Minister Czarnek… Temat rzeka. Człowiek, który niemal codziennie staje w forpoczcie pisowskiej rewolucji obyczajowej, cywilizacyjnej i politycznej. Rewolucji, której celem jest wychowanie „nowego człowieka”. Nowego „übermenscha”. Istoty, która w pogardzie będzie miała krytyczne myślenie, empatię dla słabszych czy wraże, cywilizacyjne nowinki. Zachłystywać zaś będzie się: złotymi zgłoskami prezesa, siłą, agresją i nienawiścią. Nienawiścią do wszystkiego co minister Czarnek i jego kompania uznają za niestosowne.
A jest tego sporo… Trudno nawet wymienić obszary czy zachowania, które takim ludziom są obrzydliwe. Od kwestii praw osób LGBT po prawa kobiet. Od Polski w UE po praworządność.
Jednak to co naprawdę przeraża dr hab. z KUL pokazał podczas ostatniego spotkania z aktywem PiS.
W pewnym momencie – na oko – osiemdziesięcioletnia wielbicielka kaczyzmu sprezentowała mu kilku minutowy wykład nt. patriotyzmu. Puentując go stwierdzeniem, że Polakom, którzy nie zgadzają się z PiS, którzy mają odmienną wizję Ojczyzny – należy… zabierać obywatelstwo.
Co w tym momencie robi minister polskiego rządu? Otóż, zgadza się z ową bojowniczką o „Polskę PiS”. Zapewne raźną działaczką Legionu Maryi lub podobnej organizacji zrzeszającej kwiat rodzimej inteligencji. Bo kto otrzymuje zaproszenie na takie spotkanie? Przecież nie członkowie krakowskiej Kuźnicy…
Zatem, jeszcze raz: minister polskiego rządu bije brawo szalonej osobie, która proponuje rozwiązania rodem z 1968 roku. Wówczas to komuniści, uprzednio pozbawiając obywatelstwa, wypędzili tysiące Żydów oskarżając ich o syjonistyczne odchylenie i zdradę Ojczyzny.
Pani doskonale ten czas pamięta. Była wówczas dorosłą osobą. Być może biła nawet brawo, gdy jej sąsiadów wyganiano z kraju.
I tę wizję oklaskuje minister edukacji. Czy jest to możliwe w innym kraju? Być może. W Białorusi, Rosji, Chinach czy Wenezueli. W każdym demokratycznym państwie minister ostro dociąłby się od tego typu pomysłów i szybko je ripostował. W Polsce Kaczyńskiego zaś uśmiechając – kłania się im. Jest zachwycony gomułkowszczyzną.
Dziś „nowymi syjonistami” są zatem wyborcy i politycy opozycji. Nowymi komunistami zaś politycy PiS. Historia zatacza koło. Nie zdziwiłbym się gdyby wróciła do czasów Berezy Kartuskiej. Sadystycznych Kostków-Biernackich jest na zapleczu PiS aż nadto…