Przyszedł czas na omówienie ostatniego, miejmy nadzieję, że tylko na razie ostatniego, dzieła Iron Maiden, czyli Senjutsu. Znowu mamy podwójny album, dziesięć utworów i nieco ponad osiemdziesiąt minut fantastycznej muzyki.

Siedemnasty studyjny album brzmi po prostu epicko, choć mam wrażenie, że po głosie wokalisty Bruce’a Dickinsona już znać nieco wiek… Przyszło nam czekać na te dwie płyty sześć lat, choć wydane mogły być ponad dwa lata wcześniej. Opóźnienie wydania – między innymi – spowodowała pandemia covid-19 i związane z nią restrykcje.
Tytuł oznacza z grubsza „taktyki i strategie”, chociaż oznaczać może też umiejętności, zasoby, sztukę wojny, czy wreszcie – magię. Nie jest to album koncepcyjny – tak twierdzą np. w Wikipedii i innych źródłach – ale ja pozwolę sobie mieć nieco inne zdanie. To piąty studyjny krążek(krążki) wydany w XXI wieku i na nich wszystkich, dosłownie w każdym utworze, począwszy od Dance of Death tematem przewodnim jest śmierć i towarzyszące jej okoliczności, czy wierzenia.
Okładka i tytuł tego ostatniego mogłyby sugerować, że treść będzie w jakiś sposób oscylować wokół Japonii, lecz to mylne wrażenie. I w tym sensie rzeczywiście album koncepcyjnym nie jest.

