Kolumnę sformował jeszcze przed świtem wyznaczonego dnia. Poprowadził ją jadąc terenowym GAZ69. Dla uproszczenia sprawy nie zabrał ze sobą radiowca a żeby GAZ69 mógł mieć na pokładzie radio, trzeba je tam było zapakować razem z radiowcem „wypożyczonym” z kompanii łączności. Nadmiar zamieszenia jak na takie… „ćwiczenia”. Za GAZem podążało kilka ciężarówek STAR 66 z czołgistami kompanii oraz zespołami technicznymi a jeden T55 z jego własną załogą zamykał przemarsz. Yaxa wiedział, że jego dowódczy czołg pod okiem kaprala Kota, nie przysporzy nawet najbardziej nieprzewidywalnych niespodzianek, zatem łączność radiowa w Gazie nie byłą mu potrzebna. Myślał w nadmiernie techniczny sposób, co dość regularnie przysparzało mu drobnych komplikacji ale drobne komplikacje nie były w stanie skłonić go do modyfikacji jego sposobu planowania.
Yaxa idealnie obliczył czas przemarszu, więc gdy wszyscy byli już na bocznicy gotowi do ćwiczeń, był tam też i słoneczny, mroźny poranek.
T55A wjechał właśnie na lawetę.
Yaxa wybrał najlepszą załogę własnego plutonu i najlepszy zespół techniczny na początek. Podkomendni nie zawiedli go. Zapakowali czołg idealnie przy pierwszym podejściu.
Nagle jakiś potworny jęk wydarł się z torowiska a potem jakby chrupnięcie pękającej ogromnej kości i… i koła kolejowej lawety zatonęły w kruszonym granicie pomiędzy szynami, które rozeszły się nieco na boki.
– No to przeszliśmy na rosyjski rozmiar… – Yaxa mruknął bezwiednie do siebie pod nosem.
– Coś tak jakby… – Odpowiedział mu jakiś basowy głos. Dopiero ten komentarz uświadomił mu, że wypowiedział swą myśl na głos, więc spojrzał w stronę, z której go usłyszał. Obok niego stał tylko starszy kapral Kot, który za namową Yaxy ukończył kapralski kurs i pozostał w wojsku po zakończeniu służby poborowej.
Komendant ćwiczeń rozkazał wszystkim oddalić się od lawety i spokojnie obszedł ją dookoła, przyglądając się szczegółom w poszukiwaniu tych mogących potencjalnie skomplikować sytuację „politycznie”, lub uczynić ją niebezpieczną dla ludzi. Szczęściem w nieszczęściu, koła osiadającej platformy kolejowej symetrycznie zagłębiły się w kruszywie, nie czyniąc nawet widocznych uszkodzeń w podkładach kolejowych. Symetria gwarantowała, że czołg nie zsunie się z lawety pod wpływem grawitacji, czyli, że do czasu przybycia dźwigu, zbędne są prace zabezpieczające, jakie musiałby nadzorować.
– No to ćwiczenia skończone, na dzisiaj… – Powiedział na głos wzdychając a w myślach dokończył –… komendant garnizonu musi wyznaczyć wojskowego inspektora a kolej swojego, WSW musi spisać protokół ‘o braku konieczności wszczynania śledztwa w sprawie dywersji’… Dobrze jeśli uporają się z tym do końca dnia… Jedyne co mogę zrobić to wystawić warty…
+++
Yaxa wracał z bocznicy kolejowej samotnie. Część podkomendnych pozostawił na warcie a część odesłał wcześniej ciężarówkami.
Rosyjskie wyobrażenie o jeepie, czyli GAZ69 zarzucał momentami na polnej drodze, gdyż ziemia była zmarznięta a miejscami pokrywał ją lód z nadtopionego i ponownie zmrożonego pierwszego w tym roku śniegu. Yaxa prowadził auto, raczej wolno ponieważ miał powody nie ufać rosyjskiemu samochodowi terenowemu w takich warunkach.
Krótko po tym jak obraz bocznicy zniknął ze wstecznego lusterka, Yaxa ujrzał postać wędrującą skrajem lasu wzdłuż drogi. Bardzo szczupła postać niemal jego wzrostu w zbyt obszernym polowym mundurze bez zimowej kurtki.
To nie oznaczało niczego dobrego.
Yaxa lekko przyspieszył a po niespełna 200 metrach nieznacznie wyprzedził idącego i zatrzymał auto. Przyglądał się postaci przez wsteczne lusterko. Żołnierz kontynuował swój marsz. Minął auto i nawet zaczął się nieco oddalać od drogi w kierunku lasu. Yaxa wysiadł i stanął przy samochodzie. Żołnierz zdecydowanie skręcił w kierunku ściany lasu, która w tym miejscu była o jakieś 20 metrów od drogi ale nie przyspieszył.
Był to bardzo młody chłopak o dziewczęcej urodzie z wyrazem zagubienia w twarzy. Dużo-za-obszerna bluza mundurowa wskazywała bardzo smukłą budowę a wojskowa ‘rozmiarówka’ administracyjnie zakłada, że wysoki żołnierz musi mieć też masę, co w naturze nie koniecznie się sprawdza. Brak nie tylko zimowej kurtki ale i czapki lub beretu, pasa, czy oporządzenia w kontekście pozostałych zaobserwowanych cech, wskazywał jednoznacznie, że to ‘najmłodsze wojsko’, czyli dzieciak z dopiero-co-zaabsorbowanego jesiennego poboru, na tzw. ‘samowolce’, czyli w trakcie ‘samowolnego oddalenia się od jednostki’ i to co gorsza, na ‘samowolce’ najwyraźniej spowodowanej problemami psychologicznymi wywołanymi przez to, co dziś nazywa się bullyingiem a wtedy ‘falą’.
Tak zwane ‘najmłodsze/młode wojsko’ niezwykle rzadko popełniało wykroczenie ‘samowolki’ i w niemal każdym przypadku przyczyną bywała reakcja na bullying. W tym wypadku, katatoniczny marsz i całkowicie nieodpowiednie na mroźny dzień ubranie, nie zostawiały wątpliwości
– Żołnierzu!… Wiesz dokąd idziesz? – Yaxa krzyknął w kierunku postaci kontynuującej swój katatoniczny, powolny marsz bez zwracania uwagi na oficera przy samochodzie. … – Hej! Szeregowy!… Jest cholernie zimno… Wsiadaj, to podrzucę cię kawałek… – Yaxa starał się zwrócić uwagę chłopaka mówiąc w sposób w jaki z pewnością nie mówił do ‘najmłodszego wojska’ żaden z przełożonych, nigdy.
Poskutkowało.
Szeregowy zatrzymał się i po kilku sekundach zastanowienia, zawrócił w kierunku Yaxy. Teraz wydał mu się jeszcze bardziej kobiecy i jeszcze bardziej zagubiony niż na początku.
Zanim chłopak doszedł do auta, Yaxa próbował sobie przypomnieć, czy widział kogoś podobnego w swoim garnizonie. Było w nim coś znajomego i za razem zapomnianego jak ‘słowo na końcu języka’. Miał pewność, że nie był to nikt z materiału na młodych czołgistów, lecz mógł to być też poborowy jego piechoty zmotoryzowanej a tych jeszcze nie rozpoznawał, pomimo swej ponadprzeciętnej pamięci do twarzy. Piechur mógł być też z innej jednostki, bo w promieniu kilkudziesięciu kilometrów garnizonów było kilka.
Chłopak wszedł na drogę, bez słowa podszedł do drzwi auta i po prostu usiadł na siedzeniu pasażera. Yaxa poczuł się nienaturalnie nieswojo w tym momencie ale po paru sekundach usunął to uczucie i zasiadł za kierownicą. Pomyślał, że lepiej nic nie mówić do niestabilnego psychologicznie smarkacza, zanim nie przejadą choć kilkuset metrów. Żeby mi tylko nie wyskoczył w czasie jazdy… W takim stanie psychologicznym najczęściej zdarzają się nieproporcjonalnie poważne urazy… Dwa lata temu początkujący żołnierz/mechanik warsztatowy, który ciężko znosił bullying, stracił równowagę stojąc na wierzy T55, spadł na betonową podłogę warsztatu i zmarł… a T55 ma zaledwie 2,35 metra wysokości…
– To gdzie was podwieźć żołnierzu?… – Po przejechaniu niemal kilometra w żółwim tempie, Yaxa powrócił do roli ‘oficera z bajki dla przedszkolaków’
– Czeka nas trudna przyszłość ale jest ogromna szansa, że wszystko skończy się nie najgorzej… – Chłopak zaczął mamrotać pod nosem, coś co zdawało się raczej objawem poważnych dolegliwości niż nawiązywaniem dialogu. Yaxa już prawie zadecydował, że nie będzie dłużej usiłował prowadzić odstresowującej rozmowy, lecz, po prostu dowiezie dzieciaka do garnizonowej izby chorych i rozkaże natychmiast przetransportować go do szpitala psychiatrycznego w Żarach, lecz zaraz uzmysłowił sobie, że powinien zająć czymś uwagę szalonego żołnierza, nim dojadą. Nie mogę, do cholery, przyspieszyć na takiej drodze… z resztą nawet gdy przyspieszę po wyjechaniu na asfalt, to i tak nie mam gwarancji, że ten chłopak mi nie wyskoczy… Jeśli mu odbije na drodze publicznej, to będzie nawet gorzej… właściwie, to wziąłem sobie do auta tykającą bombę zegarową, której zegara nie mogę zobaczyć…
Jedyne co przyszło mu do głowy dla ratowania sytuacji, to zachęcić żołnierza do kontynuowania jego szalonych dygresji.
– Mów dalej… Proszę, powiedz co jeszcze chodzi ci po głowie.
– Wiesz, że trzeba będzie pozwolić złym ludziom rozpętać trzecią wojnę światową?… Będziesz musiał się jeszcze we mnie zakochać… a ja w tobie… i jeszcze mnóstwo innych rzeczy będzie musiało się wydarzyć…. – Chłopak mówił teraz wyraźniej. Mówił głosem dość niskim ale kompletnie NIE-męskim. Yaxa skupiony na drodze, słuchał żołnierza z rodzajem ‘zdystansowanej wdzięczności’. Dość uciążliwej ale jednak wdzięczności, że chłopak objawia swoje szaleństwo tylko werbalnie. Nawet bredzenie o zakochiwaniu się w kraju, w którym homoseksualizm oficjalnie nie istnieje ani jako przestępstwo, ani jako choroba, nie zdołały zaburzyć jego skupienia. Istnieje duża szansa, że póki mówi nonsensy, nie zacznie robić niczego nonsensownego… Zresztą nie mam lepszego pomysłu, ani zastrzyku, by go zneutralizować… Gdybym wiedział wcześniej w jakim jest stanie, to bym go obalił na ziemię i związał zanim ruszyliśmy… Czym bym go związał?… Coś by się znalazło… Co za pechowy dzień… Najpierw uszkodzony tor, a teraz uszkodzony mózg…
– Mów dalej… mów…
– … Będzie musiało wydarzyć się mnóstwo niecodziennych, rzeczy byś mógł spotkać swoją matkę… – Tego Yaxa już nie był w stanie przyjąć z dystansem. Nie mógł, choć właśnie w tym momencie powinien okazać dystans absolutny.
… będzie musiało wydarzyć się mnóstwo niecodziennych, rzeczy byś mógł spotkać swoją matkę…
Człowiek robiący takie aluzje nie jest z pewnością szalonym żołnierzem. Nie jest szalony a jeśli jest jednak żołnierzem, to z pewnością nie rekrutem Ludowego Wojska Polskiego. Yaxa odwrócił głowę w stronę pasażera, nie panując nad wściekłym wyrazem twarzy ale zanim zdołał powiedzieć cokolwiek, cała jego percepcja ugrzęzła w twarzy pasażera zwróconej ku niemu. To już nie była zniewieściała twarz dziewiętnastolatka, to była twarz młodej kobiety o ledwie dostrzegalnym męskim charakterze. Yaxa patrzył w jej zielone oczy pod niemal białymi brwiami, nie znajdując żadnego słowa, które mógłby wypowiedzieć. Ona także milczała. Nagle poczuł, że samochód zaczął bardziej zarzucać, więc obrócił głowę spowrotem. Jeszcze zanim spojrzał na licznik, obraz za szybą uzmysłowił mu, że przyspieszył i to bardzo. Musiałem wcisnąć gaz wściekłości… Zdjął nogę z gazu ale auto było zbyt rozpędzone, więc zarzucało wściekle na płatach lodu i podskakiwało na przemian na dziurach, musiał więc ponownie dodać trochę gazu by je opanować. Hamowanie w tych okolicznościach groziło niemal pewną katastrofą. Gdy poczuł, że opanowuje samochód, rzucił kątem oka na fotel pasażera.
Był pusty.
Gdy ułamek sekundy później powrócił wzrokiem na przednią szybę, znów zobaczył młodego żołnierza. Chłopak uśmiechał się stojąc może 10 metrów przed maską samochodu, jadącego wciąż nieco zbyt szybko jak na warunki tej drogi, tego dnia. Yaxa próbował go ominąć lewą stroną, ponieważ po prawej ograniczał polną drogę rów melioracyjny, lecz droga okazała się zbyt wąska a co gorsza, po lewej stronie, pagórek w którym drogę wycięto, schodził ostro w kierunku lasu. GAZ69 wykonał kilka niezrozumiałych ewolucji i przetoczył się dwa razy po zmrożonej łące.
Do ociemniałych na nieznanej-długości-chwilę zmysłów Yaxy wdarł się zapach benzyny, to pomogło mu zmobilizować wolę, by wydobyć się z auta. Przeskanował wzrokiem wnętrze, czując nieokreślone przekonanie, że ktoś jeszcze z nim jechał. Samochód był pusty i nic nie wskazywało na to, iż ktoś jeszcze mógł w nim ucierpieć. Yaxa skupił się na sobie. Czuł, że coś jest nie tak z jego ciałem i rozumiał, że musi to oznaczać złamania, lub coś gorszego ale nie zamierzał tego rozstrzygać stojąc przy wraku. Zatrzymał się dopiero, gdy wspiął się po skłonie do skraju drogi i przeszedł nią ok. 10 metrów. Teraz się odwrócił.
Rama brezentowego dachu stanowiąca jedyną i raczej iluzoryczną ochronę kierowcy w razie dachowania, była wygięta w jakiś groteskowy sposób. Reszta wydawała się w-miarę-w-porządku. Nie zanosiło się też na pożar a w polu widzenia nie było żadnego ludzkiego kształtu. Patrząc z przewyższenia drogi musiałby dostrzec coś podobnego, gdyby tam było. Zbrunatniała trawa, poprzecinana plamami zmrożonego śniegu i niczego w polu widzenia, co można by kojarzyć z ludzką formą.
Yaxa usiłował sobie przypomnieć, dlaczego właściwie szukał pasażera w samochodzie i pod nim, dlaczego próbował dostrzec jakiś humanoidalny kształt i najważniejsze, dlaczego, w ogóle, wykonał tak zamaszysty manewr(?) Wiedział, że coś mu umyka z pamięci. Wziął kilka głębokich oddechów, by przerwać takie myśli. Świetnie wiedział jak działa wstrząs wypadkowy, więc zakładał, że cokolwiek się stało, zostanie zrekonstruowane przez jego pamięć, gdy szok minie.
Nagle dostrzegł ruch na skraju lasu. Myśl o pasażerze zabłysła ponownie i natychmiast zgasła. Na skraju lasu przystanęła grupa saren w zimowych szarawych futrach. Zwierzęta przyglądały się nieufnie mężczyźnie, który najwyraźniej swoją obecnością wytwarzał przeszkodę na ich normalnym szlaku.
Czy to te sarny spowodowały mój dziki manewr zakończony kraksą?… Nie mogę sobie przypomnieć… OK, pozbieram myśli po kontakcie z lekarzem…
Yaxa postanowił przejść resztę drogi do garnizonu, pieszo. To zaledwie dwa lub trzy kilometry stąd… Obojczyk iiiiiiiiiiiiiiii prawdopodobnie jakieś żebro mam złamane ale nogi mam całe… OK.