Jad hejtu dziennikarskiego

Ciemnogrodu dzień powszedni (80)

           Można gołym okiem dostrzec wykalkulowaną sklerozę mediów, których żywotnym celem jest, by zapomnieć o ostatnich ośmiu latach pisizmu i wrócić do bussiness as usual, czyli do walenia w Tuska i obóz demokratyczny. Gdybyż to jeszcze wynikało ze zmęczenia walką z zamordyzmem, chęcią powrotu do normalności (jakakolwiek by ona była) sprzed rządów Zjednoczonej Prawicy – ale nie, tutaj powód jest inny. W porażającej i przytłaczającej większości ludzie mediów nie byli bojownikami demokratycznej strony, po prostu nie stali po naszej stronie. Nie tylko się nie angażowali, by dbać o poszanowanie prawa, lecz oni z reżimem „dobrej zmiany” kolaborowali na różnych poziomach. Często za pieniądze, czasem ze strachu, głupoty, ale także z racji zbieżności ideowej i na złość „libkom i POjebom” (z tym akurat zbyt starannie się nie kryli).

            Kiedy zaś się okazało, że Polska autorytarna z marzeń Kaczyńskiego i spółki została w wyborach przez większość głosujących odrzucona – wówczas przestraszyli się i wściekli, a ponadto zapałali chęcią odwetu na tych, którzy nie dość, że ich nie posłuchali (od hasła „Nie straszcie PiS-em” – po dogmat „PiS rządzi, bo dusza polska jest pisowska z natury”), ale jeszcze chcą ich rozliczyć z uczynków i zaniechań, niezliczonych przemilczeń korzystnych dla ówczesnej władzy. A poza tym ich wyśmiewają i coraz bardziej lekceważą.

            Napawa strachem „obdzwonionych” także wyjście na jaw skali i głębokości ich zmowy z rządzącymi, co skutkowało zdradą tych, którym tzw. czwarta władza powinna służyć (stąd takie powodzenie określenia #CzwartaPseudoWładza), czyli zwykłych obywatelek i obywateli, będących ich publicznością. Podczas nadchodzących wyborów do samorządów i europarlamentu uczynią wszystko, co w ich mocy, żeby zaszkodzić każdemu, kto jest po stronie demokratycznej. Będą uporczywie i perfidnie lansować skrajności, promować najgorsze polityczne męty i szumowiny, byle tylko podstawić nogę opcji antyautorytarnej.

            I nie mówimy tutaj o agenturze putinowskiej, bo to inny temat („Rosja już tu jest” – że przywołam głośne i nośne stwierdzenie generała Pytla), choć podczas protestów rolniczych ujawniło się, jak jest ona rozległa i sprawna. To poważne zagrożenie dla porządku w państwie. Widać też wyraźnie, kto w nią jest zaangażowany spośród polityków i działaczy rozmaitych organizacji. Jeśli odpowiednie służby nie podejmą energicznych i stanowczych działań, to czarno widzę przyszłość naszej państwowości. Bezkarność ośmiela zdrajców i prowokatorów. A nie mam na myśli rozbijania blokad, ale likwidowanie jaczejek.

            Ci dziennikarze nie są jednak agentami wroga zewnętrznego, co nie znaczy, iż są mniej groźni dla polskiej demokracji. Zatruwają umysły symetryzmem, populizmem i niechęcią do systemu wartości opartego na współpracy, zaufaniu, tolerancji, wspólnotowości i przestrzeganiu ustanowionego prawa (nie mamy dwóch systemów prawnych, pomiędzy którymi toczy się spór!). Nader wiele za to robią, żeby lansować panświnizm. Promują najwstrętniejsze kreatury, byle tylko byli to osobnicy walący w polityków i zwolenników koalicji 15.X, która u nich często (i to nawet bezwiednie nierzadko) funkcjonuje jako rząd 13.XII.

            Tu dochodzimy do punktu węzłowego. Publiczność, do której kierują swój „nauczycielski” przekaz, nie uważa za właściwe potulnie słuchać, ponieważ skończyły się czasy „ciemnego ludu”. Cóż więc robią państwo P.T. Dziennikarstwo? Zdobywają się na autorefleksję? Dociekają, co zmienić, poprawić w swojej pracy? Otóż nic bardziej mylnego! Oni zaczynają otwartą i brutalną walkę z tymi liderami opinii (influenserami w mediach społecznościowych), którzy nie dość, że im nie czapkują, nie dość, iż mają własne zdanie, które wygłaszają – to jeszcze się ośmielają mówić jasno i dobitnie, co sądzą o takich dziennikarzach oraz ich postępowaniu (również o specyficznym warsztacie). Potępiają ich tak, jak oni na to zasługują. Niewybaczalny afront…

            Tego już zdzierżyć nie mogła #CzwartaPseudoWładza i przeszła do ofensywy. Zaatakowała paskudnie i bezpodstawnie (co wykaże postępowanie sądowe, acz i bez niego okazuje się, jakimi manipulacjami się posłużono) jednego z wiodących w mediach społecznościowych komentatorów rzeczywistości. Rzecz jasna, metodą starą jak świat: niemerytorycznie, nie polemizując z jego poglądami czy racjami, lecz zarzucając mu wulgarny język, który wcale im nie przeszkadza u pisowskich polityków i ich akolitów, że o internautach nie wspomnę. Wyłania się ciekawy wniosek: otóż kląć i bluzgać może każdy, ale pod warunkiem, że nie jest zwolennikiem „jagodności”, lecz wręcz przeciwnie – stoi tam, gdzie neozomowcy z pałkami teleskopowymi. Obiektywnie biorąc, takimi pałkarzami są ci, którzy zaczęli wojnę z autentycznie wolnymi ludźmi, czyli z niemilczącą większością. Przegracie z nami!

            Litościwie pominę kwestię tego, że według owych dziennikarzy za pracę tylko im się należy wynagrodzenie, kto zaś pisze na zamówienie ekspertyzy politologiczne, ten powinien to robić gratis… Ale to inny wątek, tutaj skupiam się na swoiście pojmowanym dostępie do mediów. Oto ma być ono racjonowane. „Prawdziwi” dziennikarze mogą pisać w swoich gazetach (za pieniądze i reklamy), a jednocześnie na profilach internetowych (ech, te rozczulające „wyłącznie opinie prywatne”), natomiast obywatel nie może wyrażać swojego zdania, gdy wykonuje jakąś inną pracę, która ma styczność z jego kompetencjami i zainteresowaniami. To nawet nie jest moralność Kalego, ale moralne kalectwo.

*

Felieton ten dedykuję Pablo Moralesowi.

– – – – – – – – – – – –

Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.

buycoffee.to/robertpasnicki

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *