DDR Werwolf

Jaki rodzaj nadziei mógł wiązać, tak wszechwładny, budzący grozę tyranozaur jak KGB z polskim emerytem wojskowym?

Jakiś wiązali na pewno, ponieważ Zina zadzwoniła przed upływem tygodnia.

– Ablu, musisz coś obejrzeć pod Berlinem. Ustawię ci samolot z Babic. Jutro dam znać, że podjeżdża po ciebie samochód. Nie potrzebujesz bagażu.

– O.K.

Jaki rodzaj grozy niosło to konkretne ‘zaproszenie do paszczy tyranozaura’?

Abel nie miał pojęcia.

Mimo to nie grymasił. Nie starał się zmienić miejsca ‘pokazu’ etc.

 Nie ufał, ani logice bieżącej sytuacji, której nie dawało się zdefiniować, ani Zinie, ani tym bardziej jej firmie.

Nawet nie próbował dopytywać Ziny, co jest przedmiotem ‘pokazu’(?)

Wiedział, że oni go potrzebują dopóki wierzą, iż on potrzebuje ich i jest w tej potrzebie zdeterminowany poza racjonalną miarę.

Ponownie pożegnał się z dziećmi zanim zdążył się psychicznie zebrać do omówienia czegokolwiek z podróży warszawskiej. Yaxa nie próbował aranżować dyskusji na ten ani wiążące się tematy. Wyrósł w domu oficera służb nie-całkiem-jawnych, a teraz sam był oficerem, choć znacznie-jawniejszej, broni pancernej. Matylda w jej trzynastym roku życia nie byłaby potraktowana jak dziecko, gdyby zapytała, lecz ona prawie nigdy nie pytała o to, o co pytałaby większość ludzi małych i dużych.

Ta rozmowa i tak kiedyś nastąpi.

+++

W najdalszym kącie ‘wojskowych Babic’ stał An14 w barwach Aerofłotu, oczywiście. Kierowca Przewiózł Abla ‘od drzwi do drzwi’ bez jednego słowa. Lotnicy przynajmniej się przywitali ale później też byli nie-rosyjsko-milczący.

Na podejściu do lądowania Abel rozpoznał Zossen.  An14 dokołował do zatoczki, przy której czekał opel kadet model 1967. Zina odbierała go bez żadnej obstawy. Czyli najmniej prawdopodobne brutalne scenariusze raczej odpadają.

Nie wiele rozmawiali. Zina była w skrajnie profesjonalnym usposobieniu, jak gdyby obserwowali ją najwyżsi przełożeni, ktoś kogo szeregowy czekista często nawet nie spotyka przez całą swoją karierę.

Samochód jest najprawdopodobniej na podsłuchu.

 Lata temu Abel miał okazję poznać nieco tę część DDR, więc rozpoznał jezioro Glindower See. Zaraz potem Zina skręciła w leśną drogę prowadzącą do starej willi.

Czekistka dojechała do wrót bardzo dużego garażu za budynkiem i wprowadziła go do wnętrza bocznymi drzwiami. W garażu, zdolnym pomieścić kawalkadę hitlerowskiego dygnitarza, był tylko jeden mały pojazd.

– Znaleźliśmy coś  takiego… niedaleko… dość niedaleko… Ktoś wprawnie przebił numery silnika… Tylko ty możesz stwierdzić, czy to auto twojej żony.

Abel tak pragnął znać rozwiązanie, że przez ułamek sekundy był gotów podejść bezpośrednio do klapy bagażnika i sprawdzić, czy jest tam jego schowek. Powstrzymał się i zaczął od dość obojętnego okrążenia pojazdu

– Kolor lakieru się zgadza idealnie… tapicerki też.  Sprawdzaliście, czy nie został w nim jakiś drobiazg? – Abel zadał pytanie pozornie nie-retoryczne ale oboje wiedzieli, że ono jest retoryczne w tych okolicznościach i co więcej oboje wiedzieli, że wypowiedzenie go na głos jest grą.

Zina nie spieszyła się z demaskowaniem gry Abla. Zakładała, że ‘większa ryba musi trochę powalczyć’. On zaś, nie przejmował się tym, czy zostanie w tym zdemaskowany, czy nie. Miał inne tajemnice, które nie mogły być zdemaskowane, więc potrzebował wszystkiego co gmatwa proste sprawy. Przyjrzał się  pedałom bo najtrudniej podrobić ślady ich zużycia specyficzne dla maniery używania ich przez konkretnego kierowcę. Przy okazji zauważył ślady odpalania na krótko. Czyli ktoś go ukradł, albo kacapy nie mają kluczykaciekawe(?).

Właściwie był już pewien, że to miniak Safony. odchylił fotel kierowcy i usiadł z tyłu wytężając wzrok w poszukiwaniu czarnych włosów. Chyba sprzątaczka Himlera posprzątała wnętrze… na pewno nie rosyjska. Powiedział do siebie w myślach.

 Przedłużał siedzenie w aucie poza granice zniecierpliwienia Ziny. Spojrzał na nią ukradkiem przez szybę. Z największym wysiłkiem starała się wyglądać chłodno i profesjonalnie, lecz ten wysiłek byłby rażący dla każdego, kto popracował chwile w tajniackiej branży.

Co cię tak rozsadza, Zinoczka? To bardzo dziwne, gdy profesjonalna socjopatka ledwie nadąża za swym uciekającym profesjonalizmem…  Abel powiedział do siebie bezdźwięcznie i zaraz zaczął szukać odpowiedzi  w podobnie bezdźwięcznym dialogu pozornym.

To nie jest duma ze zdobycia (najprawdopodobniej) właściwego miniaka… Ty nie wiesz

Postanowił przyspieszyć ‘proces auto-edukacyjny’, czyli upewnić się ostatecznie, czy jest to auto Safony a przy okazji, spróbować dowiedzieć się, co czekiści o nim wiedzą. W tym celu wyplątał się z ciasnego pudła i spokojnie podszedł do bagażnika. Otworzył i przykucnął stwarzając pozory, że pomimo wszystko szuka w nim jakiegoś drobiazgu jak choćby spinka do włosów. Przytrzymywał się klapy bagażnika pozornie dla równowagi, lecz tak naprawdę dotykiem sprawdzał tam ślady swojej skrytki.

Pojemnik płynnie wkomponowany w wewnętrzną ścianę klapy bagażnika, był gdzie powinien. Nie czuł pod palcami ubytków szpachli jaka zamaskował kiedyś szczeliny między jego pokrywą a fabryczną konstrukcją. Prawie na pewno nie otwierano schowka… szkoda, że nie mogę teraz spojrzeć na wewnętrzną część klapy, cóż musi wystarczyć mi ‘badanie na dotyk’ miejsce… Jeśli spojrzę teraz w to miejsce, Zina każe to sprawdzić zaraz po pożegnaniu.

Znów przelotnie spojrzał w twarz Ziny i dostrzegł w niej dyletancką dezorientację. Profesjonalizm ją opuścił i przedrzeźniał swą panią z bezpiecznej odległości. Abel widział, że coś czyni czekistkę nie-normalnie-słabą, lecz nie wiedział co(?) Może pierwszą luźną spekulacją przypadkowo dotknąłem sedna(?) Dochodzeniem zajął się osobiście, ktoś raportujący bezpośrednio do prezesa… albo i prezes osobiście… Ciekawe czy prezes mnie pamięta(?).

 Teraz wystarczyłoby tylko powiedzieć Zinie, by dostarczyła mini do Krakowa… Albo, żeby mi dała kluczyki a ja już sam sobie go dostarczę. To drugie byłoby nawet zabawne, zważywszy, że prawie na pewno czekiści nie mają oryginalnych kluczyków. Może zdążyli już jakieś dorobić ale nie mają oryginalnych… Tak bardzo chciałbym móc to zrobić… Nie dlatego, że mi się ten samochód należy, lecz dlatego, że to ostatnia znana mi rzecz jakiej Safona dotykała…

Płyną mi przez głowę szczeniackie skojarzenia. To znaczy, że moja kontrola emocji może puścić w dowolnym momencie. Znam ten symptom. Trzeba przesunąć środek ciężkości. Na przykład, przemyśleć raz jeszcze tę, bądź co bądź anomalię, że czekiści znaleźli właściwy samochód. To stawia znaczący znak zapytania nad najlepszą dotąd teorią, że KGB weszło w sprawę, którą nakręcił kto inny, bez ich wiedzy i, że raczej starają się ją posprzątać… po swojemu. Raczej posprzątać niż przejąć. Tylko, czy posprzątać po jakimś własnym odszczepieńcu, podopiecznych terrorystach, czy GRUsznikach(?) W każdym z tych przypadków ‘sprzątanie’ przełoży się na odmienne sytuacje. A to jeszcze nie wyczerpuje listy potencjalnych przypadków.

Fakt, iż czekiści posiadają miniaka Safony był sam w sobie tak jaskrawy, iż nie można go było pominąć w analizach. Jednocześnie wytwarzał on taką masę potencjalnych kombinacji, że każdy umysł musiałby się zadławić namiarem teorii opartych na spekulacjach, nawet działając w komfortowych warunkach bez presji czasu. Abel musiał zdecydować, jak grać dalej(?) w okolicznościach całkowicie przeciwnych akademickiemu komfortowi. Sprawę dodatkowo gmatwały zbyt łatwe do zidentyfikowania sygnały przebijające się spod socjopatycznej maski Ziny-czekistki. Zbyt łatwe, zwykle znaczy, fałszywe ale ‘zwykle’ nie koniecznie, znaczy ‘tym razem’.

 Abel rozważał, czy przez powiedzenie jej prawdy o aucie, mógłby rozwiązać, choć część z dławiących go teorii (?) Wiedział, że usłyszałby kłamstwa, lecz sporo z czekistowskich kłamstw potrafił czytać, a to dawałoby jakąś szansę. To dawałoby jakąś szansę jeżeli te kłamstwa służyłyby ukryciu prawdy, lecz jeżeli służyłyby ukryciu bezradności, to metoda stawałaby się bezużyteczna, lub nawet samobójcza. Gorzej niż samobójcza, bo w rozgrywce jaką Abel podjął jego własne życie było najniższą ze stawek mogących pojawić się na stole.

Nie mogę powiedzieć prawdy o tym miniaku, ponieważ jest on jak but, który pozostawił ślad. Nie wiem jaki ślad i w jakim miejscu a KGB to wie.

Jeśli powiążę but z osobą, to Rosjanie wydedukują z tego kierunek i nim podążą. Oczywiście, jest pewna mała ewentualność, że KGB mogłoby w ten sposób podążyć śladem ‘innych Rosjan’, którzy uprowadzili Safonę i w efekcie ją znaleźć… może nawet wciąż żywą… żywą ale odartą z jej życia. I tu wynikłoby coś jeszcze straszniejszego bo KGB jej tego życia nie zwróci, jeśli nawet znajdzie ją żywą w czyichś rękach… Odrą ją jeszcze bardziej a potem zabiją … Mimo tej anomalii z autem wciąż widzę tu ręce GRU… albo jakiegoś „ultra-GRU” w zwyczajnym GRU….

Jeśli nie GRU, to czekistom zerwał się ktoś z ich własnej stajni… Nie mam szans tego rozwikłać … zwłaszcza teraz… To mógłby być nawet, któryś z zachodnich terrorystów jakim patronują i czasem szkolą w Polsce, albo np. w Bułgarii… To akurat bardzo słaba teza, bo kłóci się z obecnością armii w całej sprawie… i to obecnością, która jest najwyraźniej potwornie nieustawna dla czekistów… Tak czy inaczej, nie ma co analizować scenariuszy, jakie są możliwe a zwłaszcza ich potencjalnych kombinacji… Jedyne co mogę zrobić teraz dla Safony, to skłamać o samochodzie i zadać parę głupich pytań

– I co sądzisz? Zina nie wytrzymała przedłużającego się milczenia i wyręczyła Abla w rozwijaniu zbędnej konwersacji, choć najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zbędnej i użytecznej dla niego.

– To nie jest auto Safony…

– Jesteś pewny?

– Jak mogę być pewny?… Zanim tu przyjechaliśmy myślałem, że mogę poznać jej miniaka nawet na złomowisku w sąsiedniej galaktyce ale teraz przyglądając się temu … widzę po prostu mini Austina w tych samych kolorach karoserii i wnętrza. To zbyt osobista sprawa bym potrafił się zdać na dochodzeniową intuicję… Myślałem, że będę potrafił ale… nie potrafię…

– A co ci mówi intuicja?

– Ona także mówi ‘NIE’… Chciałbym, by to było auto Safony ale moja intuicja mówi ‘NIE’… – Głos Abla stawał się stopniowo coraz bardziej dramatyczny. Nie musiał nawet grać sofoklejskich tonów greckiej tragedii, wystarczyło, że pozwolił płynąć bólowi jaki i tak odczuwał. Nawet mając w myślach ten promil nadziei, że Safona jednak gdzieś żyje, czuł ból nawet straszniejszy.

Nawet gdyby teraz gdzieś żyła i nawet gdybym pomógł KGB ją odnaleźć, to kacapy nie zwrócą jej życia, nie zwrócą jej dzieciom, ani mi, dopóki istnieje rosyjskie imperium a ono niestety może przetrwać następne 50 lat…

 – Szkoda…  – Zina nie próbowała od razu wciągać go w żadną dyskusję o detalach a to prowadziło go do przekonania, że uwierzyła.

