Na końcu lochu czyha on

Było ich czworo, krasnolud, wojowniczka, elf i czarownik. Wspólnie przemierzali Zapomniane Krainy, walcząc z wszelakim plugastwem, powiększając swój majątek, by później przetrwonić go w odwiedzanych miastach.

Wędrując pośród ogromnej zamieci dotarli do samotnej gospody o dziwnie brzmiącej nazwie Niepokonany Ryu. Jako że wędrowali od dobrych kilku dni, długo się nie zastanawiając weszli do środka. Po otwarciu drzwi uderzyła w nich fala ciepła, a w ich nosy wdarły się wspaniałe zapachy potraw i oczywiście piwa.

Chwilę się rozglądali szukając wolnego miejsca, znaleźli je w najdalszym kącie, tuż przy drzwiach do kuchni. Nie zwlekając długo udali się w tamto miejsce, rozsiedli się wygodnie odkładając swoje sakwy.

Zaczęli rozmawiać oczekując kogoś, u kogo mogliby złożyć zamówienie. W końcu zjawiła się młoda, uśmiechnięta dziewczyna, która uprzejmie je przyjęła. 

Po kilku minutach zajadali duże porcje mięsiwa, popijając wszystko wybornym piwem.

Gdy skończyli pierwsze porcje piwa, Bena zebrała kufle i podeszła do baru po kolejną porcję. Przy okazji nie omieszkała zapytać oberżysty kim jest ten Niepokonany Ryu. Ten się tylko uśmiechnął i zapytał czy są z daleka zerkając na jej towarzyszy siedzących przy stole.

– Myślałem, że przybyliście, tak jak pozostali, by wyruszyć do podziemi, do których wejście ukryte jest w pobliskich górach. – powiedział i kontynuował –  Wszyscy marzą tylko o tym, by przemierzyć je walcząc z napotkanymi stworami ciemności, odbierając im bogactwa. A na koniec, dotrzeć na ich koniec i zmierzyć się z Ryu. Niepokonanym Ryu. – zakończył.
– Ale jak, nikt go nie pokonał? – zapytała wojowniczka.
– Tutaj nikt nie wrócił, może jest inne wyjście lub kości wszystkich, którzy wyruszyli, leżą gdzieś w głębi podziemi – rzekł.- Mnie zupełnie to nie interesuje, nie jestem zdatny do wojaczki – nachylił się i postukał w drewnianą nogę – Podać coś jeszcze? Muszę wracać do obowiązków.
Bena podziękowała kładąc monety na ladzie i wróciła do stolika.

Jak zapewne się domyślacie, drużyna czterech śmiałków długo się nie namyślała. Zjedli, przespali się w wynajętej izbie i rano wyruszyli podbić podziemia.

* * * * *

Dzisiejszy tekst nie dotyczy muzyki, przecież dziś nie jest niedziela. 

Okres wakacyjny powoli zbliża się ku końcowi, mrok zapada coraz wcześniej, zdarzają się załamania pogody. Co wtedy robić? Już przychodzę z pomocą.

Wystarczy zaopatrzyć się w kartki w kratkę (wielkość A4) ołówek, gumkę i dwie kości K6 (najlepiej różnych kolorów). I najważniejsze, kupić książkę, a właściwie grę zatytułowaną Czworo przeciw Ciemności (mnie udało się ją kupić za 24 zł, plus 10 kostek do gry za 5 zł)

Osoby, którym nieobce są gry RPG (papierowe) poczują się jak w domu, dla innych odrobina informacji. Tutaj przyjdzie nam z pomocą krótki filmik w serwisie YouTube przygotowany przez wydawcę. Jeśli po obejrzeniu dalej będziecie zainteresowani, proszę czytać dalej aby zapoznać się z wrażeniami po pierwszej, próbnej rozgrywce.

Prawda i tylko prawda, to będę pisał.

Okładka

Rozgrywka przeznaczona jest przede wszystkim dla jednego gracza. Ma on przed sobą kartkę formatu A4, na której rysuje ołówkiem mapę podziemi, za każdym razem inną. A później następuje pojedynek, nie tyle ze szczurami, orkami i innymi stworami ciemności. Z początku większym wyzwaniem będzie pojedynek jaki musimy stoczyć z zasadami i podręcznikiem.

Do samej rozgrywki możemy zasiąść praktycznie od razu po zakończeniu oglądania filmiku. Niestety chwilę później zaczynają się schody, trzeba sprawdzić zasadę ataku, później zasadę podziału łupów, jak narysować kolejny korytarz itd.

Uwaga – to nie jest zarzut, jestem weteranem rozgrywek w gry planszowe i to z reguły ja byłem osobą od zasad. Tutaj jest podobnie, trzeba zagrać kilka razy by później wszystko szło jak “po sznurku”. Z pewnością tak będzie.

Po jednej rozgrywce będziemy także wiedzieli, które strony, oprócz tych wymienionych w podręczniku, dobrze będzie wydrukować (lub przygotować samodzielnie) aby oszczędzić sobie ciągłego wertowania podręcznika. 

Gdy już z tym wszystkim się uporamy, zostanie nam tylko wędrówka i walka (no i rzuty kośćmi).

Napisałem na początku, że to idealne rozwiązanie na wakacyjne (jesienne jeszcze bardziej) wieczory dla rodzin. W książce znajdują się zasady do wariantu kooperacyjnego i narracyjnego. Ten drugi może sprawić więcej frajdy, pod warunkiem, że narrator wykaże się zmysłem w budowaniu nastroju – coś na wzór Mistrza Gry z gier RPG

Jak dla mnie idealnym rozwiązaniem jest gra dwuosobowa – jedna osoba rysuje i rzuca kośćmi, druga zajmuje się przestrzeganiem zasad. Tak właśnie planuję rozegrać partyjkę z córką.

Mała podpowiedź – karta musi być podatna na zmazywanie, moja była bardzo oporna.

Podziel się

2 Replies to “Na końcu lochu czyha on

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *