Swojski zaduch

Ciemnogrodu dzień powszedni (25)

Swojski zaduch

            – Coś panu jest?

            – A nie jestem ciekawy.

*

            Pomówmy o tym, w czym swojski zaduch jest obcy kulturowo ludziom takim jak my, zwłaszcza w obecnej Polsce i dlaczego dla nas jego stężenie jest prawie dawką śmiertelną. Pomówmy jednak przede wszystkim o ludziach, którym z nim dobrze, którzy nim się upajają.

            Stare nowiny – to z pozoru tylko oksymoron – tymczasem są one tymi nowinami, które im do smaku przypadają najbardziej. Na tępych (nie będziemy udawać, jaką o nich mamy opinię, oni też walą prosto z mostu, co o nas myślą) nie potrzeba finezji propagandowych; ich przekona przekaz maksymalnie uproszczony, chamski i prostacki. Dlatego nie ma się co silić na oświecanie, nawracanie wielbicieli, wyznawców układu rządzącego, oni są niereformowalni. Co najwyżej zagłosują na innych, jeszcze bardziej populistycznych populistów i wręcz faszystów jawnych, bo tacy najzwyczajniej w świecie są i to się im podoba („branie za mordę, traktowanie z buta” i tym podobne pieszczoty).

*

            Dwóch było braci – Prometeusz i Epimeteusz. O Prometeuszu słyszeli wszyscy, natomiast Epimeteusz (co z greki tłumaczy się jako wstecz myślący, w odróżnienia od naprzód myślącego jego rodzonego brata) znany jest z tego, że był mężem swojej żony, której imię znaczy dar powszechny bądź wszechdar, a oryginalnie brzmi Pandora.

            Z puszki Pandory wyszły wszelkie nieszczęścia i biedy ludzkość trapiące – na naszą lokalną skalę takim nieszczęściem jest władza układu Kaczyńskiego. Osobliwa osobowość tego osobnika kształtuje obecną polityczną rzeczywistość Polski – to oczywista oczywistość.

            Wszelkie dewiacje ideologiczne, jak osławiony podręcznik do indoktrynacji uczniów (sHiT), inkwizytorskie zapędy ministra Czarnka i podległych mu oświaty kuratorów, którzy chyba woleliby być prokuratorami, mają na celu stworzenie nowego człowieka – ot, w dosłownie komunistycznym stylu objawili się specyficzni inżynierowie ludzkich dusz (acz nie pisarze, ile pisowcy) – a raczej nie tyle inżynierowie, co niezbyt lotne majsterklepki. Im się wydaje, że każdego da się przerobić na jedno kopyto wedle wytycznych z partyjnego Kremla, jeśli można tym epitetem określić siedzibę partii rządzącej ulokowaną przy ulicy Nowogrodzkiej, acz adekwatne by było nazwanie jej Ciemnogrodzką.

*

            Uwstecznienie, bo tym właśnie jest w istocie trwanie przy tak zwanej tradycji (czyli przypadkowej, dawno temu przyswojonej nowości), prowadzi do zachowania mózgu w stanie świeżości, ponieważ jest on praktycznie nie używany (poza automatyzmami, które radzą sobie bez woli świadomej) – zatem i bezkrytyczny.

            Naiwność nie jest święta (znany jest żart na jej temat Husa, nawet na stosie zachował on klasę!); naiwność oznacza defekt poznawczy, a nawet swoiste upośledzenie. Ciemnogrodzka naiwność jest specyficzna, ponieważ w zawody idzie z nieufnością. To pozorna sprzeczność. Naiwny przeważnie jest ten, kto nie posiada dostatecznej wiedzy w zetknięciu się z czymś sobie nieznanym. Nieufny jest ten, kto spotyka nieznane i napawa go to lękiem przez swoją… obcość kulturową. Nieufny naiwniak boi się, że da się nabrać, a jednocześnie sam siebie oszukuje. To jak ze słoniem i jego trąbą w ciemności – znana anegdota…

            Thomas Edward Lawrence (1888 – 1935), bardziej znany (zwłaszcza dzięki słynnemu filmowi) jako Lawrence z Arabii (proszę go nie mylić z D.H. Lawrencem, autorem skandalizującej w swoim czasie powieści Kochanek lady Chatterley), w Siedmiu filarach mądrości (wyd. oryg. 1926, wyd. pol. 1971) opisał Araba, który patrzył na zgrabnie naszkicowany swój portret i nie mógł się dopatrzyć w nim podobieństwa do siebie, no, może co najwyżej do… wielbłąda. Oto jest przykład na to, że niewiedza to w pierwszym rzędzie brak doświadczenia (Arabom prawodawca ich religii, prorok Mahomet, zakazał w imieniu Boga sporządzania wizerunków postaci) oraz styczności z czymś innym, z czymś spoza swoich pieleszy, spoza własnego smrodku lokalnego, co skutkuje sui generis kalectwem poznawczym, nieumiejętnością widzenia, ślepotą mimo wzroku.

            Nie jest to jedynie przypadek z czasów dawnych, acz jest dobitną egzemplifikacją tego, o czym rozmawiamy. Wszak możliwość poznawania świata jest obecnie dostępna nawet dla biednych – w Polsce internet nie jest poza zasięgiem (nie ma mowy o wykluczeniu cyfrowym, gdy ktoś ma wolę mu się przeciwstawić) i niech bajek nie opowiadają hipsterscy miłośnicy ludu, którzy nigdy nie byli w domu kogoś, kto ma dochody poniżej średniej krajowej. (Tu mi się przypomniał fragment książki Lecha Wałęsy Droga nadziei, gdzie jest zacytowana wypowiedź Lecha Kaczyńskiego, który odwiedzał robotników wybrzeża w ramach pomocy prawnej dla szykanowanych i zwalnianych z racji działalności w wolnych związkach. Otóż pan L. K. także przeżył i opisał szok kulturowy, jakiego doznał, ponieważ odwiedzane przezeń robotnicze mieszkanka były możliwie wyposażone, czyste i zadbane. Swoją drogą, jakie miał on wyobrażenie o tzw. klasie robotniczej? Miały to być meliny? Tyle dygresji).

*

            Ta niechęć, ów kuriozalny brak ciekawości, owo kołtuńskie zgnuśnienie jest zarówno przyczyną, jak i rezultatem naszej pokracznej historii. Historii państwa nie tyle bez stosów (to mit wyjątkowo kłamliwy), co bez sensu! Bowiem sensu nie ma państwo, w którym samozwańcza elita eksploatuje zasoby, jakimi powinni wspólnie dysponować wszyscy mieszkańcy. Oczywiście, nie jesteśmy na etapie jeszcze bardziej bezsensownych organizmów państwowych typu Korea Północna czy Rosja, czyli takich, które obywateli uważają za własność rządzących.

*

            Powiada się, że pozytywizm był reakcją na krwawą klęskę romantyzmu w ostatnim jego akcie, zrywie straceńczym, czyli powstaniu styczniowym. Naturalnie, nie będę z tym polemizował. Lecz praca u podstaw, owa myśl przewodnia pozytywizmu, zwłaszcza jeśli chodzi o edukację, pomijam bowiem aspekt gospodarczy – oznaczała nade wszystko kolejną próbę przewietrzenia swojskiego zaduchu (pierwszą próbą była epoka stanisławowska, potem także epopeja napoleońska); otwarcie się zatem na świat, aby nie był już więcej obcy kulturowo.

            Zresztą – co bardzo charakterystyczne i znamienne – wszystkie spisane przez stulecia i w wielu tomach w XIX, XX i XXI wieku opublikowane relacje cudzoziemców z odwiedzin w Rzeczpospolitej są dla niej jako państwowości po prostu druzgoczące, przerażające w wymowie (mimo często okazywanej sympatii) – to było terytorium obce kulturowo Europejczykom z Zachodu, Północy i Południa. Konsternacja i dramat miały początek od dróg – to znaczy od stwierdzenia ich braku w formie, do jakiej oni przywykli, porządnych i przejezdnych nie tylko latem…

*

            Zadajmy sobie zatem pytanie o obecność cywilizacji w Polsce? Czy poza jej potocznymi wytworami (sprzęty, urządzenia, auta) w ogóle odczuwamy potrzebę jej obecności, rozwoju, uczestnictwa w niej? Czy kontentować się będziemy jak zawsze rolą odbiorcy, dzikusa łasego na paciorki kolorowe?

            Uważam, że potrzebny jest nam mentalny przełom społeczny. Nie miraż bycia w Europie, ale rzeczywisty wkład w jej rzeczywistość. Bo Polska albo będzie nowoczesna i zachodnia, albo nie będzie jej wcale, a wschód ją wchłonie.

*

            – Ciekawość to nie pierwszy stopień do piekła, lecz pierwszy krok ku wolności!

            – Jak pan na to wpadł?

            – A wiec jest pan ciekaw…

ROBERT PAŚNICKI

Podziel się

One Reply to “Swojski zaduch”

  1. 👍👍👍👍👍👍👍👍👍
    Jest taki felieton Bolesława Prusa “Wieża paryska”, w którym autor z błyskotliwym- jak to u niego – poczuciem humoru obrazuje polski Ciemnogród. Przypomina mi się on ostatnio bardzo często i myślę, że warto go poznać albo sobie przypomnieć.
    Tekst jest dostępny w pliku PDF na stronie hamlet.edu.pl
    http://hamlet.edu.pl/pozytywizm-teksty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *