Wybory 2015

Tekst Piotra Pachowicza

Miniaturowy megaloman z Żoliborza sieje kolejną niezgodę, opowiadając brednie o rzekomych nieprawidłowościach, które miały mieć miejsce w komisjach wyborczych. Wtóruje mu, między innymi, jedna z najbardziej ohydnych kobiet w polskiej polityce, czyli Elżbieta Witek.

Kilka razy brałem udział w pracach komisji wyborczych, co najmniej raz byłem wiceprzewodniczącym komisji i widziałem z bliska ich pracę, podejście ludzi, kontrolowanie działalności komisji przez pisowców.

Otóż Jarosław Kaczyński wmawia swoim wyznawcom coś, o czym nie mają pojęcia, i istnieje niebezpieczeństwo, że jak zwykle jego brednie bezrefleksyjnie, bez próby jakiejkolwiek weryfikacji, zostaną przyjęte na WIARĘ. Bo elektorat pis wierzy i nie analizuje.

Pierwszy fakt: w pracach komisji wyborczych zawsze uczestniczyły osoby wskazane lub popierane przez różne partie polityczne. Ludzie pracujący w komisji zawsze patrzyli sobie na ręce, ponieważ trudno, żeby osoby “z nadania” PiS, PSL, PO czy SLD nie robiły tego. Ale dobrze, członkowie komisji mogli się zaprzyjaźnić w kilka godzin i uknuć spisek przeciwko PiS. Zawsze lubiłem Archiwum X, tylko bez przesady…

Drugi fakt: jakiś pisowiec przysłał mi kiedyś do komisji swojego nadzorcę. Sfotografował on długopisy, milimetrową szczelinę między pokrywą urny a jej dolną częścią, stół komisji, ogólny widok pomieszczenia; oglądał zdjęcia i liczył na jakiś efekt, na wrażenie, jakie wywrze na członkach komisji. Poza pobłażliwymi uśmiechami niczego więcej nie wywołał. Ale pewnie taka była jego rola.

Kiedy nadszedł czas liczenia, nadzorca wysunięty z ramienia na czoło mocno się uaktywnił. Biegał wokół nas, przyglądał się każdemu ruchowi, robił na przemian groźne i zdziwione miny. Ale pewnie taka była jego rola.

Piszę już protokół z przebiegu prac, a tu nadzorca wyskakuje z problemem, oświadczając, iż liczenie odbyło się niezgodnie z przepisami, i podsuwa mi pod nos zbiór obowiązujących zasad. Jednocześnie nadzorca wysunięty z ramienia na czoło niemal wykrzykuje mi, że “tu stoi napisane: wszyscy muszą być obecni podczas liczenia głosów i w ogóle będzie protest, i wezwie policję, bo nie wszyscy byli obecni”. Szybko przypominam sobie przebieg wydarzeń, po czym dochodzę do wniosku, że wszyscy na pewno byli obecni. Na to nadzorca wysunięty z ramienia na czoło podsuwa mi zdjęcie. Na nim wszyscy klęczą lub siedzą i liczą głosy. Ponieważ kart było sporo, uformowały się dwie grupy, ślęczące nad kartami wysypanymi z urny, ale siedzące lub klęczące na podłodze, zwrócone do siebie częściowo plecami. Nadzorca triumfuje, że “ustawa, konstytucja, policja i w ogóle”. Biorę w dłonie aparat nadzorcy, oglądam zdjęcie i pytam, czy jego zdaniem wszyscy członkowie komisji są widoczni w kadrze. Kiedy potwierdza, proszę, żeby znalazł mi artykuł, który nie dopuszcza, by członkowie siedzieli do siebie plecami, bo widok na zdjęciu wypełnia wymogi przepisu, podsuwanego przed nos. Kiedy wszyscy członkowie komisji wybuchnęli śmiechem (przez chwilę przecież powiało grozą), nadzorca ucichł, coś wystukał w telefonie, coś tam przeczytał i już się nie odezwał.

Kiedy wychodził już z nami z budynku Urzędu Miasta w Pile, po oddaniu kartonów z kartami oraz protokołów, uśmiechnął się i machnął ręką.

Trzeci fakt: po powrocie do domu dowiedziałem się, że exit polls dawały Dudzie wygraną. Właśnie o tym nadzorca wysunięty z ramienia na czoło musiał przeczytać w jakiejś wiadomości otrzymanej na telefon i zapewne dlatego odpuścił szukanie dziury w całym.

Sądzę, że nawet w pis ludzie śmieją się z takich sytuacji. Bo tylko czyjaś paranoja z katastrofy może zrobić zamach, a z przegranych wyborów wybory sfałszowane. Ale skoro były wygrane, można było przestać szukać dowodów ich fałszowania.

Piotr Pachowicz

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *