Ostatecznie nie ostatnia granica…

Przerwy między kolejnymi studyjnymi płytami Iron Maiden w XXI wieku stają się coraz dłuższe. Na The Final Frontier przyszło czekać aż cztery lata i od razu pojawiły się głosy, że to ostatnie wydawnictwo grupy. Na szczęście tak się nie stało…

Coraz dłuższe stawały się też ich albumy; Ostatnia granica trwa ponad 76 minut i jest najdłuższym studyjnym  z dotychczas wydanych. Tak, jak przy poprzednich dwóch płytach, duże kontrowersje wzbudziła też okładka będąca dziełem Melvyna Granta.

„Predator Eddie i szkielety obcych w kosmicznych skafandrach sugerują z miejsca, że tematem przewodnim będzie kosmos, ale tak nie jest.  Kosmos jest tu jedynie tą ostatnią czy ostateczną granicą, jaka stoi przed ludzkością.  Tytuł płyty nie ma związku z filmem z serii Star Trek.

Pierwszy, dwuczęściowy utwór Satellite 15…..The Final Frontier jest jednocześnie aluzją do tego, że to piętnasty studyjny album i źródłem plotek, że może być ostatnim. Tekst opowiada o jakimś astronaucie, któremu grozi śmierć w przestrzeni, ale on niczego nie żałuje w swoim życiu, jedynie chciałby przed śmiercią jeszcze raz porozmawiać z rodziną i pożegnać się z nią:



I’m stranded in space, I’m lost without trace
I haven’t a chance of getting away
Too close to the sun, I surely will burn
Like Icarus before me or so legend goes
I think of my life, reliving the past
There’s nothing but wait ’til my time comes
I’ve had a good life, I’d do it again
Maybe I’ll come back some time, my friends
For I have lived my life to the full
I have no regrets
But I wish I could talk to my family
To tell them one last goodbye

The final frontier

Opuszczony w kosmosie, zaginiony bez śladu
Nie miałem szansy ucieczki
Zbyt blisko słońca, na pewno spłonę
Jak Ikar przede mną, tak mówi legenda,
Myślę o swym życiu, ponownie przeżywam przeszłość
Już nie ma nic tylko czekanie na koniec
Miałem dobre życie, żyłbym tak jeszcze raz
Może kiedyś wrócę, moi przyjaciele
Dla których żyłem pełnią życia
Niczego nie żałuję,
Ale chciałbym porozmawiać z rodziną,
By jej przekazać ostatnie pożegnanie.

Ostatnia granica




W drugim utworze zatytułowanym  El Dorado schodzimy brutalnie na ziemię. Tytuł jest odwołaniem do legendy o mieście ze złota, którego bezskutecznie poszukiwali między innymi hiszpańscy konkwistadorzy. Narrator jednak jest współczesnym oszustem mamiącym naiwnych.

W tekście mamy kilka smaczków:


I got a vision for you
It’s my personal snake oil

Mam dla ciebie wizję
To mój olej z węża




Olej z węża to synonim  oszustwa, wziął się ze sprzedaży tego typu „medykamentów” wciskanych naiwnym jako panaceum.

Żródło: Wikimedia Commons

Taki snake oil salesman oznacza po prostu oszusta wciskającego kit, obojętnie czy są to cudowne garnki dla emerytów, czy czysto finansowe przekręty typu Amber Gold. Albo jak w tekście, obiecanki złotych piramid, czy sprzedaż wycieczki po złotych ulicach El Dorado. W każdym razie I’ve got you hooked at every turn, your money’s left to burn (nabierałem cię na każdym kroku, a twoja kasa poszła z dymem).

Płyta została wydana w 2010 roku,  a teraz  wyznania narratora tego utworu będącego frantem, oszustem, wyzyskiwaczem, osobnikiem bez skrupułów, kojarzą mi się jednoznacznie z władzą, która obiecywała wstawanie z kolan i różne inne cuda łącznie z niespotykanym dobrobytem. Warto zatem do serca wziąć sobie ten fragment tekstu, bo przecież kraj mamy usiany szachrajami:



This ship of fools is sinking as the cracks begin to grow
There is no easy way
For an honest man today
Which is something you should think of as my lifeboat sails away

Tonie statek z głupcami, bo pęknięcia zaczynają rosnąć
Nie ma dziś łatwego wyjścia
Dla uczciwego człowieka
O czym powinniście pomyśleć, bo moja szalupa ratunkowa odpływa




Dla ciekawych i zainteresowanych kolejny smaczek:


The smoke and mirrors visions that you see are just like me
I’m a clever banker’s face
With just a letter out of place

Dym i lustra, wasze wizje są jak ja
Jestem twarzą  cwanego bankiera
Z jedną literą nie na miejscu




Banker należy rozumieć jako wanker, ale to już sami sobie sprawdźcie…

Jest jeż w tym tekście taki wers I’m the jester with no tears, który wielu fanów odczytało jako ukłon w stronę zespołu Marillion i jego albumu Script For A Jester’s Tear uważanego za jeden z kamieni milowych rocka progresywnego.

