Słów kilka odpowiedzi do komentarza, który pod moim poprzednim tekstem zamieścił Edwardok.
Demokracja w naszym kraju leży już prawie nieprzytomna, bo jej gardło uciska ciężki but, spod którego sama nie jest w stanie się wydobyć. Czas jej dobiega końca; jeśli pomoc ulegnie opóźnieniu bądź zniknie w niebycie, już wkrótce ustrój wyda ostatnie tchnienie. Rzeczą zatem rozsądną wydaje się ratowanie biedaczki za wszelką cenę.
Jest wystarczająca liczba potencjalnych czy też już aktualnych wojowników po stronie opozycji. Trzeba ich tylko powyciągać z kątów, ustawić w szeregu i poprowadzić do boju. Do tego potrzebny jest dobry wódz, który wie, co robi, na laury nie liczy i spocznie dopiero po wygranej bitwie. Każdy, kto patrzy, dawno już zobaczył, że to Donald Tusk; tylko on w chwili obecnej tę rolę jest w stanie znieść i wydobyć z niej materię konieczną do zwycięstwa.
Logicznym wydaje się fakt, iż jeśli podejmiesz wyciągniętą do ciebie rękę, w dalszą wędrówkę pójdziecie już razem. Granie słowną gimnastyką jest wyłącznie robieniem kolejnego bałaganu w umysłach wyborców. Jeśli zatem ktoś podaje ci rękę w zapraszającym geście, podejmij ją bez wahania i idź razem z nim ratować kraj. Rozliczycie się później, gdy będzie już bezpiecznie.
Należę do kategorii obywateli, którym jest wszystko jedno, kto, gdzie, kiedy, co i ile weźmie po wygranych wyborach. Będzie dość czasu, aby to rozsądzić. Teraz trzeba ratować demokrację, czyli zdjąć z jej uciskanego gardła ciężki but okrywający cuchnącą stopę. Jak już wspomniałam – za wszelką cenę. Jeśli ktoś tego nie rozumie, będzie stroił fochy, myślał nad sprawą zbyt długo i oczekiwał złotych gór, zanim się do nich drogę wykuje, jest dla mnie osobą, której nie zależy na przywróceniu demokracji, a wyłącznie – jak obecnej władzy – na własnych korzyściach. I żadne tłumaczenia mojego przekonania nie zmienią.
Pamiętam aż nadto boleśnie ostatnie wybory prezydenckie (nie chcę tego drugi raz przeżywać), sfałszowane bezczelnie i tę przegniłą gorycz odczuć, gdy pół minuty po zamknięciu lokali wyborczych, pałacowy błazen otwierał zwycięskiego szampana, a jakiś czas później po raz drugi krzywoprzysięgał w sejmie. Poczucie bezradności, rozczarowania, popadanie w stany depresyjne, bo oto znowu, na naszych oczach, ciężki but docisnął gardło demokracji, a znad niego rozległ się rechot i poleciała obfita plwocina na twarze zrozpaczonych wielbicieli praworządności. Ten stan wciąż trwa. I jeśli będziemy się obawiać o sumowanie głosów, bo jakiś osobnik z przerośniętym ego, acz bez wyobraźni, nie otrzyma zapewnienia o przyszłej synekurze, demokracja pod tym butem wyda ostatnie tchnienie. Zabiorą nam wolność, co w skrócie oznacza, że zabiorą nam wszystko.
Jeśli tego właśnie chcesz, drogi wyborco, zastanawiaj się dalej. Bo może to nie koalicja partii jest potrzebna, tylko koalicja celów, jak mawia jeden z ciężko myślących przywódców. Będą wspólne – chętnie popracujecie razem. Albo jakoś się uda bez zjednoczenia. Czy może sprawa sama się rozwiąże, wtedy laury dużo łatwiej będzie można wciskać na bezmyślną głowę. I wymyślaj jeszcze wiele innych powodów, dla których koalicja nie jest potrzebna. Pamiętaj tylko, że czas ucieka bardzo szybko. Możesz nie zdążyć.
Wtedy już żadnych celów nie będzie, wspólnych czy oddzielnych. Czeka cię rzeczywistość bez demokracji. Być może nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co to oznacza dla zwykłego obywatela w każdym ciężkim dniu takiego życia. Podrzucę kilka tylko potencjalnych konsekwencji pozostawienia buta na szyi dogorywającego, choć ciężko wywalczonego przez nas nie tak dawno, ustroju. Oto one: nie będziesz miał nic, bo wszystko zagarnie władza, nazywająca siebie państwem. Za granicę nie pojedziesz; paszport dostaną tylko wybrani, a i wizy nikt wydać nie będzie chciał, bo po co komu goście „stamtąd”. Wyłączą lub ograniczą dostęp do internetu. Rozrywkę dostarczą według własnych gustów. Będziesz liczył każdą złotówkę, żeby dzieci głodem nie przymierały i marzł w niedogrzanym mieszkaniu. Oświata umrze z rąk trucicieli, analfabetami łatwiej orkę uprawiać i wzbogacać się ich krwawicą. Na każdym płocie napiszą ci „ora et labora” jako przykazanie codzienne, do bezwarunkowego spełnienia.
I raz jeszcze, by nie umknęło: demokracja dogorywa. Jeśli jej nie pomożemy, niedługo wyda ostatnie tchnienie. Dziesiątki, jeśli nie setki, kolejnych lat nikt jej nam nie przywróci.
Anna Kupczak @DemosKratos55