Jak zwykle u Irons, wieloznaczność widzimy i słyszymy od pierwszego rzutu okiem i uchem. Tak jest też w otwierającym wydawnictwo tytułowym Senjutsu. Są bębny – być może odniesienie do taiko, ale jest też i mur, którzy chcą sforsować najeźdźcy z północy. Dickinson, widząc po raz pierwszy tekst Steve’a Harrisa myślał nawet, że może słowa coś mają wspólnego z Grą o tron, czy chińskim Wielkim Murem. Basista wyjaśnił jednak, że chodziło mu po prostu o mur, żaden konkretny mur.
Tak czy inaczej, bębny biją na trwogę, rozsyłane są wici do wszystkich mężów (mężczyzn), by stanęli do boju i bronili tego muru za wszelką cenę, bo chodzi o honor, dumę jakiejś dynastii… Wojna średniowieczna, bo strzały (do łuku) się sypią, ale też mamy jej potępienie, bo knowledge and virtue is stricken by lust (wiedzę i cnotę trawi żądza).
Rallying round to the call
We can hear, far away are the sound of distant drums
And they need everyone at the wall
So the day of our judgement has now begun to fall
Zbieramy się na zew
Na odległych bębnów zew
Wzywają wszystkich pod mur
Nadszedł dla nas sądny dzień.
Drugi na płycie tytuł, Stratego, oznacza grę planszową, zmodyfikowaną nieco wersję japońskich szachów wojskowych, shōgi, czyli gry generałów oraz francuskiej L’Attaque. Tekst, będący dziełem Dickinsona, wydaje się być próbą rozliczenia się z jakimiś dręczącymi go problemami, ulżenia sobie w cierpieniu, grą z Bogiem?
I hear you calling my name
Come to claim my life again
Pray for me, I’m almost there
The pain almost too much to bear
I try to find my way back home
To feel the same again
The voice of nothing listened far too long
Słyszę jak wołasz me imię
Chodź, zażądaj mego życia znów
Módl się za mnie, jestem prawie tam
Ból prawie zbyt wielki ,by go znieść
Staram się znaleźć powrotną drogę do domu
By poczuć to samo znów
Głosu nicości słuchałem o wiele za długo.
Wideoklip do tego utworu trochę kojarzy mi się z filmem ze świata X-men pod tytułem Wolverine (2013 r.) , w którym główny bohater odwiedza Japonię.
Stratego i następny The Writing on the Wall zostały singlami promującymi Senjutsu. Przed wrześniową premierą całego albumu grupa wypuściła w eter w połowie lipca okraszony świetnym animowanym wideo The Writing…
Tytuł odnosi się do symbolicznej biblijnej uczty króla Baltazara, w trakcie której na ścianie, napisane tajemniczą ręką, miały ukazać się słowa Mene. Tekel. Fares. Zapowiadać one miały upadek Babilonu i śmierć władcy. W języku angielskim Pismo na ścianie, to synonim zapowiedzi nadchodzącej klęski, czy nieszczęścia. I o tym też mówią słowa, że chwała imperiów przeminęła, a znaków nadchodzącej katastrofy dalej nikt nie chce dostrzec:
From Hollywood to Babylon, holy war to kingdom come
On a trail of dust and ashes, when the burning sky is done
A tide of change is coming and that is what you fear
The earthquake is a coming, but you don’t want to hear
You’re just too blind to see
Have you seen the writing on the wall?
Od Hollywood do Babilonu, święta wojna o królestwo twoje
Na szlaku z pyłu i popiołów pod płonącym niebem.
Nadciąga fala zmian i tego się boicie
Zbliża się trzęsienie ziemi, ale nie chcecie o tym słyszeć
Jesteście zbyt ślepi, by przejrzeć
Widzieliście pismo na ścianie?
Warto zwrócić uwagę, że Hollywood od Babilonu dzieli nie tylko kawał drogi, ale i szmat czasu…
Gdy pierwszy raz zobaczyłem wideo promujące ten album narzuciło mi się skojarzenie z Aleją potępienia Rogera Zelaznego i nie mogę się go pozbyć. Trochę też „zalatuje” Mad Maxem, tym Na drodze gniewu…
Reżyser tego wideoklipu, Nicos Livesey, powiedział, że chodzi w nim o pokazanie chciwości i dewastacji planety: Jeden procent najbogatszych siedzi w swych błyszczących pałacach, resztę ludzi zostawiając na zewnątrz, by gniła na tej umierającej planecie.
Lost in Lost World to kawałek natychmiast przywołujący, od strony tekstowej, wspomnienie o Run to the Hills z niezapomnianej The Number of the Beast. Z treści jasno wynika – przynajmniej dla mnie – że znowu dostaliśmy pieśń opowiadającą o zagładzie rodowitych szczepów Indian północnoamerykańskich. A nawet o zanikającej o nich pamięci.
Mamy w tekście wymienione bizony wędrujące po preriach, taniec o deszcz, ludzi czczących słońce, szybującego orła, przodków spoczywających nad świętą ziemią… Na pewno widzieliście w niejednym westernie indiański cmentarz, gdzie zmarli spoczywają na drewnianych rusztowaniach ponad gruntem…
We don’t know just what we have ’til we’ve lost it – Nie wiemy co mamy, dopóki tego nie stracimy – śpiewa Bruce, a pod koniec:
Nowhere to go, nowhere to run, our whole nation overrun
Itself existence under threat and soon will be none of us left
Nie ma dokąd pójść, nie ma dokąd uciec, nasz cały naród najechany
Jego egzystencja zagrożona i wkrótce nie zostanie nikt z nas…
Dziewięć i pół minuty wspaniałej, nostalgicznej, zróżnicowanej melodycznie muzyki, momentami przypominającego mi The Nomad z Brave New World.
Kolejny song, to Days of Future Past. Nie ma on nic wspólnego z filmem ze świata X-men o tym samym tytule, ma za to związek ze światem komiksów Hellblazera. W rozmowie z Apple Music Bruce stwierdził: Tekst jest reimaginacją graficznej noweli „Constantine”, a zwłaszcza jej wersji filmowej z Keanu Reevesem. To taka interesująca ustawka, bo zawsze jest założenie że Bóg to dobry facet. W tym scenariuszu Bóg wydaje się być narcystycznym manipulantem. Jest prawie jak psychopata: „Ja ci uczynię te wszystkie straszne rzeczy, a potem ty i tak musisz mnie kochać.” Pasuje? O to pyta ten song.
Once crucified, you forgave it all
But my own life condemned to fall
Where’s the glory in your name?
My twisted soul still burns in flame
Kiedyś ukrzyżowany, wszystko wybaczyłeś
Lecz moje życie skazałeś na upadek
Gdzież ta chwała w imię twoje?
Moja pokręcona dusza wciąż skwierczy w płomieniach.
Cóż, niewiele można dodać do tej wypowiedzi, choć zanim do niej dotarłem, pewien fragment tekstu zabrzmiał mi niczym żale Lucyfera:
To wander in the wasteland
Immortal to the end
Waiting for the judgement
But the judgement never ends
Wędrować po pustkowiach
Nieśmiertelnym po dni kres
Czekać na dzień sądu,
Lecz ten sąd nie kończy się.
Na koniec pierwszej CD dostajemy utwór z lekka „horrorowaty”. Piszę, że z lekka, bo – choć narrator zapowiada, iż może nam opowiedzieć historie, od których włos się jeży na głowie – to konkretów nie daje żadnych. A skąd tytuł Time Machine? Ano stąd, że opowiadający – ponoć nie kapłan, a zaledwie człowiek – wiódł bardzo długie i ekstraordynaryjne życie, a ponadto był w niezliczonych miejscach i czasach dysponując jakimś nieokreślonym wehikułem czasu.
W każdym razie niejedną potworność uczynił, zapewne mieczem wykutym bez gniewu i strachu , którym ciął pod wpływem kaprysu, o czym mowa na początku. Widział twarz Boga i boży szloch niesiony wichrem…
I am not a preacher, I am but a man
You cannot imagine what I’ve seen and done
Eerie collection, darkness is there, wedded to danger
Betrothed to despair
Nie jestem kaznodzieją, a zaledwie człowiekiem
Nie wyobrażasz sobie, co widziałem i uczyniłem,
Upiorna kolekcja, ciemność jest w niej, zaślubionym niebezpieczeństwu
Zaręczonym z rozpaczą.
Taka trochę wariacja na temat Żyda Wiecznego Tułacza, ale to tylko moje domniemanie.

Dokończenie następnym razem…
Czekam