Mówi się, że ludzi ubogich nie stać na taniochę. Dysponując swoimi ograniczonymi zasobami i możliwościami muszą zadbać o jakość.
Spróbujmy tę zasadę przełożyć na sytuację odbudowy państwa po destrukcyjnych rządach populistów w sytuacji, w której nad ustawodawcą stoi urzędnik, który blokuje każde dobre rozwiązanie. Czyli możliwości są ograniczone, a potrzeby i aspiracje ogromne.
Rząd porusza się po polu minowym ze związanymi nogami. A jego wyborcy niecierpliwie oczekują efektów w postaci epokowych zmian i efektownych rozliczeń poprzedników. Do tego mamy wyborczy maraton, a więc ciągłą kampanię wyborczą.
Z tej sytuacji rodzą się dwa zagrożenia i oba się częściowo materializują.
Pierwsze to brak cierpliwości wyborców. Ponad pięć miesięcy od powołania rządu nadziei narodowej zbyt mało mamy realnych efektów. Nie wprowadzono żadnej widowiskowej reformy. Drobne zmiany nie dają satysfakcji. Nie rozpoczął się też żaden widowiskowy proces – winni zła z poprzednich ośmiu lat czują się bezkarnie i zachowują butnie. To rodzi uzasadnioną frustrację.
Drugie, to ogromna potrzeba sukcesu i uznania ze strony polityków. Przecież w kolejnych wyborach chcą potwierdzić swoją wygraną i mandat do sprawowania władzy, wprowadzania obiecanych reform i rozliczenia złoczyńców. Muszą pokazać swoją sprawczość. A przecież zobowiązali się przestrzegać zasad.
To nie jest węzeł gordyjski, który można przeciąć mieczem. To raczej kwadratura koła.
W takiej sytuacji największa odpowiedzialność leży po stronie wyborców. Pamiętajmy, że w artykule 4 Konstytucji RP zapisaliśmy, że „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. Przedstawiciele narodu mają wypełniać jego wolę.
Jeżeli swoją niecierpliwością skłonimy polityków do drogi na skróty, do omijania zasad i odpuszczenia wartości, domagając się wyników już, natychmiast, cały proces naprawy Rzeczypospolitej skończy się porażką. Taką porażką, jaką może się okazać absurdalny pomysł zawarty w senackiej poprawce, żeby uznać rzekome prawa neo-sędziów nabyte z naruszeniem prawa i z pogwałceniem przyzwoitości.
Wiem, że politycy stoją wobec dylematu – nagiąć zasady ale wygrać wybory, czy stać twardo przy wartościach i oddać władzę tym, którzy wrócą, żeby dalej niszczyć Polskę.
Politycy nie rozstrzygną tego dylematu na korzyść obywateli. Oni działają w logice wygranej w wyborach, pod presją oczekiwań wyborców. To wyborcy muszą wykazać się mądrością i zrozumieniem realiów, a nade wszystko cierpliwością.
Musimy skończyć z hasłem „Żądamy więcej obietnic!”
Jan Kaczmarek śpiewał po przemianach 1989 roku „ja tam mogę biedę klepać jeszcze wiele lat”. Bo „warto było czekać na te piękne czasy”. Czy dzisiaj umiemy jeszcze poczekać? Dokończyć zwycięstwo? Czy wybierzemy zwycięstwo pyrrusowe?