Takie zniechęcenie czekisty do podstępnego omawiania tematu prawie na pewno oznaczało, iż uwierzyła i była naprawdę szczerze zawiedziona odpowiedzią.

Abel w drodze do Poczdamu, przygotowywał się na nieco podobny scenariusz. Na możliwość świadomego pokazania mu fałszywego miniaka, jako elementu jakiejś gry prowadzonej przez czekistów. Brał pod uwagę, że mogliby zorganizować spektakl zamykający sprawę, by on o tym zamknięciu kogoś poinformował.

 Tylko kogo? Tylko po co? Musieliby nadal zakładać, że jestem częścią (choćby i nieświadomą częścią) jakiejś innej gry. To nie był w oczach Abla mocny scenariusz ale wciąż dość prawdopodobny do momentu, gdy pokazali mu prawdziwego miniaka.

Jakie jest prawdopodobieństwo, że w poszukiwaniu fałszywki/zamiennika dla prawdziwego auta Safony, ukradli prawdziwe auto Safony? Statystycznie łatwiej byłoby wygrać milion 3 razy z rzędu na loterii.

 Abel nie miał pojęcia, że dokładnie to się stało. Nie mógł więc wiedzieć, że rozczarowanie Ziny dotyczy czego innego. Tego, że nie dotyczy ono utraty tropu, jaki już prawie mieli, lecz topniejącej okazji na zastawienie pułapki, która mogłaby przyciągnąć do Krakowa „zwierza/wilkołaka”. „Zwierza” na jakiego chcieli zapolować a najchętniej pojmać żywcem. Pułapki, w której  nieożywionym składnikiem przynęty byłby miniak Safony ale, która miałby też swój komponent ożywiony, czyli Abla i jego bliskich.

Ich los był istotnie obojętny KGBsznikom. Z ich punktu widzenia ‘Abel i reszta’ mogli zdechnąć, byleby tylko czekistowski plan się powiódł.

 Zina byłaby nawet szczęśliwa, gdyby Abel oszukał ją z chciwości. Gdyby powiedział, że fałszywy miniak jest prawdziwym i należy mu się zwrot mienia zaginionej żony. To mogłoby wystarczyć, by zwabić ich „wilkołaka” do Krakowa

Musiałaś mieć jakieś przesłanki, by sądzić, że to jest właściwe ‘TO auto’ skoro mnie tu przywiozłaś?… – Abel zaryzykował ostatnią próbę wybadania, czy czekiści wiedzą cokolwiek o losie jego żony. Tymczasem Zina dostrzegła w tym pytaniu, coś czego bardzo pragnęła tzn. ostatnią okazję na przekazanie Ablowi zatrutego prezentu.

– Tak miałam jakieś… ale najwyraźniej były za słabe, więc szkoda o nich gadać… Ale tak po starej przyjaźni… lub czymś więcej… Słuchaj, przecież tu jest wszystko już zaaranżowane, żeby ten samochód zapakować w An12 i wyładować w Oławie, czy w Krzywej na Dolnym Śląsku… albo nawet na Babicach prawie pod twoim domem … Należy ci się to auto po tym wszystkim…

– Ale to nie moje… nie Safony…  – Abel poczuł alarm w pokładach swych instynktów jakie pozwoliły mu przetrwać zsyłkę do Yakuckiego Kraju, wojnę i parę innych śmiertelnie groźnych sytuacji. Nie był pewien, czy ta propozycja nie jest zaledwie przejawem zwykłego zepsucia czekistowskiego ducha Ziny, lecz wszystko poza wątłą kalkulacją kazało mu się teraz wykręcić od tak podawanego prezentu.

 To byłby niezwykle cenny prezent dla każdego, nawet zasobnego mieszkańca Polski, lub innych krajów strefy sowieckiej, gdzie bardzo dobre miesięczne pensje nie przekraczały 100$ a ich realna siła nabywcza nie była znacząco większa. Muszę się od tej propozycji wykręcić za wszelką cenę, nawet jeśli ona nic nie knuje… a przecież knuje… tylko nie wiem co….

– Co z tego, że nie twoje? Wszystko jest zaaranżowane. Bierz. Przecież nie masz innego samochodu. Nikt nie będzie pytał skąd go masz, bo wg papierów, masz go od dwóch lat…

No to się odkryłaś, kacapko. Starasz się wcisnąć kompromatco najmniejMusisz być głupsza niż myślałem, lub cholernie zdesperowana. Przecież jeśli wezmę wasz czekistowski „prezent”, to będziecie mogli naciskać mnie kiedy zechcecie, na co zechcecie, w kontekście tej sprawy, albo czegokolwiek co wam wyskoczy za pięć lat. A jak wtedy wam odmówię, to będziecie mogli mnie wrobić w co zechcecie… nawet w zabójstwo żony. Może ja już jestem bezwartościowy dla was ale Yaxa ma dla was wartość a Orfeusz jeszcze większą. Czy naprawdę sądziłaś, że moglibyście zrobić ze mnie lewar na nich?

Tak Zinoczka jesteś zdesperowana jak cholera… Kto cię tak ciśnie? Prawie mi cię żal…. A to przy okazji mówi mi, że gdybyście mieli, choć najbledszą perspektywę na znalezienie żywej Safony, to byś mnie teraz zaczęła tym mamić… czyli gówno macie… Macie większe gówno niż zazwyczajJedno z największych gówien jakie w czece kiedykolwiek widziałema poznałem was czekistów, gdy ty Zinoczka, oszczywałaś ostatnie pieluchy…  – Abel  konkludował w myślach ale na głos powiedział zupełnie co innego:

– Dziękuję Zinka… Naprawdę doceniam twój gest … i wierzę, że masz rację ale, to byłoby zbyt bolesne przez wzgląd na … no wiesz… Wiesz, że nie jestem sentymentalny ale jakieś uczucia mam… Naprawdę nie mógłbym żyć z fałszywym samochodem Safony, ani nawet sprzedać go i patrzeć na pieniądze, jakie za niego dostałem. Nic mi nie zrekompensuje mojej żony…

– Trudno… Trochę rozumiem… ale i tak myślę, że głupi jesteś. Odwiozę cię na pociąg kupię ci bilet do Krakowa… Gdybyś się po drodze namyślił, to ten przerzut auta będzie aktualny jeszcze przez jakiś tydzień … Zadzwoń na ten numer co zawsze.

– Raczej nie zmienię zdania. Najlepiej go sprzedaj … albo spal… Mogłabyś zrobić zdjęcia spalonego wraku miniaka i mi przysłać… To byłaby użyteczna przysługa

– Użyteczna przysługa?

– Tak… Patrzyłbym na te zdjęcia, co jakiś czas i pewnego dnia zacząłbym trochę wierzyć, że moja żona zginęła w normalnym wypadku komunikacyjnym jakich miliony zdarzają się każdego roku na całym świecie.

– Przemyślę twoją sugestię. A, i jeszcze zdecydowano, że dostaniesz zdjęcia… mercedesa W115 i UAZa452… ale nie wiem jeszcze, kiedy.

+++

Czekiści nie bez powodu zrobili tę prezentację we wschodnich Niemczech.

 Co prawda mieli  skrępowane ręce jak mało kiedy w historii czeki a przez to ich normalne drogi do poszukiwanych konkluzji pozostawały dla nich niedostępne ale to nie znaczy, że nie wyłowili paru zastanawiających wskazówek rozrzuconych po paru resortach paru państw. Wiedzieli, lub czuli swym tajniackim instynktem, że Niemcy lub sam Berlin odgrywa jakąś rolę w całej zagadce.

Dlatego właśnie odsyłali Abla pociągiem a nie tą samą drogą jaką go ‘dostarczyli’.

‘A nuż ktoś zechce zagadnąć go w trakcie długiej podróży’.

Pomimo odmowy przyjęcia „prezentu” i nawet, gdyby obserwacja w pociągu nic dała, KGB wciąż uważało Abla-przynętę jako ‘instrument rozwojowy’.

Czeka chciała, aby Abel uważał swoją żonę za żywą, albo żeby choć jego niepewność, co do jej śmierci była bliska przekonaniu o życiu. Zakładali, że personalnie zmotywowany samotnik, szukając żony może co najmniej ‘otrzeć się’ o kogoś kto zniknięcie zorganizował. Co więcej taka aktywność może sprowokować „wilkołaka” do fałszywego ruchu, gdyby próbował Abla ‘uziemić’.

 Ich zdaniem w ten, czy inny sposób, Abel wyciągnie go z nory a wtedy czekiści przejmą sprawę.

Jeśli Ablowi się nie uda, to nie odczują straty, ani w żadnym konkretnym ani nawet prestiżowym wymiarze, choć będą musieli żyć z niekomfortową świadomością, że „wilkołak” siedzi w swej norze przygotowując nowy plan o nieznanym przeznaczeniu.

 KGB oczywiście  zleciło kradzież jakiegokolwiek miniaka butelkowa zieleń z czarnymi siedzeniami w Berlin-West złodziejom, z którymi regularnie współpracują. Złodzieje okradli stary warsztat, w którym Jorg przechowywał tego właściwego.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *