komentować. Zupełnie nieważne jest tutaj, że rozmawiał z wiarołomcą. Sam był człowiekiem honoru i na pewno tak by nie uczynił. Warto dodać, że w powieści Aragorn nie odezwał się słowem, a tylko spojrzał na emisariusza, który cofnął się z przestrachem.
Nieco wcześniej, rzecznik Saurona chciał pokazać pogardę przybyszom, a szczególnie Aragornowi i powiedział, że „nie wystarczy przypiąć sobie szkiełko elfów i otoczyć się zbrojną hałastrą”, aby uchodzić za króla. Sauron ugodził bardzo celnie, czego nie można powiedzieć o Jacksonie, gdyż w jego ujęciu do mienienia się królem „nie wystarczy złamane elfickie ostrze”. Po pierwsze jest to błąd w samej narracji zbudowanej przez scenarzystów i przeczy wcześniejszym scenom związanym z mieczem. To dzięki Andúrilowi Aragorn okiełznał króla nieumarłych podczas przejścia przez Ścieżki Umarłych, a następnie zmusił Saurona do wysłania armii przez Czarną Bramę. Wszak najpierw za pomocą palantíru pokazał Wrogowi swoją twarz, a później przekuty Narsil. I przede wszystkim zapewniam, że wystarczy złamane elfickie ostrze, by uchodzić za króla. Andúrila nie mógł nosić nikt inny, leżał w Rivendell niemal trzy tysiąclecia i czekał na prawowitego potomka królów. Pamiętajmy: Każdy, kto go dotknie, padnie trupem. To nie byle ostrze, którym może walczyć każdy chłystek. Współcześnie każdy wie, jak wygląda prezydent, natomiast dawniej każdy wiedział, jak wyglądają szaty królewskie i insygnia władcy. Starożytne kroniki roją się od przykładów, gdy zagrożony władca odrzuca strój, aby uciec nierozpoznanym. Ostatni władca Bizancjum w obliczu porażki zrzucił z siebie insygnia i ruszył w bój. Ciała nigdy nie odnaleziono, bo nikt go nie mógł poznać bez atrybutów. Każdy Polak wie, że najważniejszym mieczem w kraju jest Szczerbiec. Nikogo nie obchodzi, że cios Bolesława Chrobrego w kijowską Złotą Bramę nie mógł mieć miejsca (zarówno brama, jak i miecz są znacznie młodsze, a Szczerbiec nie jest mieczem bitewnym lecz ceremonialnym), ważna jest tylko starożytna pamiątka dynastyczna.
Pamiętamy, że Aragorn przedstawiając się Éomerowi wyjął miecz, zrobił to również w Bree, gdy Narsil wciąż był złamany. Pośród oznak królewskich mieczowi przypadało jedno z pocześniejszych miejsc w całej ideologii dynastycznej. Wręczenie miecza elektowi funkcjonowało we wszystkich tradycjach koronacyjnych. Miecz potwierdzał tożsamość jego posiadacza, jak choćby Tezeusza w żywocie spisanym przez Plutarcha. Miecz również dawał prawa do sukcesji, jak w przypadku Hagena, który podczas spotkania z Krymhildą ostentacyjnie oparł miecz o kolano, a był to Balmung, oręż zabitego Zygfryda. Już na koniec wrócę do Szczerbca, który został zabrany na Węgry przez Ludwika Wielkiego (u nas to tylko Ludwik Andegaweński), ponieważ władca obawiał się, że po jego wyjeździe Polacy znajdą nowego kandydata na króla, a bez miecza koronacyjnego byli w pewnym sensie bezradni. Ten sam Szczerbiec, w przededniu II wojny Światowej został wywieziony do odległej Kanady. Państwo może spłonąć, ale miecz koronacyjny nie, gdyż przy jego pomocy państwo da się wskrzesić. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: złamane elfickie ostrze wystarczy, by mienić się królem.
C.D.N