Mimo iż historia El Dorado dzieje się na Ziemi, a nie w kosmosie, to moim zdaniem związek z tytułem płyty jest, ponieważ na poszukiwaniach Złotego Miasta, dosłownego i w przenośni,  wiele osób straciło majątek i życie, niejednokrotnie samemu je sobie w konsekwencji odbierając, więc przekroczyło tę ostatnią – ostateczną granicę.

Mother of Mercy to kolejny antywojenny i antyreligijny song w wykonaniu Dziewicy. Trudno określić, której wojny dotyczy, ale na pewno współczesnej, bo w tekście wymienione są samoloty.  Narratorem jest żołnierz na polu bitwy obserwujący okropności i stwierdzający bezsens tych wszystkich okrucieństw:



Wounded, lying, crying bodies moving, dying
All around there is the smell of death and fire

Poranione, leżące, płaczące ciała drgają, umierają
Wszystko tutaj cuchnie śmiercią i ogniem




Rivers flow with blood, there’s nowhere left to hide
It’s hard to comprehend there’s anyone left alive
Sick of all the killing and the reek of death
Will God tell me what religion is to man?

Rzeki spływają krwią, nie ma gdzie się ukryć
Trudno pojąć, że ktoś jeszcze żyje
Rzygać mi się chce od tego całego zabijania i odoru śmierci
Czy Bóg powie mi, czym jest dla człowieka religia?




I’m just a lonely soldier fighting in a bloody hopeless war
Don’t know what I’m fighting, who it is, or what I’m fighting for
Thought it was for money, made my fortune, now I’m not so sure
Seemed to just have lost my way

Jestem tylko samotnym żołnierzem walczącym w cholernie beznadziejnej wojnie
Nie wiem co zwalczam, kto jest wrogiem, czy za co walczę
Myślałem, że dla pieniędzy, że zarobię fortunę, teraz już nie jestem taki pewny
Chyba się zgubiłem.


Następna kompozycja Coming Home to w zasadzie wrażenia wokalisty Bruce’a Dickinsona, zapalonego, i licencjonowanego pilota, z powrotu do domu, do Anglii, swoim Ed Force One.  

André Du-pont (Mexico Air Spotters)

W dniu szóstego stycznia 2020 roku został honorowym  Group Capitan 601 Dywizjonu RAF.
Ze znaczących lotniczych osiągnięć Bruce’a warto przy tej okazji wymienić przywiezienie do kraju z Afganistanu w 2008 roku grupy pilotów RAF-u, czy ewakuację z Libaniu dwa lata wcześniej 200 brytyjskich obywateli w konfliktu Izrael-Hezbollah.



Over borders that divide the earthbound tribes
No creed and no religion
Just a hundred winged souls
We will ride this thunderbird
Silver shadows on the earth
A thousand leagues away our land of birth

To Albion’s land
Coming home

Nad granicami, które dzielą przywiązane do ziemi plemiona
Żadnych credo, żadnych religii
Tylko setki uskrzydlonych dusz
Lecimy na skrzydłach ptaka grzmotu
Srebrne cienie na ziemi
Tysiące lig od kraju naszych narodzin

Do ziemi Albionu
Wracam do domu


Thunderbird to mityczny ptak z wierzeń niektórych plemion północnoamerykańskich Indian. Nadnaturalna istota będąca źródłem mocy i siły, która machając skrzydłami wywołuje grzmoty, a błyskając oczami – błyskawice. We współczesnych czasach stał się oczywiście przedmiotem badań kryptozoologów, podobnie jak Yeti, Wielka Stopa, czy potwór z Loch Ness…

Thumderbird na szczycie plemiennego totemu w Thunderbird Park, Victoria, BC Canada

W następnym utworze znów dają znać o sobie zainteresowania Dickinsona. Tekst inspirowany jest życiem szesnastowiecznego angielskiego matematyka, astronoma, astrologa, nauczyciela, alchemika i okultysty, Johna Dee, doradcy królowej Elżbiety I. Zaproponował jej utworzenie kolonii w Nowym Świecie i stworzenia  British Empire. Jemu przypisuje się ukucie tego terminu.  Miał jeden z największych księgozbiorów w Anglii w owym czasie. Niestety, zmarł w biedzie, a jego biblioteka została rozkradziona.

