– Halo!
– Czemu nie odbierasz, jak do ciebie dzwonię?
– Przecież odebrałam.
– Za trzecim razem!
– Wiesz, mam taką dziwną przypadłość: nie biorę ze sobą telefonu, gdy idę do kibla.
– A powinnaś. Możesz przegapić coś ważnego.
– W kilka minut? Ja pamiętam czasy, gdy najciekawsze teksty ukazywały się w miesięcznikach… Przemyślane, bezbłędne, pisane piękną polszczyzną. Dziś już nikt na to uwagi nie zwraca. Liczy się sensacja i ilość lajków, choć kilka godzin później nikt nie pamięta, co właściwie zalajkował. I to mu zresztą na zdrowie wychodzi, bo brak sensu w magazynowaniu bzdetów w głowie.
– Dobra, dobra. Przecież ja też to pamiętam, jestem starsza od ciebie. Ale lubię także wszelkie nowinki, nie wyłączając technicznych. I mam właśnie bombę dla ciebie. Olka przerzuciła się na żółtych.
– Co?
– Właśnie! Tyle pracy na nic… Siostra nam odleciała.
– Powiedz, że wciskasz mi kit. Powiedz, że robisz sobie jaja, żeby mnie zdenerwować, jak wtedy, w dzieciństwie. Powiedz mi natychmiast, że ta bomba ma zardzewiały zapalnik!
– Chciałabym. Właśnie ode mnie wyszła. Pod tak wysokie niebiosa wyniosła kaznodzieję, że zapomniałam języka w gębie. Aż się zapluła od zachwytów.
– Trzeba było złapać za dupę i ściągnąć z powrotem na ziemię. Jeszcze nam tego brakowało, żebyśmy we własnym gronie waliły się po gębach antagonizmami. Przecież każdy głos na owego sobiepanka to realne zagrożenie dla demokracji i widmo dalszych lat pod butem kłamców i purpuratów. Zwłaszcza teraz, gdy jawnie wypiął się na jedną listę opozycyjną, a przynajmniej taką, której on nie będzie liderem.
– Myślisz, że nie próbowałam? Ona twierdzi, że mamy rację co do jej braku zdecydowania, ale żadne nasze argumenty nie przekonały jej do kogoś, kto zostawił kraj na pastwę losu, aby robić karierę. Zbyt boleśnie odczuła podobną zdradę ze strony byłego męża. Siedzi to w niej jak zadra i musi szukać innych rozwiązań. Wciąż będzie walczyć, ale pod innym szyldem.
– Aż mi się wyrywają bluzgi parszywe…
– Śmiało, ja sklęłam ją prosto w twarz.
– Dlaczego ona robi tak głupie porównania? Jeden zostawił okręt w rozkwicie, do którego sam doprowadził, a drugi popchnął jeszcze ten tonący, zostawiając żonę z dziećmi, aby łaskotać swoje ego. Czy ona tego nie widzi?
– Ba… Tak to wygląda od naszej strony. Zewnętrznej. Tam, w środku, pewnie bardziej cuchnie.
– Powiedziałaś jej, że to kukułcze jajo rządzących albo koń trojański kleru?
– Czego ja jej nie powiedziałam! W przypływie nagłej frustracji rzucałam nawet budową anatomiczną kobiet.
– ???
– No, jako wstęp, aby tamtego w żółci choć trochę jej zohydzić.
-Wciąż nie…
– Och, strasznie dziś wolno jarzysz. Znasz przecież proces powstawania życia. Gdzie się odbywa? W narządach rodnych. A gdzie te narządy? Między jelitem i pęcherzem moczowym. Tak mnie wkurzyła, że nie przebierałam w skojarzeniach. Wykrzyczałam jej w twarz, iż ten koleś powstawał, gdy matka miała biegunkę i zapalenie dróg moczowych, a ojciec był na bani.
– Fuj…
– Właśnie. A jej to nie ruszyło! On tak pięknie mówi. I ma takich fajnych ludzi w sztabach. Jakby nie mogła zrozumieć, o co nam właściwie chodzi. Przecież to też opozycja, cele te same, tylko lider inny.
– Kaznodzieja, to pięknie mówi. Bez treści, za to kwieciście. Naprawdę dała się złapać na jego butne, narcystyczne homilie polityczne? Myślałam, że naszej siostrze nie brakuje inteligencji. Wystarczyłaby wszak jej odrobinka, aby zobaczyć, że na żółtej stronie walczą o siebie, a kraj i ludzi mają gdzieś. Oni wcale nie chcą detronizować obecnych władców. Szukają wygodnych stołków wokół tronu. Gdyby było inaczej, wiedzieliby, że tylko jedna lista może wygrać i przywrócić demokrację.
– Olka twierdzi, że oni nie chcą z nikim walczyć. Patrzą w przyszłość. I ją mają na uwadze.
– Stara wariatka się na to łapie? Przecież w przyszłości, którą zakłada ich logo, będzie miała dobrze ponad sto lat. Jeśli dożyje. A co do tej pory? Ani jedno z jej wnucząt nie zostało w kraju, bo po grdykę urósł im ucisk polityczno-kościelny. Wrócą, bo jakiś kaznodzieja obiecuje gruszki na wierzbie? Ja mam jakąś dziwną, diabelską pewność, że po wyborach wejdą w koalicję, ale nie z nami. Mentalnie bliżej im do tamtych. A i pecunia non olet. Kto wie, co planują. Mamy błazna w pałacu, może zastąpi go kaznodzieja? Będzie grzeczny, tak, jak tamten; podpisze, co każą, a i intelektem niewiele obaj się różnią.
– Powiedziała mi jeszcze, że to my rozbijamy jedność na opozycji, bo nie chcemy się z nimi dogadać, tylko ciągle krytykujemy ich posunięcia.
– My! To my nie chcemy wspólnej listy? My głosujemy wbrew ustaleniom, wbijając reszcie nóż w plecy, tylko po to, aby zaistnieć w mediach? My bez przerwy i we wszystkich mediach depczemy po opozycji, aby siebie wywyższyć? Może to my powinniśmy pokłonić się jaśnie żółtemu panu i obiecać mu najwyższy stołek po wygranej?
– O to samo zapytałam. A ona na to: właściwie dlaczego nie? Byłby tak samo dobrym premierem, jak tamten, a może nawet i lepszym.
– Kurwa! Ja pierdolę!
– Długo wytrzymałaś. Ja jej puszczałam wiązanki znacznie wcześniej.
– Tyle lat nie głosowała. Namęczyłyśmy się setnie, próbując ją do tego nakłonić, a ona nam taki numer wywija.
– No. Najpierw miałyśmy rodzinne zgrzyty w zderzeniach strony prawej z resztą. Ledwo co teren udało się oczyścić, a tu wciska nam się w byt wojna z żółcią.
– Muszę pogadać z Olką.
– Powodzenia. Ale ja odradziłabym ci taki krok. Myśl o swoim schorowanym sercu.
– Trudno uwierzyć… Przecież nikt jej nie każe kochać jedynego człowieka, który jest w stanie przywrócić nam demokrację. Wystarczy odrobina logicznego myślenia. Jak już pozbędziemy się obu mafii, będzie mogła go rozliczyć. On nie ucieknie od tego, w przeciwieństwie do innych.
– Zastanawiałam się kiedyś, dlaczego oni sobie tyle żółtego koloru leją na wizerunek. Dziś doszłam do pewnego wniosku. Wódz nad wodze uwielbia traktować goryczą wszystkich wokół i patrzeć, jak ich żółć zalewa. Trudno o lepszy symbol dla kukułczego jaja.
– Tak, masz rację. Coraz bardziej oddala nam się perspektywa doczekania, po raz drugi zresztą, wolnego kraju. Od ośmiu prawie lat zalewa nas gnój, teraz jeszcze utoniemy w żółci. My bez obfitego rozlewu krwi niczego dla siebie ugrać nie potrafimy. Muszę wziąć nitroglicerynę. Teraz już wiesz, czemu nie biorę telefonu do kibla? Przynajmniej tam chcę mieć spokój…
Anna Kupczak @DemosKratos55