Kiedy media społecznościowe stały się częścią naszego życia, pojawiły się nowe rodzaje interakcji. Pojawiły się też nowe formy wyrazu starych i dobrze znanych zjawisk społecznych. Jedną z nich jest mowa nienawiści. Nowe, bo nagle zyskały niesamowite zasięgi. Przed erą internetu uważano, że przyczyną głupoty jest brak dostępu do informacji. Przed epoką mediów społecznościowych uważano, że internet służy do komunikacji, upowszechniania i weryfikowania informacji. Cóż, rzeczywistość weryfikuje hipotezy.
Co to jest hejt
Hate to z angielskiego nienawiść. Hate speach to mowa nienawiści. Zapytałem ostatnio na Xwitterze po czym rozpoznajemy hejtera. Odpowiedzi mnie zaskoczyły. Większość osób mówiła o agresji, wulgaryzmach, chamstwie. W moim głębokim przekonaniu te zjawiska mogą się łączyć z hejtem, ale mogą również występować samodzielnie, a hejt dobrze sobie radzi bez nich. Dlatego nie przybliżają nas do istoty hejtu,
Na stronie Humanity in Action Polska znalazłem taki opis:
Mowa nienawiści (ang. hate speech) jest zjawiskiem, które polega na używaniu języka w celu rozbudzenia, rozpowszechniania czy usprawiedliwiania nienawiści i dyskryminacji, jak również przemocy wobec konkretnych osób, grup osób, przedstawicieli mniejszości czy jakiegokolwiek innego podmiotu będącego „na celowniku” danej wypowiedzi. Akceptacja mowy nienawiści w wymiarze społecznym prowadzi do utrwalania się stereotypów, uprzedzeń i powodując mniejszą akceptację przedstawicieli grup ‘hejtowanych’ może także prowadzić do tzw. przestępstw z nienawiści (ang. hate crimes). Mowa nienawiści przyjmuje różne formy i dlatego istnieje trudność w jednoznacznym określeniu czym ona dokładnie jest.
Dobrze odpowiada to mojemu intuicyjnemu rozumieniu mowy nienawiści. Szczególnie istotne jest tutaj podkreślenie, że może ona dotyczyć konkretnych osób, co bardzo często jest pomijane.
Kto to jest hejter
Pochodną słowa „hejt” jest słowo „hejter”, które określa osobę używającą mowy nienawiści. Stało się ono powszechnie używaną inwektywą wobec osób, które wyrażają swoje poglądy lub przekonania w sposób wyrazisty. Wystarczy powiedzieć o kimś, że jest hejterem, i nie musimy uzasadniać swojego negatywnego stosunku do tej osoby. Bo przecież hejter to jednoznacznie negatywne określenie. Jeżeli ktoś jest przestępcą, nie trzeba się tłumaczyć, dlaczego go nie lubimy. Słowo „hejter” stało się wygodnym wytrychem, żeby osoby, z którymi się nie zgadzamy, po prostu wykluczyć. No bo przecież nie wypada rozmawiać z hejterem. Proste.
Ponieważ jednak słowo „hejter” nie ma powszechnie przyjętej definicji, coraz częściej używane jest już nie jako wytrych, ale jako kij bejsbolowy, do okładania tych, co myślą inaczej, albo przeszkadzają w naszych planach, naruszają nasze interesy. Pretekst do przyklejenia tej etykiety łatwo znaleźć w mediach społecznościowych, gdzie swoboda języka jest nieco większa, niż w realnym świecie.
Stało się więc słowo „hejter” sposobem na zmianę znaczenia słów i czynów. Użył słowa „dupa”, „debil”, „ch*j”, „zjeb”, czyli hejter, czyli nie ma nic do powiedzenia, bo sieje nienawiść.
Mowa nienawiści
Prawdziwa mowa nienawiści nie potrzebuje wulgaryzmów. Nie potrzebuje agresji. Nie potrzebuje chamstwa. Obiega internet screen z wypowiedzi Tomasza Hutyry pracującego w radiu Wnet.
Czy to jest mowa nienawiści? Nie sądzę. To zwykłe chamstwo i prostactwo. Kiedy na absurdalne, hejterskie teksty, nie zawierające wulgaryzmów ktoś odpowie grubszym słowem, pomija się kontekst i krzyczy o hejcie.
Nie. Hejt to nie są słowa uznane za wulgarne ani emocje. Hejt, to sianie nienawiści. Wszyscy pamiętamy takie wypowiedzi:
Cała Polska z Was się śmieje komuniści i złodzieje.
Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami.
W każdym społeczeństwie jest taki element najbardziej zdemoralizowany, podły, animalny i powtarzam – tutaj się niczym nie różnimy od innych…
W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. (…) To jest jakby w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków.
Jeżeli się utrzyma taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety piją tyle samo, co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie.
Nie ma w tych cytatach wulgaryzmów. Nie ma agresji. Ale przecież nikt nie może mieć wątpliwości, że jest to mowa nienawiści. Hejt w czystej postaci. Zachęta do nienawiści, do odrzucenia, do pogardy.
To cytaty z polityka, który od wielu lat miał, i nadal ma, wpływ na Polskę. Do niedawna był to wpływ potężny i przemożny. Destrukcyjny. Ale prezesa Kaczyńskiego dziennikarze nie nazywają hejterem. Wyszukują pojedynczych słów wyrwanych z kontekstu. Słów napisanych czy wypowiedzianych przez tych, którzy docierają do szerszego grona odbiorców. Tych, którzy mogą zagrozić interesom ich, albo ich sprzymierzeńców. Do tego dokleją niezwiązane z niczym dokumenty, wysnują jakieś insynuacje i „afera hejterska” gotowa. A kiedy te dokumenty to faktury, to mamy „aferę fakturową 2.0”.
Czwarta pseudowładza
Kiedy grupa „Kasta” miesiącami niszczyła niezależnych sędziów, ci sami dziennikarze nie czuli potrzeby obnażania mowy nienawiści, mechanizmów i zależności.
Tak działa duża część tzw. dziennikarzy, czyli pracowników mediów mających dostęp do publikowania swoich „produkcji”. Oczywiście, dla niepoznaki, publikują często treści neutralne. Czasem nawet delikatnie skrytykują to, co wszyscy głośno piętnują. Ale prawdę o ich zaangażowaniu pokazują te materiały, które stają się najgłośniejsze. I te właśnie materiały są najlepszym przykładem mowy nienawiści. Celem ich publikacji jest szczucie na osoby, które zagrażają środowiskom, dla których działają. Często nawet bywają nagradzani za te materiały, bo stały się głośne, bo kogoś „załatwiły”, spowodowały duże zamieszanie, bo nie przeszły bez echa. W sumie o to chodzi w dziennikarstwie.
A jednak… czy rzeczywiście o to chodzi, żeby zniszczyć człowieka preparując „aferę”? Przecież te ich produkcje są najbardziej wyrazistym przykładem mowy nienawiści. To próby wywołania niechęci, nienawiści, odrzucenia wobec osób niewinnych, na podstawie zmanipulowanych informacji czy dokumentów i dopisanej nieprawdziwej narracji. A ostatecznie, niszcząc człowieka, osłabia się ideę, o którą ten człowiek walczy.
Is fecit, cui prodest
Ten jest sprawcą, kto odniósł korzyść. Ta stara łacińska maksyma każe iść za tropem. Kto korzysta na sztucznie nakręconych aferach? We wszystkich przypadkach znanych w Polsce w ostatnich latach skorzystało jedno środowisko polityczne. Środowisko prawicowo-populistyczne, które sprawowało władzę przez ostatnich osiem lat. Zapewne skorzystali też wykonawcy – tak zwani „dziennikarze”. Nie znamy na razie rejestru tych korzyści. Ale trudno uwierzyć, żeby ktoś się podejmował tego typu „brudnej roboty” dla idei.
Ostracyzm naszą bronią
Co możemy zrobić wobec hejterów, którzy krzyczą „łap hejtera”? Wobec insynuacji i manipulacji droga prawna często jest trudna, albo wręcz niemożliwa. Ale odbiorcy mogą reagować. I powinni. Jeżeli poznaliśmy „twórcę” hejtu, stosujmy wobec niego ostracyzm. Nie czytajmy, nie komentujmy, nie nagłaśniajmy inaczej, niż jednoznacznie potępiając. I niech to dotyczy nie tylko tych hejterskich produkcji, ale też tych pozornie neutralnych. Nie może być przyzwolenia dla mowy nienawiści szerzonej w mediach. Ostracyzm powinien też spływać na media, które takie „produkcje dziennikarskie” publikują. Media, które sprzeniewierzyły się misji mediów – dążeniu do prawdy i wyjaśnianiu rzeczywistości – nie zasługują na uwagę. Dla tub propagandowych miejsce jest w sekcji oznaczonej czytelnie jako „reklama” albo „materiał sponsorowany”. A odbiorcy mogą to traktować po prostu jako spam.