Według Charlotte Fell Smith, ten portret został namalowany kiedy Dee miał 67 lat. Należał do jego wnuka Rowlanda Dee, a potem do Elias Ashmole, który pozostawił go Oxford University.

O Avalonie słyszeli chyba wszyscy. To dosłownie wyspa drzew owocowych lub jabłoni, znana z legend arturiańskich, gdzie ma pod opieką Morgany leczyć się ze śmiertelnych ran król Artur. Tam został też zrobiony miecz króla, Excalibur. W nieco „odlotowym” tekście Isle of Avalon można doszukać się obaw o nasze środowisko naturalne: Mother Earth you know your time is near (Matko Ziemio, wiesz, że twój czas jest bliski)

Z Wyspy Mgieł znów wędrujmy w kosmos, acz nie do końca. To następny antyreligijny, albo raczej „antykaznodziejowy” tekst, w którym choć  zatańczymy między światami orbitującymi wokół gwiazd niebędących naszym Słońcem, to:

Whatever God you know
He knows you better than you believe
In your once and future grave
You’ll fall endlessly deceived

Jakiegokolwiek Boga znasz
On zna cię lepiej niż ty wierzysz
W swym przyszłym grobie
Legniesz bez końca oszukiwany.

Tekst dla mnie dość dziwny i mętny, choć jednoznaczny w wymowie – kaznodzieje wszelkiego autoramentu, to oszuści.

Kolejny tekst, marynistyczny tym razem, znów opowiada o opuszczaniu rodzinnej ziemi i szukaniu ziemi obiecanej z powodu prześladowań. Można się domyślać, że religijnych i że rzecz dzieje się w epoce statków żaglowych, a ziemią obiecaną jest Ameryka.  Narrator żegluje na zachód, na okręcie brakuje żywności i słodkiej wody, a na koniec, pomimo modlitw, ginie, jak wielu innych współtowarzyszy podróży, od szkorbutu nie doczekawszy zejścia na wymarzony brzeg. I nie jest jasne czym jest tytułowy The Talisman

Człowiek, który byłby królem to niestety następna słaba opowiastka traktująca o facecie przemierzającym jakąś górską okolicę  na jucznym mule czy ośle i szukającym odpowiedzi, rozgrzeszenia…  Kiedyś kogoś gdzieś zabił, ale ponoć nie miał wyboru . Nic wspólnego z The Man Who Would Be King Rudyarda Kiplinga. Poza górską okolicą…



Na szczęście na koniec mamy perełkę, w mojej opinii zdecydowanie najlepszy utwór  na płycie.  Historia oparta jest na filmie animowanym When The Wind Blows z 1986 roku w reżyserii Jimmy’ego Murakamiego i z muzyką Rogera Watersa. Film z kolei jest adaptacją graficznej noweli, czyli po prostu komiksu, autorstwa  Raymonda Briggsa z 1982 roku pod tym samym tytułem.  Komiks opowiada o starszej parze, Jimie i Hildzie, która przygotowuje się na nuklearny atak  Związku Radzieckiego na Wielką Brytanię.

Utwór Irons wprowadza jednak zmiany w oryginalnej historii. Para oczywiście przygotowuj się na atak słuchając coraz straszniejszych wiadomości w telewizji (przy okazji mamy apel, aby w nie nie wierzyć ani trochę), ale na koniec to, co para wzięła za wybuch bomby atomowej, okazuje się być niegroźnym trzęsieniem ziemi. Jednak znaleziono ich  martwych, obejmujących się ramionami, a przy nich puszki z trucizną. Tak to bywa, Gdy dziki zawieje wiatr…

Podsumowując – nie mogę się przekonać do tej płyty do dziś, choć El Dorado  i When The Wild Wind Blows szczerze polecam. Wydawnictwo aż w 28 krajach dotarło do pozycji nr 1, ale chyba tylko dlatego, że był to długo wyczekiwany materiał. Może jednak wam bardziej przypadnie do gustu niż mnie. Spotkałem się z opinią, że to autoplagiat w wykonaniu Iron Maiden i jest to według mnie najlepsze określenie tej płyty. Na następną,  Book of Souls, trzeba było czekać jeszcze dłużej, bo aż pięć lat. Sądząc po tytule Ostatnia granica została przekroczona, ale o tym  już następnym razem…

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *