“Złowoce”

Ciemnogrodu dzień powszedni (33)

„Złowoce”

            ● nienawiść;

            ● zakłamanie plus;

            ● eskapizm minus;

            ● uległa rezygnacja;

            ● patoprywatność.

                                                                       ⁂

            Na nic złorzeczenia i celne riposty, pouczenia też nic nie pomogą. Kto raz uznał się za lepszego, ten na lepsze się nie zmieni, bo po co? Temu dobrze służy pedagogika antywstydu, czyli utwierdzanie poddawanej jej publiczności w tym, że są lepszym sortem. Wzbudzanie jednocześnie pogardy wobec tych, którzy mają czelność mieć pogląd inny, a więc są odstępcami, czyli po prostu zdrajcami, z tymi zaś się nie dyskutuje – ich się powinno… wieszać. Oto pierwszy „złowoc” – nienawiść.

            Drugim jest zakłamanie plus, w którym konieczne jest lakiernictwo, laurki i lukrowanie rzeczywistości, co gorsza i niestety, jest ono uprawiane nie tylko przez media partyjno-rządowe. Oburzające jawną już obojętnością wobec gwałcenia praworządności i procedur głosy dziennikarzy z tzw. „wolnych mediów”, dowodzą, że etos dziennikarski (że o inteligenckim nie wspomnę) jest im obcy. Czy jednak zaskakuje taka ich postawa? Raczej tylko potwierdza, że oderwanie od realiów dotyczy nie tylko rządzących polityków, lecz również tych, którym pojęcie „czwartej władzy” uderzyło do głowy.

            Zakłamanie to nałóg, z którego trudno się wyzwolić, gdyż by to oznaczało zanegowanie wielu swoich tez, tekstów i wystąpień, a potocznie mówiąc: połknięcie własnego języka. Nie trzeba być osobą publiczną, aby mieć z tym kłopot. Zakłamanie czy wręcz samozakłamanie jest nader podstępną chorobą psychiczną, to trąd duszy.

            Nikt nie przyjmuje od razu wielkiego, totalnego kłamstwa, a już na pewno kłamstw pakietu. Zaczyna się od podważania drobnych faktów, od wątpliwości coraz bardziej zasadniczych, aż nagle następuje przemiana w wyznawcę teorii spiskowej, akceptacja nowej wiary wszelkich dogmatów – ich wewnętrzna sprzeczność bądź absurdalność nie ma znaczenia, tak samo jak w przypadku religii instytucjonalnej, raczej uznaje się to za bogactwo interpretacyjne.

            Zakłamanie jest złą wolą ukrytą pod maską odkrycia oświeconej prawdy.

            W obecnym świecie fakty nie są już bezsporne, postprawda sprawia, iż każdy fakt staje się polem do ocen dowolnych, a nawet fantazji popisów. Fakty straciły moc rozstrzygającą. Nie sposób się porozumieć z kimś, kto widzi wszystko inaczej, na opak – tym samym uważa, że odrzucający bądź podważający jego wizję są ludźmi zmanipulowanymi albo właśnie zakłamanymi. Zgoda panuje co do niezgody.

            Trzeci „złowoc” to eskapizm minus – wyjątkowo zgniły owoc. O zwykłym eskapizmie mógłbym nawet chętnie powiedzieć parę słów pozytywnych, zwłaszcza gdyby okoliczności obecne były innej natury. Nie potępiałbym świadomej emigracji wewnętrznej, tym razem jednak jest to – ślepy by nie dostrzegł – nawet nie oportunizm, konformizm, zaniechanie wszelkiego oporu, ale umyślne zawężanie horyzontu poznawczego. Ucieczka nie w prywatność, nie w krainę wyimaginowaną lub hobby – tylko prymitywne odcięcie się współczesności, jakiś fatalizm niskiej kategorii.

            Tak dochodzimy do czwartego „złowocu”, czyli pasywności. Mitem jest, że partia rządząca czyni wszystko, aby zmobilizować swój elektorat. Owszem, odbywają się wiece PiS-u, ale są one przeznaczone wyłącznie dla członków partii, a frekwencję robią ludzie wynajęci, dowożeni każdorazowo na miejsce wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. To nie muszą być działacze, to nawet zwykle nie są sympatycy – są to po prostu klakierzy.

            Celem bowiem jest zniechęcenie do udziału w polityce jak największej liczby osób. Kto głosuje, ten może wybrać, więc lepiej, żeby w głosowaniu udział wzięli wyłącznie przekonani, zdyscyplinowani. Wszelkie zaangażowanie społeczne zagraża monowładzy układu Kaczyńskiego i Ziobry, ponieważ jest poza kontrolą. Ludzi tedy nie tyle chce się angażować, co degażować, skłaniać do siedzenia w domu, najlepiej przed telewizorem, z którego płynie jedynie słuszny przekaz propagandowy. Żeby przynajmniej nie przeszkadzali, jeśli jeszcze nie popierają…

            Pasywność wyborcza przekłada się na pasywność w każdym aspekcie politycznego działania, które wymaga osobistego, fizycznego udziału.

            Mądrym można być w każdych warunkach, lecz odważnym jest się wyłącznie wtedy, kiedy odwaga jest droga i coraz bardziej drożeje. Mieć jednocześnie dwa w jednym w czasie marnym, czyli mądrość i odwagę, jest niezmiernie trudno.

            Zbyt powierzchownie, a zatem w konsekwencji zbyt łagodnie ocenialiśmy większość tego, co zaczęło się w Polsce po wyborach roku 2015.

            Czy byliśmy głupi? Czy byliśmy naiwni? Czyśmy byli głupi i naiwni? Nie! Przede wszystkim byliśmy normalni. Aż do poczciwości normalni, ufni w siłę państwa demokratycznego instytucji, które są okrzepłe i mają należyte bezpieczniki zamontowane. Bo też i mają, ale przecież żaden bezpiecznik nie oprze się siekierze czy młotowi, że o dynamicie się nie wspomni.

            I jeszcze jedno, co zakrawa na smutny paradoks: pierwsze protesty przeciwko bezprawiu, te z czasów KOD-u, były zbyt… wielkie. Przedwcześnie zbyt intensywne, acz w gruncie rzeczy nader nieśmiałe w swej treści, i dlatego między innymi (pomińmy znane kwestie dodatkowe, które zniszczyły ten ruch) wypaliły się bez większego sukcesu, choć nadal są pewnym punktem odniesienia, no i nauczką na przyszłość. Wbrew pozorom nie była to całkowita klapa, ponieważ poznaliśmy własny potencjał, który wszelako został uśpiony – na jak długo, nie wiadomo, ponieważ każda odtąd mobilizacja niosła za sobą coraz bardziej dojmujące zniechęcenie i rozczarowanie. Z drugiej strony nie było przestrzeni do kontynuacji, cóż dopiero eskalacji, bo organizacyjnie wszystko zaczęło się rozłazić. Nie za sprawą braku liderów; przywództwo buntu wyłania się w jego toku, nikt nie jest z góry namaszczony na lidera i swoją charyzmę może sobie schować do kieszeni, jeśli nie ma okazji ujawnić się przed poruszonymi tłumami. Lecz tłumów nie ma… Kontestacja nie jest dziś sexy.

            Brak aktywnej i gniewnej młodzieży jest czymś zdumiewającym i strasznym. Odnoszę wrażenie, że spór o przyszłość Polski w XXI wieku toczy się praktycznie wyłącznie między ludźmi i wśród ludzi urodzonych w wieku XX (wręcz głęboko w XX stuleciu), a gdzieś obok, z dala od nastolatków i dwudziestolatków nawet, czyli tych ludzi, których dotyczyć będzie owego sporu rezultat najbardziej oraz w najdłuższej perspektywie czasowej.

            To wręcz niepojęta obojętność, którą nazwę brakiem wyobraźni, ba, głupotą. Czy to jest pokolenie tumiwisizmu, apatii, ospałości? Potulnych aż do bólu domatorów?

            I oto ostatni – o którym chciałem teraz napisać – „złowoc”. „Złowoc” złej edukacji obywatelskiej nie tylko w szkole, ale przede wszystkim w domu rodzinnym. Domowość, prywatność sama w sobie nie jest niczym zdrożnym, rozsmakowanie się w życiu intymnym, zamiłowanie do rodzinności może dać poczucie szczęścia. Tyle że zauważam z jednej strony apolityczność, a drugiej bezustanny, ekshibicjonistyczny samogwałt: patrzcie na mnie!

            Przymrużenie oczu na otaczający świat, który za sprawą prawie autokratycznej władzy, tudzież wojny u granic, staje się areną groźnych zdarzeń – doprowadzić może do tragedii, której winni będą wszyscy obojętni.

ROBERT PAŚNICKI

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *