Światło

Drogi Pamiętniku!

          Kiedyś, dawno, dawno temu, lubiłam leżeć na tapczanie, gdy zapadał zmrok, i patrzeć na znikające kolejno w ciemnościach przedmioty. Nie mogłam pojąć, dlaczego – wszak światło w każdym miejscu pokoju zamiera jednakowo – sprzęty pogrążały się w niebycie jeden po drugim, choć teoretycznie powinny zniknąć wszystkie razem.

          Wczoraj był wyjątkowo brutalny. Zgwałcił mnie i pobił; zrzucił jedzenie na podłogę, rozdeptał chleb i zapowiedział, że dopiero się rozkręca. Chciałam krzyczeć. Oczy mu wydrapać. Kopnąć w przyrodzenie. Trudno jednak o jakikolwiek ruch czy wydanie dźwięku, gdy sznury mocno pętają, a w ustach tkwi gruby knebel.

Drogi Pamiętniku!

         Za każdym razem, gdy zdołam nieśmiało zaprotestować, śmieje się ironicznie. Przecież sama tego chciałaś – powiada. – Nie zmuszałem cię, abyś poszła za mną.

          Gorzkie to słowa, ale – niestety – prawdziwe. Poszłam za nim. Częściowo świadomie, częściowo otumaniona zauroczeniem. Wyglądał jak grecki posąg, mówił gładko, obiecywał złote góry, mamił. Coś we mnie krzyczało: nie rób tego! Odrzuć go, bo skrzywdzi cię straszliwie! Światli ludzie łapali mnie za ręce, próbując powstrzymać. Ale nie słuchałam. Poszłam jak w dym.

          Pięknie było na początku. Wciąż prawił czułe słówka, dał wygody, książki, filmy, muzykę, stroje. Dał mi też zeszyt i pióro. Pisz – mówił. – Niech każda chwila zapadnie ci w pamięć na wieki. Będą one bowiem epokowe. Piszę więc o wszystkim, ale nie wiem, czy ktokolwiek to kiedyś przeczyta.

          Czasem przez kilka dni daje mi spokój. A raczej dawał. W miarę upływu czasu chwil wytchnienia jest coraz mniej.

Drogi Pamiętniku!

          Nie od razu zorientowałam się, że mój świat gdzieś skręca. Niby bez zmian, a jednak… Najpierw zaczęły się gwałty. Naiwna myślałam, że może tak lubi, więc zaciskałam zęby i znosiłam coraz brutalniejsze akty. Owszem, on lubi. Ja jednak cierpię coraz bardziej, bo ból staje się nieznośny.

          A później powoli zaczęły znikać wszelkie wygody. Już nie pamiętam kolejności, tak jak nigdy nie wiedziałam, co danego dnia znikło w mroku pierwsze: wazon, krzesło czy może szafa? Po prostu robiło się coraz bardziej pusto. Mroczno. Zamiast muzyki dostarczał jedynie dźwięki, produkowane przez nieudaczników dla ludzi bez słuchu, mdliło mnie po nich. Filmy, które zostawiał, zionęły chałą, nieudacznictwem, dyletanctwem. Książki znikały nie wiedzieć kiedy, aż została tylko jedna. Gruba dość, z wymalowanym na okładce krzyżem, ciężka w odbiorze, bo traktowała o dziwnych opowieściach, które on kazał mi uznawać za fakty i pewniki. Nie wiem, dlaczego, bo sam, choć pełną miał gębę cytatów z niej pochodzących, wcale ich w swojej nędznej egzystencji nie stosował.

         Potem zaczęło brakować zwykłych rzeczy. Gorsze jedzenie, coraz mniej ubrań i żadne z nich ani strojne nie jest, ani eleganckie. Mebli mniej, miska w miejsce wanny, wiadro zamiast toalety…

Drogi Pamiętniku!

          Dwa dni temu ze zdziwieniem zauważyłam, że nawet krajobraz za oknem się zmienił. Wszystko jest szare i smutne, nawet ludzie, którzy przemykali skuleni do swoich obowiązków, nie obdarzając mnie choćby przelotnym spojrzeniem. Odczułam to bardzo boleśnie, nie mając pojęcia, że godzinę później ci sami ludzie bądź bardzo do tamtych podobni, skupili się wokół i zaczęli rzucać w moją stronę nienawistne okrzyki. Kłamstwa. Chamskie gesty. Rozejrzałam się szeroko w nadziei dojrzenia kogoś, kto temu zapobiegnie. Przecież tak nie wolno! Od zarania dziejów wpajano nie tylko mnie, że światem powinna rządzić prawda, kultura, sprawiedliwość i wolność. A tu… Powiedz mi, proszę, mój Pamiętniku, dlaczego oni tak mnie postponują? Gardzą mną, choć twierdzą, że mają mnie w sercu? Kto dał im na to pozwolenie? To już lepiej niech na mnie nie patrzą…

          Ten incydent spowodował, że podupadłam na zdrowiu. Organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa. Mgła oczy przesłaniała, gorączka trawiła wnętrzności, ból rozmnażał się w każdej części ciała. Nieśmiało poprosiłam o lekarza. Dobra – machnął lekceważąco ręką. – Muszę tylko jakiegoś znaleźć. Nie chcą, psiekrwie, nic robić za darmo.

          Powieki miałam półprzymknięte, więc pewnie dlatego już nie wydawał się boskim posągiem ani ucieleśnieniem wszelkich marzeń. Niski, pokraczny, wykrzywiony, bredzący. Czy to naprawdę ten sam człowiek? Powiedz – cichutko wykrztusiłam – dlaczego tak mnie męczysz? Obiecywałeś zupełnie coś innego… Zarechotał przed odpowiedzią. To dla twojego dobra – mlasnął. – A mówię zawsze to samo. Ty źle słuchasz, bierzesz tylko to, co chcesz.

          I poszedł. Nie chciałam dla siebie takiego “dobra”, więc ostatkiem sił zerwałam się, by uciec z tej matni, ale drzwi były zamknięte.

Drogi Pamiętniku!

          Przedmioty znikały w mroku; teraz ubywa ich z mego istnienia. A przybywa udręki. Przez komnatę czy raczej więzienną celę zaczęło się przewalać coraz więcej jego znajomków. Gwałcili mnie, okradali, skubali, doili, kłamstwem i chamstwem sięgając najwyższych szczytów. Jedni przychodzili raz za razem, inni zmieniali się, porywając wcześniej, co tylko wpadło im w łapy.

          Aż pewnego chłodnego, pochmurnego dnia, wpuścił w moje istnienie hordy osobników z dziwnymi odznakami, którzy unosząc wysoko prawą rękę, głośno wołali, że liczę się wyłącznie ja. Pamiętam ich sprzed lat, tylko tamci byli obcy. Tak mnie wtedy poranili, że w zasadzie do dziś niektóre blizny mi krwawią. A teraz to samo robią swoi. Ciężkimi buciorami przeszli po mnie, wbijając mnie w grunt, łamiąc kręgosłup, odbierając nadzieję. Nawet poprzednie gwałty, choć niezwykle bolesne, nie zostawiły takich ran, jak ten brunatny marsz.

          Co do jednego miał rację. Każda z nim spędzona chwila jest epokowa. Nigdy bowiem dotąd nikt z moich pobratymców aż tak mnie nie skrzywdził.

          Chcę złożyć skargę! – Resztą sił wychrypiałam, gdy znów, brudny, cuchnący, a butny jak nikt na świecie, gwałcił mnie, odzierając z godności. – Chcę z powrotem wolności, chcę zdrowia, oświaty, kultury, dostępu do wszelkich dóbr, szacunku od świata. Chcę, abyś wreszcie przestał mnie gwałcić!

          A skarż się, durna. Możesz sobie chcieć. – Wystawił środkowy palec. – Już nasze sądy pokażą ci, co robi się z takimi, którzy występują przeciw nam.

Drogi Pamiętniku!

          Zostałeś mi już tylko Ty. Cała reszta znikła w mrokach, utonął w nicości dorobek lat, mozolna praca milionów rąk i serc. Zostałam sama. Naga. Chora. Drżąca. Skrzywdzona. Unurzana w kloace najgorszych ludzkich cech.

Potrzebuję światła. Dużo jasnego światła. Promieni, które całą pozytywną wartość człowieczeństwa wydostaną z narzuconych mi ciemności.

 To mój ostatni wpis. Za chwilę Ciebie też się pozbędę. Już i tak nie mam siły pisać, a chaotyczne myśli zamierają gdzieś w głębi jestestwa. Wykorzystam moment kolejnego najścia na moją godność, aby przez uchylone drzwi wyrzucić cię hen! W świat cały. Może dotrzesz do jakichś przyzwoitych rąk; mimo ciągłej udręki, wierzę, że takie wciąż istnieją.

          Bo jeśli nie…

Anna Kupczak @DemosKratos55  

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *